Prof. Grażyna Dyląg wykłada w Wiedniu, ale wszystko, co najlepsze, kojarzy się jej ze Śląskiem Korespondencja z Wiednia „Liebe Grażyna! Dziękuję, że mogłem być w trakcie pani zajęć (to polsku, dalej już po niemiecku). Jestem pod wrażeniem pani sposobu pracy. Wprawdzie wolno mi było tylko krótko podejrzeć pani zajęcia, ale zauważyłem, że pani pracuje bardzo konkretnie. (…) Jest pani dla mnie inspirującą nauczycielką. Pragnę z całego serca móc się od pani uczyć i z panią pracować”. To jeden z wielu listów od studentów, które dostaje prof. Grażyna Dyląg, prodziekan, czyli współprowadząca, wydziału aktorskiego Max Reinhardt Seminar w Wiedniu. Od 23 lat uczy tam aktorstwa, a po reformie zarządu słynnej uczelni jest jedną z czworga (dwie profesorki i dwóch profesorów) zarządzających. – Nigdy nie odczułam – czy byłam w Berlinie, czy jako bardzo młoda profesorka w Salzburgu – tego, że jestem kobietą. W pracy coś mi się udało albo nie. Nigdy nie byłam traktowana inaczej z powodu płci. Kiedy był u nas rozpisywany konkurs na dwie profesury, jedyny raz się uparłam, żeby zachować ten styl – wchodzą koleżanka i kolega profesor. Zarządzamy wydziałem zespołowo, ale pierwszy raz w historii na zewnątrz reprezentuje nas kobieta. Cała czwórka nie może przecież wszędzie