Tatar w burdelu

Z gadziej perspektywy

Nie ma ryzyka, nie ma przyjemności – mawia znajomy odmawiający użycia kondomu podczas czynności nazywanych stosunkiem seksualnym. Z partnerem niestałym, czyli ryzykownym.
Nie ma ryzyka, nie ma przyjemności, mogą niczym mantrę powtarzać klienci stołecznej knajpy, Kampanią Piwną zwaną. Słusznie, bo w owym przybytku sztuki kulinarnej ceny piwa i dań na zagryzkę należą do najmilszych w jakże drogiej wszystkim Warszawie.
Ryzyko przyjemności rośnie ekstremalnie, kiedy zamawia się tatara, czyli siekane mięcho doprawiane, czym podadzą. Żółtkiem zwłaszcza. Bo wtedy pan kelner, jeszcze przed ostatecznym rozwiązaniem, czyli rachunkiem, podsuwa do podpisania oświadczenie. Informujące, że konsument tatara z jajem bierze odpowiedzialność za ewentualne zatrucia na siebie. Bo tatar z jajem to „potrawa wysokiego ryzyka”. Oczywiście, można nie ryzykować i spożyć tatara bez jaja, ale nie muszę chyba pisać, czym jest tatar bez jaja. Erzacem smakowitej potrawy.
Oczywiście, z prawnego punktu widzenia całe takie oświadczenie można o kant jaja potłuc. Wystarczy, że konsument potem zadeklaruje, iż w czasie składania podpisu był w stanie nietrzeźwym, co mu nie tylko wolno w Kampanii Piwnej, ale wręcz mu się należy.
Oświadczenia podobne w duchu proponują kierownictwa kompanijnych partii politycznych dla swych parlamentarzystów. Nie chodzi o wejście na własne ryzyko do klubu parlamentarnego, tylko o ewentualne wyjście. Liderzy kompanijni straszą, że będą brali finansowe lojalki. Jeśli dany parlamentarzysta uzna, że w jego klubie go trują, i zechce klub niczym knajpę opuścić, wówczas czeka go finansowa kara. Będzie musiał zapłacić wysokie odszkodowanie. Karę za taką nielojalność.
Zabawne, że tego typu praktyki bazujące na nieznajomości prawa wśród ludu pracującego miast i wsi i wśród parlamentarzystów, czyli twórców prawa, stosowne są coraz powszechniej. I może jest to słuszny trend.
Klient domu z uciech słynącego może niebawem będzie musiał podpisywać oświadczenie, że wszelkie ewentualne zarażenie bierze na siebie. Inaczej z seksu nici, pozostanie tylko przyjemność z piękną panienką obcowania, ewentualnie rozmowa. Klient komunikacji miejskiej, a także taksówkowej zaraz po wejściu, a może już na przystanku będzie musiał podpisywać oświadczenia, że jedzie wyłącznie na własne ryzyko. W razie wypadku nie ma mowy o roszczeniach. Chory udający się do szpitala, zwłaszcza ten o siłach własnych, będzie też musiał podpisać podobne. Nie będzie mowy o reklamacjach w razie nie tylko śmierci, ale trwałego okaleczenia w szpitalu lub złapania tam długotrwałej choroby np. wirusowego zapalenia wątroby czy innego organu wewnętrznego. Pewnie umierający przed własnym pogrzebem też będzie musiał podpisać oświadczenie, że ryzyko pochówku bierze na siebie. Zwalniając od tego księdza dobrodzieja, firmę grabarską i czekający na niego cmentarz.
Tendencja do zrzucania odpowiedzialności z instytucji świadczącej usługi na usługobiorcę jest u nas coraz powszechniejsza. Strajkującym robotnikom wszyscy, nawet moi koledzy z partii socjaldemokratycznej, przypominają, że skoro fabrykę sprywatyzowano, to państwo i partie polityczne odpowiedzialności za ich los już nie biorą. Bezrobotni też niech głowy nie zawracają, bo nie pracują na własną odpowiedzialność. Chorzy, kalecy też powinni podlegać liberalnej polityce. Żadnego państwa socjalnego, zasiłków, pomocy społecznej. Zawracania sobie głowy przez parlament, rząd, administrację. Wszędzie na własne ryzyko. Państwo jak stołeczny zakład gastronomiczny to ideał obecnej większości w parlamencie.

Wydanie: 2003, 36/2003

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy