Czy stacje prywatne rozbiją TVP? Był rok 1992. W Polsce nie było jeszcze telewizji publicznej, szefem Radiokomitetu był Janusz Zaorski. W październiku, w podwarszawskim Miedzeszynie, odbywała się konferencja poświęcona 40-leciu Telewizji Polskiej. W konferencji brał udział przedstawiciel EBU (Europejskiej Unii Nadawców Publicznych, największej tego typu organizacji) Werner Rumphorst. I zebrani goście słuchali jego słów jak opowieści science fiction. – W Polsce niedługo powstanie telewizja publiczna – mówił Rumphorst. – Powstaną też telewizje prywatne. I wówczas zaatakują one, wraz z innymi mediami prywatnymi, media publiczne. W imię własnych interesów – żeby przejąć widza, przejąć pieniądze z reklam. To będzie walka twarda, bo we wszystkich krajach zachodnich była ona twarda. Rumphorst przy okazji napomknął, że gdy wygłasza te przestrogi w państwach Europy Środkowo-Wschodniej, większość jego słuchaczy ziewa. Nie mogąc zrozumieć, dlaczego broni telewizji „państwowej”… Bo mówił to 10 lat za wcześnie… Jest rok 2003. Przed sejmową Komisją Śledczą zeznaje Bolesław Sulik, były członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, członek Rady Nadzorczej TVP. – Afera Rywina spadła właściwie z nieba – mówi Sulik. – Wojna dotycząca ustawy o mediach oraz wojna między nadawcami prywatnymi a TVP trwałaby tak czy inaczej. Afera Rywina tyleż więcej zaciemnia niż wyjaśnia. Zaostrza ten spór. Sulik nie jest w swych poglądach odosobniony. Podobnie mówią inni eksperci do spraw mediów. Karol Jakubowicz na sprawę patrzy szerzej: – We wszystkich krajach telewizja publiczna jest przedmiotem niekończących się walk. Wszędzie jest wrzawa i wojna, wszędzie nadawcy prywatni chcą ją zepchnąć z dominującej pozycji. Z różnym skutkiem. Również mechanizm ataku wszędzie jest podobny. W krajach Europy Środkowo-Wschodniej zarzuca się telewizji publicznej, że jest w rękach polityków, więc jest niewiarygodna. Gdy radzi sobie ona z wyzwaniami rynku, atakuje się ją argumentami, że jest skomercjalizowana, że produkuje i emituje za mało programów misyjnych. Gdy tych programów jest dużo i telewizja traci widownię, wtedy dobija się ją opiniami, że jest nudna i nikt nie chce jej oglądać. Telewizja zapomniana W większości krajów naszego regionu te ataki zakończyły się powodzeniem. Na Węgrzech tamtejsza telewizja publiczna jest de facto bankrutem, utrzymuje się z dotacji państwa. Jeszcze w roku 1995 miała ponad 70% widowni, dziś – tylko kilkanaście. Rozbili ją politycy. Najpierw przenieśli jej drugi program na satelitę. A potem zaczęli się kłócić, kto ma telewizją rządzić. W wyniku kompromitujących przepychanek miesiącami telewizja nie miała prezesa albo miała ich dwóch. W Czechach ustawowo ograniczono możliwość emisji reklam w tamtejszej CTV do 1%. Co uczyniło ją telewizją biedną i mało atrakcyjną. Do tego tradycyjnie doszły walki o fotel prezesa. Nie tak dawno mogliśmy niemal na żywo oglądać wielki strajk w praskim studiu, kiedy zespół wypowiedział posłuszeństwo nowemu prezesowi, związanemu z prawicą. Podobną sytuację mamy na Słowacji. Tam nowy dyrektor państwowej telewizji ogłosił, że zwolni 1,2 tys. osób z 2 tys. pracowników oraz zmniejszy liczbę produkowanych programów o połowę. Bo słowacka telewizja ma 18 mln dol. długu. A dlaczego śladem swych południowych sąsiadów nie poszła Polska? Karol Jakubowicz wylicza przyczyny polskiej odmienności: – Telewizja publiczna w Polsce uniknęła karuzeli prezesów. Poza tym szybko zrozumiała, na jakim rynku funkcjonuje. Że marzenia o telewizji wysokiej jakości są samobójcze, że to widz dyktuje warunki. TVP potrafiła się zmienić (ale na gorsze!), nadąża za swoim widzem. Podporządkowała się reklamodawcom. Lecz dzięki temu dysponuje środkami i stać ją na kupowanie dobrych programów. Jaki jest tego efekt? Telewizja publiczna na Węgrzech ma ledwie kilkanaście procent udziałów w rynku, a na Słowacji i w Czechach po dwadzieścia parę. Tymczasem TVP – ponad połowę. Tylko w Austrii telewizja publiczna ma większy zasięg (ale nie ma tam krajowych nadawców komercyjnych). Co więcej, w Europie notujemy tendencję zmniejszania się wpływów telewizji publicznych. Tymczasem TVP wciąż oscyluje na swoim wysokim poziomie. W roku 2000 miała 51% rynku, w roku 2001 – 49%, w roku 2002 – 52%. Prezes TVP, Robert Kwiatkowski, patrząc na te dane, nie ukrywa zadowolenia:









