Wpisy od Beata Dżon-Ozimek

Powrót na stronę główną
Kraj

Przystanek Pokrzywna

W kilka osób, w jedynym we wsi miejscu narad – „pod altanką” na Słonecznej Polanie, uznali, że nie boją się wyzwania.

Dziura, koniec świata, kacze doły. Pragnienie Roberta Hojdy, inicjatora Tour de Konstytucja (TdK), fundatora i prezesa Fundacji Aktywna Demokracja, by zawitać w to „szczere pole”, spełniło się 3 lipca, w czwartym roku letnich spotkań edukacyjnych dotyczących konstytucji, praw człowieka w RP i stanu obywatelskiego ducha. Spotkań wymyślonych jeszcze w czasach mroku prawnego za rządów PiS. Owo pole o nazwie Słoneczna Polana znajduje się w najmniejszej miejscowości na trasie TdK, w Pokrzywnej. Liczba obywateli – 240. Położenie – u stóp Gór Opawskich i ich najwyższego szczytu, Biskupiej Kopy.

To „szczere pole” już kilka godzin przed rozpoczęciem dyskusji z prawnikami i aktywistami o paragrafach 31 i 32 Konstytucji RP czekało z wielkim namiotem na wypadek deszczu, z ławami na 140 osób i domkiem gościnnym dla konstytucyjnych tułaczy, jeżdżących wozem, gwarantującym samodzielność w terenie. I tak od 2 czerwca do 31 sierpnia, tego lata już kilkanaście tysięcy kilometrów.

Silna ekipa. Danuta Przywara – socjolożka, działaczka społeczna, historia Solidarności i praw człowieka, założycielka w Polsce Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka (HFPC), przewodnicząca jej rady. – Nasza ci ona! Urodzona w Strzelcach Opolskich – cieszyli się niektórzy. Teraz będą wiązać działalność HFPC z Danutą – ciepłą, umiejącą wsłuchać się w każdego. Dalej energiczna Kinga Dagmara Siadlak, adwokatka, edukatorka prawna, wiceprezeska Fundacji Aktywna Demokracja, frontmenka Tour de Konstytucja, oraz Robert Hojda – talent wszechstronny. Z promiennym uśmiechem, a w tle amerykańską muzyką country i drogi. Dla mnie – Jerzy Owsiak polskiej edukacji prawnej i obywatelskiej.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Watchdog szczerzy kły

Niełatwo być aktywistką, szczególnie w najmniejszym województwie Polski.

– Mam w sobie coś takiego, że okazuję sprzeciw. Tak było jeszcze za komuny, podczas strajków studenckich na Śląsku. Kiedy nastało PiS, poczułam ten sam zew, że tak być nie może, stąd KOD od 2016 r. Coraz więcej ludzi wtedy rezygnowało z aktywności, protesty niczego nie zmieniały, ale ja jestem uparta i konsekwentna – mówi Małgorzata Besz-Janicka, przewodnicząca i nowa twarz opolskiego KOD. Inżynierka środowiska, właścicielka pierwszych szkół językowych w Opolu, koordynowała obywatelską kontrolę wyborów w regionie. Począwszy od samorządowych pięć lat temu, przez europejskie, parlamentarne, po prezydenckie. Wszystko społecznie. – Sakramencka robota, tygodniami nie wiedziałam, jak się nazywam, ale wydawało się to cholernie ważne – stwierdza.

Opolski KOD występował ze wsparciem dla Strajku Kobiet, nauczycieli, imigrantów, monitorował sprawę zatrutej Odry, bronił niezależności lokalnej prasy. Członkini m.in. społecznej rady mediów cieszy się na Opolszczyźnie ogromnym zaufaniem. Wyważona, delikatna, ale nieustraszona. I torunianka, od lat na Śląsku. Uzupełnia się charakterologicznie z inną działaczką społeczną na tym terenie, Joanną Radzińską-Iwaszkiewicz. Łączy je poczucie sprawiedliwości, odwaga, poza tym miłość do koni i psów. Niechętnie mówią o sobie, ale skoro już się zdecydowały, to szczerze.

