Telewizja do śniadania

Telewizja do śniadania

Starowieyski w szlafroku, Stańko w gipsie, Kutz zgubiony w korytarzach, czyli dziesięć lat „Kawy czy herbaty?” Życie w telewizyjnym bufecie przy studiu S-3 zaczyna się około 4.30. Czuć aromat kawy. Pierwsi w studiu pojawiają się realizatorzy dźwięku i światła. Zapalają telewizyjne jupitery. Po nich do pracy przychodzą prezenterzy. Muszą się zastanowić, jak poprowadzić rozmowę, omówić ostatnie szczegóły programu. Później schodzą do charakteryzatorni. Telewizja jest bezlitosna, wyłapie najmniejszy ślad zdenerwowania czy braku snu, więc twarz trzeba przykryć grubą warstwą makijażu. Godzina upływa szybko. Punktualnie o szóstej, gdy większość Warszawy pogrążona jest jeszcze we śnie, zaczyna się „Kawa czy herbata?”. Czwartkowe wydanie prowadzą Anna Pawłowska i Jerzy Kisielewski. Na wysokich obrotach Studio utrzymane w beżowo-zielonej tonacji w rzeczywistości jest o wiele mniejsze, niż wydaje się na ekranie. Na wizji panuje spokój, za to w studiu poza kamerami i w reżyserce – harmider. Goście wchodzą i wychodzą, biegają kamerzyści, dźwiękowcy, charakteryzatorki, kierownik produkcji, prezenterzy i przygrywający na fortepianie Włodzimierz Nahorny. Zmiana tematów i rozmówców jest błyskawiczna. Nagle obraz na ekranie zaczyna skakać. – Co się tam dzieje? – krzyczy jeden z realizatorów. – Jedynka jest permanentnie zielona, czy nikt

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2002, 38/2002

Kategorie: Media