Serce Generała do końca biło mocno – rozmowa z Aleksandrem Kwaśniewskim

Serce Generała do końca biło mocno – rozmowa z Aleksandrem Kwaśniewskim

Kierował się interesami Polski. To była cecha generała – prawdziwego oficera i państwowca ALEKSANDER KWAŚNIEWSKI W jaki sposób dotarła do pana wiadomość o śmierci gen. Wojciecha Jaruzelskiego? – Byłem na spacerze, gdy zadzwoniła do mnie dziennikarka z pytaniem, czy to prawda, że generał nie żyje. Byłem właściwym adresatem, do końca bowiem pozostawałem w kontakcie z Wojciechem Jaruzelskim, jego rodziną i najbliższym otoczeniem. Sprawdziłem informację, niestety okazała się prawdziwa. Kiedy po raz ostatni widział pan generała? – Sześć dni przed śmiercią. Trzymałem go za rękę, patrzyłem na niego. W pewnym momencie wydawało mi się, że chce coś powiedzieć, ale stracił przytomność. Wiedziałem, że jest bardzo źle, ale monitor przy łóżku pokazywał, że serce generała wciąż mocno pracuje. Ostatnią dłuższą rozmowę odbyliśmy półtora miesiąca temu. Mówiliśmy o Polsce, Ukrainie, a nawet kłopotach domowych generała. Był absolutnie niesprawny fizycznie, ale jego głowa funkcjonowała znakomicie – żartował nawet z tego, co piszą o nim tabloidy. A kiedy po raz pierwszy zetknął się pan z generałem? – Pierwszy raz zobaczyłem go z bliska na naradzie prasowej – bodajże w ośrodku Ministerstwa Sprawiedliwości w Popowie – na początku lat 80. Wszedł, jak to on, sztywny, w mundurze, w ciemnych okularach. W pewnym momencie zacytował fragment opublikowanego w „ITD” tekstu Mirosława Karwata i Włodzimierza Milanowskiego, który miał spore kłopoty z cenzurą. Sala była przekonana, że jest już po „ITD” i po mnie – byłem naczelnym tego tygodnika. Jednak generał zaskoczył nas jeszcze bardziej – dostrzegł w krytycznym artykule ciekawe podejście, podał go za przykład prowadzenia dialogu z młodymi czytelnikami, zerwania ze sztampą. Komplement w ustach generała był rzadkością – był namiętnym czytaczem tekstów i oglądaczem programów publicystycznych, ale prawie nic mu się nie podobało. Nic dziwnego, że na tej naradzie czułem pełen zazdrości wzrok kolegów po fachu. Muszę powiedzieć, że generał zrobił na mnie wrażenie. Pora cięższą nałożyć zbroję Publiczna pochwała przełożyła się na pana awans? – Nie wykluczam, że mogła mieć wpływ na zaproponowanie mi objęcia redakcji gazety codziennej „Sztandar Młodych”. Stworzyliśmy tam Młodzieżową Akademię Umiejętności, promującą najbardziej wybijające się postacie z różnych dziedzin – młodych naukowców, inżynierów, racjonalizatorów, twórców itd. Generał docenił nasz pomysł – jako premier przyjął grupę młodych talentów w Urzędzie Rady Ministrów. Mieliśmy okazję do dłuższej rozmowy, ale w czasie całego spotkania zachowywał dystans. Krótko mówiąc, było sztywno. Generał jeszcze wierzył, że młodzież jest z partią? – Nieprawdziwe jest posądzanie go o wallenrodyzm, on niczego nie grał, nie udawał nikogo innego. W połowie lat 80. nadal był przekonany, że ustrój można zreformować. Myślał w duchu patriotycznym. Dla niego było oczywiste, że nikt – ani młody, ani stary – nie odmówi wysiłku, pracy i poświęcenia dla ojczyzny, jakakolwiek by ona była. Został wychowany w etosie państwowym. Dlatego tak mu się spodobała nasza Młodzieżowa Akademia Umiejętności. Gdy wróciłem do Polski z igrzysk w Seulu, gdzie zdobyliśmy 16 medali, Mieczysław Rakowski przedstawił mi propozycję wejścia w skład prezydium rządu, objęcia funkcji przewodniczącego Komitetu Społeczno-Politycznego Rady Ministrów. Nie byłem tą ofertą zachwycony, bo strasznie kręcił mnie sport. Podczas wręczania odznaczeń państwowych medalistom olimpijskim w Sali Kolumnowej Pałacu Namiestnikowskiego zwróciłem się do Wojciecha Jaruzelskiego: „Towarzyszu generale, odpowiadam za sport, tak dobrze mi idzie, dlaczego?”. Wojciech Jaruzelski popatrzył na mnie i zakomunikował: „Towarzyszu Aleksandrze, pora cięższą nałożyć zbroję”. Od tego momentu zaczęła się inna jakość relacji z generałem. Zasadnicze zmiany w Polsce wymagały jednak akceptacji społecznej, której ówczesna władza nie była w stanie zdobyć. Co pokazała telewizyjna debata Miodowicz-Wałęsa. Okazało się, że ludzie mają dość dotychczasowego języka – nie interesuje ich socjalizm bez wypaczeń, chcą demokracji, a nie demokratyzacji. Chcą godności i samorządności. Wałęsa nie przedstawił żadnej wielkiej wizji, ale to był prosty komunikat, który ludzie odebrali. On mówił językiem ich zniechęcenia i oczekiwań. Generał to rozumiał? – Oczywiście, debata przyspieszyła proces dochodzenia do dialogu, ale Wojciech Jaruzelski znacznie wcześniej zdał sobie sprawę z konieczności zasadniczych zmian. Wiedział, że ogłoszenie stanu wojennego oznaczało katastrofę PZPR –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 23/2014

Kategorie: Sylwetki, Wywiady