Joanna Radzińska-Iwaszkiewicz ściągnęła do Opola Alinę Czyżewską, aktywistkę wywodzącą się z Sieci Obywatelskiej Watchdog i Kultury Niepodległej, obywatelskiego ruchu ludzi kultury. Watchdog prawdopodobnie po raz pierwszy zawitał wtedy do Opola. – To było po wydarzeniach z 13 grudnia 2019 r. w oddziale Muzeum Śląska Opolskiego, czyli Muzeum Czynu Powstańczego w Górze Świętej Anny, skąd w skandaliczny sposób zwolniono wszystkich pracowników – opowiada Joanna Radzińska-Iwaszkiewicz. Nie ukrywa, że jednym z nich, kierownikiem muzeum z 11 letnim stażem, był jej mąż.

W wyniku współpracy z Czyżewską w 2020 r. powołała do życia Niepodległą Opolską Kulturę (NOK), założoną także z synem, wówczas studentem prawa, i kilkoma innymi osobami. – Bliskie są nam ideały Watchdoga, a instytucje kultury interesują nas szczególnie, bo działy się tam rzeczy, które nie podobają się nam, obywatelom. Od czterech lat sprawdzamy władzę. Stowarzyszenie NOK doprowadziło np. do unieważnienia posiedzenia komisji kultury urzędu marszałkowskiego – nie było kworum, co nie przeszkadzało w głosowaniu. Dzięki nam Opolska Izba Obrachunkowa wszczęła postępowanie wobec Muzeum Śląska Opolskiego, zwolniono też Monikę Ożóg, jego dyrektorkę, po ujawnieniu przez Alinę Czyżewską plagiatu, którym tamta posłużyła się w konkursie na stanowisko – mówi.

Władza pokazała, że nie lubi kontroli obywatelskiej. Były już marszałek województwa opolskiego Andrzej Buła, świeży europoseł, pozwał Czyżewską za naruszenie „dóbr osobistych województwa”. Spektakularnie wygrała.

Za drobiazgowymi badaniami, wgryzaniem się w liczby, daty, za odnajdywaniem połączeń między wydatkami, decyzjami i postaciami stoją księgowi, prawnicy, działacze pro bono. Ze względu na bezprecedensowy pozew marszałka i próbę wywołania efektu mrożącego („województwo kontra aktywistka”) lokalne watchdogi w większości pozostają incognito. „Gębę” dają Radzińska-Iwaszkiewicz i Besz-Janicka.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Zdrowie

Przełamując wstyd

Badania u ginekologa to temat tabu – wynika z raportu „Rozmowy Polek i Polaków o zdrowiu intymnym”. Pomysłowa kampania oswajająca ten temat wciąż przed nami.

Ginekolog, wagina, macica, okres, jajniki, wargi sromowe, a nawet zwyczajnie cipka – to lista słów, które kobiety i mężczyźni omijają szerokim łukiem w rozmowach. W powszechnym języku kobiece organy, jak pochwa, nie istnieją. Nie chorują, nie cierpią, nie dba się o nie. No, chyba że używa się ich do prokreacji, spełnienia „powinności”, rzadziej do sprawiania sobie radości. Celowo uogólniam, ale daje mi do tego prawo najnowszy raport „Rozmowy Polek i Polaków o zdrowiu intymnym” przygotowany na zlecenie Gedeon Richter Polska. Bezlitośnie obnaża on, że nasza płciowość to terra incognita

Oczywiście można zaobserwować zmiany w podejściu do cielesności, ale głównie pośród przyjaciół/ek czy aktywistek/ów zajmujących się aborcją bądź wyrównywaniem szans w dostępie do usług medycznych. Wszystkie te osoby łamią barierę milczenia na temat badania ginekologicznego czy piersi, chorób szyjki macicy, cytologii. Jeśli jednak na taką skalę brak nam otwartości, to kto będzie pamiętał o profilaktyce? Według raportu ponad połowa ankietowanych kobiet w Polsce nie wykonała w ciągu ostatniego roku USG narządu rodnego ani cytologii. 

