Terroryści grożą Indiom

Terroryści grożą Indiom

Czy zamach na parlament w Delhi doprowadzi do wojny atomowej? Ministrowie i deputowani uciekali w popłochu, ścigani przez kule. Granaty rozrywały się z hukiem w bramach parlamentu. Policjanci strzelali na oślep do napastników i dziennikarzy. Zuchwali terroryści samobójcy przeprowadzili bezprecedensowy atak na siedzibę indyjskiego Zgromadzenia Narodowego – serce największej demokracji świata. Zanim zginęli w kanonadzie, zdążyli zabić siedem osób. Indie stały się państwem w stanie alarmu. Władze w New Delhi ogłosiły własną wojnę z terroryzmem. Premier Atal Bihari Vajpayee w przemówieniu telewizyjnym stwierdził, że zaatakowany został nie tylko parlament, ale cały naród. „Zwalczaliśmy terroryzm przez ostatnie dwa dziesięciolecia. Teraz nasza walka wchodzi w ostatnią fazę. Będzie to bitwa na śmierć i życie”, oświadczył szef rządu w Delhi. Indyjska opinia publiczna domaga się odwetu. Komentatorzy obawiają się, że może się to skończyć wojną z Pakistanem. Do dramatu doszło w czwartek, 13 grudnia, w New Delhi. W ogromnym kompleksie parlamentarnym wzniesionym z czerwonego piaskowca jeszcze przez brytyjskich kolonizatorów zebrało się ponad 200 deputowanych i kilku ministrów. Opozycja gromko oskarżała władzę o korupcję, burzliwe obrady przerwano. W tej właśnie chwili – była godzina 11.25 – na teren parlamentarnego kompleksu wjechał biały samochód indyjskiej marki Ambassador z włączoną syreną. Auta tego typu używane są zazwyczaj przez deputowanych i członków rządu. Ponadto na szybie pojazd miał oznakowania parlamentu i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (policja przypuszcza, że został skradziony). Jechał tuż za samochodem członków ochrony jednego z parlamentarzystów, udało mu się więc przedostać przez zewnętrzny pierścień bezpieczeństwa wokół gmachu. Ambassador zatrzymał się w pobliżu 12. bramy wejściowej do parlamentu. Wyskoczyło z niego pięciu młodych napastników uzbrojonych w kałasznikowy, automatyczne karabiny RDX i granaty chińskiej produkcji. Terroryści cisnęli granat w posterunek ochrony i natychmiast otworzyli ogień. „Usłyszałem przy wejściu jakby odgłosy eksplodujących petard. Ktoś zaczął krzyczeć: „Terroryści, terroryści!”. Zobaczyłem wielu ludzi strzelających jednocześnie. Nie mogłem odróżnić napastników od policjantów. Zacząłem uciekać, aby ratować życie. Bandyci prowadzili ogień przez trzy lub cztery minuty, a potem rzucili granaty. Zapanował kompletny chaos”, opowiadał deputowany Khara Bela Swain. Jeden z granatów rozerwał się w wejściu używanym przez premiera. Na szczęście szef rządu dopiero jechał do parlamentu. Policjanci i agenci ochrony, ukryci za drzewami, samochodami i rogami budynku obsypali terrorystów gradem kul. Dziennikarze wybiegli na balkon pierwszego piętra, aby zobaczyć co się dzieje, i natychmiast znaleźli się w niebezpieczeństwie. Według wiadomości indyjskiej telewizji Star, funkcjonariusze strzelali jak szaleni zarówno do terrorystów, jak i do dziennikarzy. Ciężko ranny został m.in. kamerzysta sieci Asian News International. W pewnym momencie jeden z fanatyków, opasany ładunkami wybuchowymi, wysadził się w powietrze, wypełniając samobójczą misję. Po upływie niespełna 90 minut bandyci już leżeli martwi obok siebie. Zdaniem dziennika „India Times”, ci gładko ogoleni, szczupli młodzi ludzie, niemal chłopcy, wyglądali raczej na komandosów niż na krwiożerczych terrorystów. „Gdyby jednak byli komandosami, zdołaliby zapewne przedostać się do głównej sali, a wtedy tylko Bóg wie, co by się stało”, stwierdził jeden z członków ochrony parlamentu. W obronie Zgromadzenia Narodowego poniosło śmierć sześciu policjantów, w tym jedna kobieta. Od kul terrorystów zginął też ogrodnik, zaś 27 osób zostało rannych. Na odsiecz siłom bezpieczeństwa przybyli żołnierze oddziałów specjalnym w ciężkim uzbrojeniu. Otoczyli gmach, nie pozwalając nikomu wejść ani wyjść. Dokładnie penetrowali wszystkie pomieszczenia, poszukując terrorystów i materiałów wybuchowym. Rzeczywiście, znaleziono cztery granaty i bombę ukrytą w pojemniku na kanapki. Siły zbrojne w Delhi postawiono w stan pogotowia. Armia zapewnia ochronę najważniejszym obiektom w stolicy. Nikt nie przyznał się do dokonania zamachu, ale politycy w New Delhi uważają, że „zamach na Indie” był dziełem ekstremistów islamskich, być może powiązanych z Bazą Osamy bin Ladena. Dziennik „India Times” przypomina, że niedawno policja w Bombaju aresztowała niejakiego Mohammeda Afroze, który przybył z Wielkiej Brytanii. Zdaniem indyjskiego wywiadu, Afroze jest członkiem Al Kaidy i uknuł plany zamachów bombowych na siedziby zgromadzeń ustawodawczych Indii i Wielkiej Brytanii. Najbardziej rozpowszechnione jest

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 51/2001

Kategorie: Świat