Irlandczycy jako pierwsi na świecie uznali w referendum ogólnokrajowym małżeństwa jednopłciowe To, co stało się z Irlandią w ostatnim 25-leciu, wydaje się nieprawdopodobne. Na początku lat 90. prawnie zabronione były tu rozwody, homoseksualizm, aborcja i edukacja seksualna w szkołach. Do 1993 r. sądy orzekały kary grzywny bądź kilkuletniego więzienia za kontakty seksualne z osobą tej samej płci. Rozwody były nielegalne aż do 1995 r. Gdy do tego dodać, że ponad 90% szkół podstawowych prowadzonych jest przez Kościół katolicki, wynik referendum można nazwać sensacją. Dziś Irlandia jest w awangardzie zmian społecznych i kulturowych. Irlandia wychodzi z cienia – To wszystko wydarzyło się w ciągu jednego pokolenia – przyznaje John Joe Horgan, właściciel firmy prowadzącej wycinkę lasu w Macroom niedaleko Corku na południu kraju. Sam przekroczył niedawno sześćdziesiątkę i pamięta Irlandię jako zacofany, biedny kraj rolniczy na krańcach Europy. – W latach 70., gdy zaczynałem działalność, nie było dróg, wyprawa do Dublina trwała cały dzień, zresztą mało kto tam jeździł, bo i po co. Świat przeciętnego Irlandczyka kończył się na sześciu klasach podstawówki i pubie we własnej wiosce. – Mało kto wiedział, że Shaw czy Joyce to Irlandczycy, z których możemy być dumni – wspomina Horgan. – Jako naród byliśmy zakompleksieni i strasznie biedni. Naszym wrogiem byli Anglicy, a siłą – zamachy bombowe Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA). Irlandia należała do Unii (wtedy EWG) od 1973 r., ale nie przyniosło to przełomu. W unijnej kasie nie było takich pieniędzy jak dziś, świat tkwił w gospodarczej stagnacji, a i sama Irlandia nie miała warunków do błyskawicznego rozwoju. Kilka lat wcześniej wybuchł konflikt w Ulsterze, w którym do 1998 r. zginęło ponad 3,5 tys. ludzi. Polityków bardziej niż zmiana mentalności narodu interesowały sytuacja w Belfaście i IRA aktywnie wspierana przez Irlandczyków żyjących w USA. Prowadzone od czasu do czasu rozmowy pokojowe nie przynosiły większych efektów. Zabójstwa polityczne, ostrzał domów z broni automatycznej, podpalenia czy zwykłe zamieszki stanowiły wtedy irlandzką codzienność. Dzielnice katolików i protestantów oddzielały w miastach mury i zasieki. Być może to właśnie wygaszenie konfliktu na początku lat 90. (ostatecznie porozumienie pokojowe zwaśnione strony podpisały w Wielki Piątek 1998 r.) sprawiło, że energia liderów społecznych została skierowana w inną stronę – przemian wewnątrz kraju. Zaczęto stawiać na edukację, inwestycje i zmiany w gospodarce. Archaiczne rolnictwo, które w mokrej i chłodnej Irlandii nie mogło dawać obfitych plonów, zmechanizowano, a nieefektywne uprawy zastąpiono hodowlą zwierząt. Rząd nadał priorytet usługom i raczkującemu wówczas przemysłowi komputerowemu. Największe efekty przyniosła jednak całkowita zmiana systemu podatkowego. Irlandia stała się w zasadzie europejską strefą wolnocłową i za rywala miała nieznaną wtedy nikomu Estonię, gdzie ówczesny 32-letni premier Mart Laar wprowadził podatek liniowy. Na początku nowego stulecia Irlandia wciąż była najbardziej katolickim krajem Europy i mimo rozdziału Kościoła od państwa to purpuraci należeli do elity, a ich głos decydował w wielu sprawach. Także dzięki nim Polacy, którzy przyjechali tu po 2004 r., stosunkowo łatwo odnaleźli się na wyspie i zostali życzliwie przyjęci. To właśnie kościelna propaganda przedstawiła nas jako braci w wierze, religijnych, praktykujących katolików, chętnie wypełniających coraz bardziej pustoszejące kościoły. Kościół w odwrocie Trudno powiedzieć, kiedy w Irlandii głos hierarchów przestał być słuchany. Ogromne inwestycje państwowe w infrastrukturę sprzyjały podróżom, w ciągu 10 lat wybudowano sieć autostrad, irlandzki Ryanair stał się światowym potentatem. W Limericku osiadł producent komputerów Dell (potem przeniósł się do Łodzi), w Dublinie swoją centralę na Europę, Środkowy Wschód i Afrykę otworzył Google. Irlandczykom, którzy opuścili swoje wioski, otworzyły się oczy i umysły. – Krytycyzm narastał od dłuższego czasu – opowiada John Polster, emerytowany pracownik socjalny. – Bomba wybuchła jednak kilka lat temu, gdy ujawniono skalę pedofilii wśród księży. Rządowy raport wykazał, że wykorzystywanie dzieci było normą w placówkach prowadzonych przez zakony, a instytucje kościelne robiły wiele, by sprawy te nie ujrzały nigdy światła dziennego. Pedofilami okazywali się katecheci, spowiednicy, proboszczowie, a nawet biskupi. Molestowanie stało się
Tagi:
Marek Berowski