Rozmowa na „te” tematy bywa trudna, albo tak zakładamy, obawiając się reakcji drugiej strony, negatywnej oceny, a także tego, że przekroczymy przyjęte granice. Co ciekawe, również pogawędki z przyjaciółmi, jeśli dotyczą seksualności, nawet tylko w kontekście medycznym, wywołują u ankietowanych poczucie dyskomfortu (27%). Pozostają tymi „trudnymi” dwukrotnie częściej niż rozmowy o innym delikatnym temacie – zarobkach i ogólnej sytuacji finansowej (14%) czy popełnianych przez nas błędach (14%). Czyli łatwiej nam się przyznać do niepowodzenia, niż pogadać o badaniu ginekologicznym, sutka, jąder, prostaty, choć te ostatnie, dzięki dowcipnym kampaniom społecznym, mają pozytywny odbiór. Pomysłowa kampania oswajająca badania ginekologiczne chyba wciąż przed nami. Dobrze chociaż, że w reklamach podpasek niebieską ciecz zastąpiła już czerwona, jak krew menstruacyjna. Krok do przodu.

Obce planety.

Kto by pomyślał, że wizyta u ginekologa wciąż powiązana jest z lękiem; wiele kobiet powtarza, że już woli iść do dentysty, których to wizyt nikt przecież nie kocha. Podoba mi się, jak młodsze kobiety mówią, że idą do „gina”, tak jak psiarze idą z pupilem do „weta”. I że z tym „ginem”, często mężczyzną, rozważają kwestie zdrowotne, osłabienie libido czy badanie piersi. Z drugiej strony 70% ankietowanych zgadza się, że otwarta rozmowa z bliską osobą mogłaby pomóc przezwyciężyć lęk przed taką wizytą. Mimo to nie inicjują rozmów z najbliższymi. Matki nie cieszą się takim statusem, bo prawie połowa badanych rozmawia z nimi tylko o ogólnym stanie zdrowia, a zaledwie co dziesiąta osoba wtajemnicza je w swoje zdrowie intymne. Lepiej to wygląda w rozmowach z przyjaciółką lub przyjacielem (20%) albo z siostrą (15%), choć to wciąż niewielka grupa. I tu kolejne zaskoczenie – mniejszym tabu otoczone jest np. zdrowie psychiczne, tu widać lata starań i kampanii, także tych ostatnich, postpandemicznych. 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura

Opowieści z podziemia

Jest jeszcze miejsce, gdzie można spokojnie porozmawiać o aborcji, mając za plecami kościół – to wiedeński teatr.

Korespondencja z Wiednia

Najpierw było słowo na A. Potem przeżycia i historie kobiet, z których zrodził się w 2021 r. komiks Beaty Rojek i Soni Sobiech „Opowieści aborcyjne” (wyd. Centrala). Pierwszy taki na polskim rynku. Reżyserka, aktorka i twórczyni teatralna Agnieszka Salamon zwróciła na niego uwagę dzięki znajomej aktywistce, która znała jej poprzedni spektakl – „Tkaczki” oparte na książce dokumentalnej Marty Madejskiej o kobietach w przemyśle tekstylnym. 

– Temat mnie „złapał”, jest niezmiennie aktualny – mówi o „Opowieściach…” Agnieszka Salamon, mieszkająca na stałe w Wiedniu. W Austrii niedługo minie 50 lat od wprowadzenia „aborcji na żądanie”, która nie podlega karze w ciągu pierwszych trzech miesięcy ciąży, jeśli została wykonana w gabinecie lekarskim. Legalne zabiegi zaczęto przeprowadzać po wejściu przepisów w życie 1 stycznia 1975 r. Te pół wieku relatywnego bezpieczeństwa aborcyjnego ma znaczenie, bo od lat korzystają z niego także Polki.

Komiks na scenę.

Salamon, lalkarka po wrocławskiej Akademii Sztuk Teatralnych, związana jest z niemieckojęzyczną sceną artystyczną, m.in. kolektywem Signa. Z mężem Maciejem Salamonem działają w tandemie, on też wspierał Agnieszkę przy teatralnej adaptacji „Opowieści…” zatytułowanej „ABORTIONStories”. Najpierw jednak musiała przekonać wiedeński magistrat, że warto wydać cząstkę miejskiego budżetu na skromną międzynarodową obsadę i komiksową historię, która opowiada o temacie tabu.

W tym czasie pod hasłem „piekło kobiet” przetaczały się przez Polskę kolejne protesty związane z wyrokiem trybunału Julii Przyłębskiej z 22 października 2020 r. Umierały kolejne młode matki. Demonstrowano także pod ambasadą RP w Wiedniu, a o sytuacji Polek obszernie donosiły austriackie media. Wtedy również zawiązał się nieformalny kolektyw Ciocia Wienia, pomagający z Wiednia w dostępie do aborcji. Być może okoliczności i solidarność z Polkami nie miały na to wpływu, ale spektakl dostał dotację. 

Scena miejska, Theater am Werk, podziemie w ścisłym centrum. Idealne miejsce dla aborcyjnych historii, które społeczeństwo i politycy pod rękę z Kościołem chcieliby zepchnąć na margines. Podczas pięciu majowych przedstawień zawsze pełna sala, przekrój wieku i tożsamości płciowych. Może dlatego, że spektakl w uniwersalny sposób oddaje poczucie samotności, zakłamania, to, jak źle traktowane są kobiety. 

b.dzon@tygodnikprzeglad.pl

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Sport

Tańczący z końmi

Na igrzyskach w Paryżu po latach przerwy wystąpi polska reprezentacja w ujeżdżeniu. Skład waży się do ostatnich chwil.

Koń i jeździec stanowią parę, jedność. Na czworobok (arenę zawodów) wychodzą, jakby zwierzęta stąpały tanecznie tuż nad ziemią. Lekko, baletowym prawie krokiem wprowadzają się w piruety, pasaże, przytrzymują nogi w piaffach. Ten wdzięk, ta gracja ruchów skrywają ogrom pracy i potu wylanego przez obie strony – człowieka i konia.

– Wyzwaniem jest, żeby nie tylko się dogadać, ale żeby koń chciał to dla nas zrobić, tak jak sam te elementy wykonuje w naturze. Ujeżdżenie jest fantastyczną dyscypliną, wymaga bardzo dużo pracy i cierpliwości. Albo jest koń zawodnik, który lubi się pokazywać, startować w zawodach, robi to i współpracuje dla przyjemności, albo nadaje się tylko do rekreacji – przyznaje Żaneta Skowrońska-Kozubik, jedna z najlepszych polskich zawodniczek. Pochodzi z rzemieślniczej rodziny ze Śląska, znane są jej z domu cierpliwość i etos pracy, pomagające w pracy z końmi. Zawsze jak wchodzi do stajni, mówi swojemu końskiemu partnerowi dzień dobry. I daje mu buziaka, jakżeby inaczej, skoro ten nazywa się Love Me. 

Ujeżdżenie jest dyscypliną olimpijską, na co dzień to jednak podstawa każdej jeździeckiej dyscypliny. To broń Boże nie ujeżdżAnie. Z pobłażliwą wyższością poprawia mnie trener kadry narodowej seniorów, Andrzej Sałacki. – Ujeżdżanie koni to tam, gdzie kowboje się realizują, a to jest ujeżdżEnie, czyli taniec z koniem, konkurencja olimpijska, inaczej dressage

Mawia się też „tańczące konie”, a skojarzenia ze słynną wiedeńską Hiszpańską Szkołą Jazdy na lipicańskich koniach są jak najbardziej właściwe.

