Nie obawiajmy się, że ludzi lekko chorych lekarze będą uznawać za umierających Pos. Joanna Mucha – Sprecyzujmy, na czym miałby polegać testament życia. – Są to dwie instytucje prawne, które, zależnie od decyzji Sejmu, mogą się znaleźć bądź w przyszłej ustawie bioetycznej, bądź w ustawie o zawodzie lekarza. Pierwsza dotyczy osoby zdrowej, umożliwia jej zadeklarowanie, że nie chce, aby wykonywano u niej określone procedury, gdyby zachorowała i była niezdolna do wyrażenia woli. Chodzi tu zwłaszcza o uporczywą terapię, ale nie tylko – np. świadkowie Jehowy na wypadek utraty przytomności mogą zastrzec, że nie zgadzają się na przetaczanie krwi. Lekarz może zastosować się do takiej deklaracji, ale nie musi (np. jeśli domniemywa, że pacjent, który uległ wypadkowi, chciałby za wszelką cenę ratować życie albo zmieniłby zdanie, ale choroba pozbawiła go przytomności). W obecnym stanie prawnym lekarz zawsze jest zobowiązany do wykonania wszystkich możliwych procedur ratujących życie. Jeśli zatem ma do czynienia z nieprzytomnym pacjentem, to nawet gdy wie, że jest on świadkiem Jehowy, powinien przeprowadzić transfuzję. Tymczasem we współczesnej medycynie bez zgody pacjenta nie dokonuje się żadnych zabiegów. Jeśli pacjent jest przytomny, może odmówić wykonania procedury medycznej. Nie ma żadnego powodu, by prawa do odmowy był pozbawiony pacjent nieprzytomny. Dlatego właśnie powinien mieć możliwość wcześniejszego sporządzenia wspomnianej deklaracji. Testament życia jest prawem pacjenta, nie obowiązkiem. Są osoby, które z powodów etycznych, religijnych czy jakichkolwiek innych mają bardzo silną potrzebę wyrażenia swej woli w kwestii dopuszczalnych procedur medycznych – i muszą mieć do tego prawną możliwość. Drugi zapis w ustawie dotyczyłby pacjenta, który wie, że jest nieuleczalnie chory (ma np. stwardnienie rozsiane czy zaawansowane stadium raka). Chodzi o to, aby mógł złożyć deklarację, że jeśli straci przytomność i rozpocznie się proces umierania, nie będzie wobec niego stosowana uporczywa terapia, wydłużająca funkcje życiowe. W przypadku tej formy lekarz miałby prawny obowiązek zastosowania się do życzenia pacjenta. – W jakiej formie powinny być sporządzane te deklaracje? – Rozważane są różne formy. W przypadku pierwszej formy testamentu życia może to być rejestr elektroniczny (podobnie jak funkcjonujący obecnie rejestr, w którym możemy napisać, że nie życzymy sobie, by po śmierci nasze organy były pobierane). W przypadku drugiej – musiałby to być dokument podpisany przez świadków albo oświadczenie potwierdzone notarialnie. W każdym razie powinna to być bardzo mocna deklaracja. – Czym jest uporczywa terapia? – To zabiegi podtrzymywania życia, stosowane wtedy, gdy wiadomo, że już rozpoczął się proces umierania i jest on nieodwracalny. Taką definicję uporczywej terapii wypracował Zespół Roboczy ds. Problemów Etycznych Końca Życia, podczas konferencji naukowej „Granice Terapii Medycznych”, która miała miejsce w październiku tego roku w Warszawie. Definicja jest zbliżona do tego, co na świecie uznaje się za uporczywą terapię. – Czy zawsze wiemy, że umieranie już się rozpoczęło i jest nieodwracalne? – Określenie, kiedy proces umierania się rozpoczął, jest najważniejsze i najtrudniejsze. Zawsze decyduje o tym lekarz, nie ma innej możliwości, ale ze względu na procedury obowiązujące w medycynie, nie obawiajmy się, iż ludzi lekko chorych lekarze będą uznawać za umierających. W którymś momencie wiadomo, że pacjenta nic już nie uratuje – a mimo to dziś trzeba poddawać go rozmaitym zabiegom. Wykonuje mu się kolejną chemioterapię, choć wszyscy wiedzą, że ona nie pomoże. Leczy się go na zapalenie płuc, co nie hamuje procesu nowotworowego, a tylko przysparza cierpień. Podobnych sytuacji jest mnóstwo, lekarze zdają sobie sprawę, że muszą podejmować działania nieprzynoszące żadnych pozytywnych skutków. Pacjent przytomny może powiedzieć, że nie życzy sobie określonych terapii, nieprzytomny już nie. Musimy mu dać do tego prawo. Testament życia jest po to, by umożliwić wcześniejsze podjęcie decyzji. – Czy rzeczywiście musimy? Można uznać, że lekarz jest za wszelką cenę zobowiązany do ratowania i przedłużania życia, bo to wartość najwyższa – i nie powinien np. przejmować się wcześniejszą deklaracją nieprzytomnego świadka Jehowy, że nie chce on transfuzji. – W sposób dramatyczny i drastyczny nie zgadzam się z takim punktem widzenia. Żyjemy w świecie konfliktu różnych wartości, które trzeba ze sobą ważyć. Życie jako wartość również musimy czasem zderzać z innymi wartościami, takimi jak chociażby godność
Tagi:
Andrzej Dryszel









