Telefon dla kota

Telefon dla kota

Wojskowy Telefon Zaufania ma przeciwdziałać fali Zwykły pokój biurowy w budynku Bez Kantów z pięknym widokiem na Grób Nieznanego Żołnierza w Warszawie. W pokoju tylko jedna osoba w mundurze lub po cywilnemu, telefon, biurko, ekspres do kawy. To tutaj dzwonią ludzie zaniepokojeni lub zagrożeni zjawiskiem fali. Pierwsze słowa dyżurującego brzmią niezmiennie: „Wojskowy Telefon Zaufania – słucham?”. – I bez tego telefonu wiedzieliśmy, że fala w wojsku istnieje – mówi mgr Irena Baczyńska z Departamentu Społeczno-Wychowawczego MON. – Ważne jednak, że teraz, choć nie minął jeszcze tydzień, informacja o telefonie dotarła już do każdej jednostki i powinna być dostępna dla każdego żołnierza. Gdy do jednostek przyjadą rodzice na uroczystość przysięgi wojskowej, będzie kolejna okazja podania także im przynajmniej numeru tego telefonu. Być może poczują się pewniejsi, że w razie potrzeby jakoś pomogą swoim dzieciom, a nawet spowodują konieczną interwencję. Czy Wojskowy Telefon Zaufania pozwoli zniszczyć wynaturzenie życia wojskowo-koszarowego o nazwie „fala”? Nikt nie jest aż takim optymistą. Nie należy przecież łączyć fali wyłącznie z obyczajowością wojskową, gdyż jest zjawiskiem ogólnospołecznym w środowisku młodzieży. Pod różnymi postaciami funkcjonuje w szkołach, na uczelniach i w nieformalnych grupach. W wojsku istniała od dawna, przechodziła niemalże z ojca na syna, starsi bracia i koledzy przekazywali wieść o niej młodszym. Nawet jeśli okresowo wydawało się, że zjawisko wygasa, a ludzie o nim zapominają, to filmy, prasa radio i telewizja pomagały mu znów odżyć. Brutalność i agresja w życiu i w mediach też przyczyniały się do umacniania fali. Każdy młodzian idący do wojska dowiadywał się od kolegów, jak ma reagować na zaczepki starszych. – Gdy cię ktoś zapyta, czy idziesz regulaminowo czy falowo, koniecznie odpowiadaj, że falowo, bo wtedy już jesteś gość – radzono. Takimi wskazówkami niejeden poborowy wpychany był jednak w tryby tej wstydliwej machiny, a w końcu do wojska idzie z reguły młodzież socjologicznie, edukacyjnie i materialnie słaba. Pierwsze żniwo W ciągu pierwszych czterech dni od chwili uruchomienia telefon zadzwonił już 60 razy. Z tej liczby 28 sygnałów wiązało się ze zjawiskiem fali, ale połowa okazała się rozmowami o charakterze wspomnieniowym. Telefonowali starsi wiekiem cywile i emeryci, aby w godzinach porannych dać upust swojej pamięci, przywołując wydarzenia ze służby wojskowej. Natomiast 13 telefonów dotyczyło fali w wydaniu dzisiejszym – były to bardzo konkretne sygnały, które skłaniają do działania w trybie służbowym poprzez kontakt z właściwym dowódcą, komendantem żandarmerii wojskowej czy nawet organem prokuratury. Dwa przypadki to telefony od samych żołnierzy. Jeden poborowy opisywał np. klasyczną sytuację falową, drugi dzwonił niejako na próbę, aby sprawdzić, czy telefon rzeczywiście funkcjonuje, i zabezpieczając się na przyszłość, bo w jego pododdziale spodziewają się zmiany dowódcy. Jeśli ten nowy okaże się gorszy i znów będzie fala, być może interwencja telefoniczna okaże się potrzebna. Pozostałe sygnały pochodziły od rodziców, matek braci, a nawet od sąsiadki rodziców żołnierza. Matka jednego poborowego podała wręcz datę szykowanej już przez starszych żołnierzy tzw. obcinki w jednostce, w której służy jej syn. Żaden z tych sygnałów nie pokazał niczego nowego, nie było też szczególnie drastycznego przypadku. – Liczyliśmy się z możliwością telefonów wymagających natychmiastowej interwencji – mówi Irena Baczyńska. – Na razie takich nie było, ale to dopiero początek. Ważne, że teraz każdy może przejawić jakąś inicjatywę w tej kwestii i nikt nie musi się czuć bezradny. Dodzwonienie się do Wojskowego Telefonu Zaufania też nie powinno nastręczać trudności. Wielu żołnierzy ma telefony komórkowe, można zadzwonić z telefonu wojskowego, z automatu miejskiego w pobliżu jednostki czy podczas pobytu na przepustce. Fakt, że dzwoni telefon, oznacza, że była to celna inicjatywa. Kto jest pomysłodawcą? Pracownicy Departamentu Społeczno-Wychowawczego MON twierdzą, że nie ma jednej osoby, ale wskazują na podsekretarza stanu ds. społecznych, Piotra Urbankowskiego, i na samego ministra Jerzego Szmajdzińskiego. Zaufanie musi być obustronne Dyżur w Wojskowym Telefonie Zaufania, który trwa jednorazowo sześć godzin, pełni kilkanaście osób z dobrym przygotowaniem humanistycznym i pedagogicznym, są też psycholog i socjolog. W tej grupie znajdują się dwie kobiety. Jedną z nich jest Irena Baczyńska, koordynująca pracę całego projektu. Podstawą skuteczności telefonu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2002, 2002

Kategorie: Kraj