W ujeżdżeniu teoretycznie wiek nie gra roli. – Najstarszym olimpijczykiem w historii ujeżdżenia był Japończyk, miał ponad 70 lat. Doświadczenie swoje robi, ale jest to też wysiłek fizyczny, a z czasem zdolność do regeneracji czy kondycja nam spadają, więc to nie jest aż tak bez znaczenia. Z naszych zawodniczek ubiegających się o udział w olimpiadzie najstarsza to rocznik 1965, najmłodszy zawodnik to 26-latek – wyjaśnia Daniel Karpiński, dyrektor ds. marketingu LKJ Lewada, zarządzający biurem trenera narodowej reprezentacji. 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Obserwacje Wywiady

Dylematy lekarza weterynarii

Działanie dla dobra zwierzęcia nie zawsze oznacza ratowanie go za wszelką cenę Dr n. med. Tomasz Hutsch – adiunkt w Katedrze Patologii i Diagnostyki Weterynaryjnej SGGW, dyrektor laboratorium ALAB bioscience, lekarz weterynarii specjalizujący się w patologii zwierząt laboratoryjnych oraz patofizjologii doświadczalnej, ze szczególnym uwzględnieniem roli mikrobioty jelitowej w chorobach układu pokarmowego. Weterynaria ze względu na uprawnienia i obowiązki musi się rozpychać pomiędzy dyscyplinami naukowymi. Do niedawna po obronie dysertacji lekarz weterynarii zostawał doktorem nauk rolniczych. –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura Wywiady

Czerniowce – mała ojczyzna

Możesz skręcić w lewo lub w prawo, w jednym kierunku będzie śmierć, a w drugim życie Marianne Hirsch i Leo Spitzer – autorzy książki „Duchy domu. Czerniowce w żydowskiej pamięci” Wasz świat ocaleńców żydowskich zapamiętany i tłumaczony jest poprzez język niemiecki. Jakie miejsce zajmuje u was ten język? MH: – Na co dzień mówimy po angielsku. Mamy różne relacje z niemieckim. LS: – Moi rodzice spotkali się w Wiedniu, skąd pochodziła matka, oboje zostali

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Pomnik pamięci Ireny Bobowskiej

Młoda bohaterka, stracona w 1942 r. w Berlinie, została wreszcie upamiętniona. Wystarały się o to 80 lat później Polki z różnych pokoleń 20 marca, u progu wiosny, polska bohaterka otrzymała w Berlinie swoje drzewo, żywy pomnik pamięci, młodziutki grab. Z każdym listkiem, z każdą rosnącą gałęzią będzie przypominał o 22-latce z ruchu oporu z czasów II wojny światowej. Ten drzewny pomnik poznanianki Ireny Bobowskiej znajduje się w ruchliwym miejscu w dzielnicy Moabit, przy murze więzienia na Rathenower

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Dziewczęta z Froteksu

Ciężko pracowały w przemyśle lekkim. Tysiącom kobiet z „watą we włosach” Prudnik zawdzięcza najlepsze czasy Zawsze szły tą drogą tłumy, rzeki ludzi tam i z powrotem. Jedna rzeka do pracy, druga tych, co wychodzili z Froteksu. – Kiedyś było nawet 4 tys. pracowników, proszę sobie wyobrazić, ile tutaj rodzin było zaopatrzonych, później było 3 i 2 tys., 1,3 tys. i mniej. Ale nawet tyle to też tłum, na trzy zmiany – wspomina Barbara Moskwa,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura Wywiady

Ludzie z awansu

Hanka robiła, co mogła, żeby chociaż nam się udało Dr Maciej Jakubowiak – eseista, pisarz, autor książki „Hanka. Opowieść o awansie” (Czarne) Kim jest Hanka? – Hanka to moja mama. I dla mnie była przede wszystkim mamą, to jasne. Ale kiedy po jej śmierci, 11 lat temu, przekopywałem się przez rzeczy i zdjęcia, które zostały w jej mieszkaniu, zacząłem myśleć, że przecież większość swojego życia przeżyła beze mnie, nie będąc mamą. Zastanawiałem się, co o niej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.