Tragiczny rejs od stu lat przynosi wielkie zyski ludziom, którzy potrafią go twórczo wykorzystać Tragiczny rejs najsłynniejszego brytyjskiego liniowca zrodził legendę, wciąż przynoszącą nieprawdopodobne zyski tym, którzy potrafią ją twórczo wykorzystać. Przypadająca w tym roku setna rocznica zatonięcia „Titanica” nie mogła więc pozostać bez echa. Ekipa badawcza kierowana przez firmę RMS Titanic, Inc. postanowiła znaleźć odpowiedź na jedno z najbardziej frapujących pytań ostatniego stulecia: jak to się stało, że liniowiec w trakcie dziewiczego rejsu, 15 kwietnia 1912 r., doznał uszkodzeń, które na zawsze pogrążyły go w wodach północnego Atlantyku. Efektem prac naukowców było stworzenie wielowymiarowej mapy zatopionego statku, której gruntowna analiza może przynieść przełom w ostatecznym ustaleniu okoliczności tragedii zapewniającej „Titanicowi” nieśmiertelność właściwie we wszystkich dziedzinach kultury. Na filmowej fali Epokowy wymiar tej tragedii od razu dostrzegła X muza. Premiera 10-minutowego obrazu „Ocalona z Titanica” Étienne’a Arnauda miała miejsce 14 maja 1912 r. – 29 dni po zatonięciu statku. Niewątpliwym atutem filmu był występ Dorothy Gibson (także autorki scenariusza), prywatnie jednej z ocalonych uczestniczek rejsu, występującej na ekranie w tych samych ubraniach, które miała na sobie pamiętnej nocy. Krótkometrażówka Arnauda zaginęła dwa lata później w pożarze. Za bezpowrotnie utracone uważano także „In Nacht und Eis” (1912) Misu Rosescu – ponadpółgodzinną rekonstrukcję zdarzeń wzbogaconą o efekty specjalne, opierające się głównie na pomysłowym wykorzystaniu małego modelu statku. Dopiero w 1998 r. niemiecki kolekcjoner przypadkowo odkrył, że ma w zbiorach to unikatowe dzieło. Przez następne dekady temat powracał z pewną regularnością, zyskując czasami zaskakującą formę. Zrealizowany w 1943 r. na zamówienie nazistowskiego wydziału propagandy „Titanic” Wernera Klinglera oraz Herberta Selpina był siarczystym policzkiem wymierzonym brytyjsko-amerykańskiemu kapitalizmowi. Warto wspomnieć, że sceny tonięcia statku filmowano na pokładzie liniowca SS „Cap Arcona”, wykorzystywanego później do ewakuacji więźniów obozu koncentracyjnego Neuengamme. Brytyjski „SOS Titanic” (1958) Roya Warda Bakera był stosunkowo wierną adaptacją bestsellerowej książki „A Night to Remember” (1955) Waltera Lorda, powstałej na kanwie rozmów przeprowadzonych przez dziennikarza z rozbitkami. Oba tytuły aż do lat 80., kiedy odkryto wrak statku, uchodziły za najbardziej wiarygodne próby odtworzenia tragedii, choć nie wszystkie przedstawione w nich teorie wytrzymały próbę czasu – jak choćby pogląd, że „Titanic” zatonął w jednym kawałku. Nowe, choć niepozbawione interpretacyjnej swobody spojrzenie na tamte wydarzenia przyniósł w 1996 r. telewizyjny „Titanic” Roberta Liebermana. Zamierzeniem twórców tej kanadyjsko-amerykańskiej koprodukcji w gwiazdorskiej obsadzie (Catherine Zeta- -Jones, George C. Scott, Tim Curry) było realistyczne sportretowanie przedstawicieli różnych klas społecznych, z których rekrutowali się pasażerowie. Połowiczny sukces filmu został jednak całkowicie przyćmiony przez bezapelacyjny triumf dzieła Jamesa Camerona zrealizowanego rok później. Film twórcy „Terminatora”, wpisujący w epicki wymiar katastrofy romantyczną opowieść o miłości pięknej i bogatej Rose (Kate Winslet) do biednego malarza Jacka (Leonardo DiCaprio), okazał się oscarowym czarnym koniem (11 statuetek w najważniejszych kategoriach), przynoszącym na całym świecie zyski w wysokości 1,8 mld dol. Wynik ten z pewnością się zmieni, ponieważ w kwietniu kinowy hit Camerona powraca w formacie 3D oraz w klasycznej, cyfrowo odświeżonej wersji. Dzieło Camerona stało się obiektem telewizyjnych, internetowych oraz filmowych parodii, takich jak choćby krótkometrażowy „Titanic II” Jamesa Davida Walleya. Natomiast słynne ujęcie przedstawiające zakochanych bohaterów czule obejmujących się na dziobie okrętu – absolutny faworyt w większości rankingów na najbardziej romantyczną scenę filmową – do dziś powraca w różnych kontekstach. Kosztujący niemal 200 mln dol. „Titanic” skutecznie napędził koniunkturę na poświęcone tragedii publikacje historyczne i popularnonaukowe, dzieła beletrystyczne oraz filmy dokumentalne, umacniając tym samym status legendarnego statku jako chodliwego motywu (pop)kultury. Nie można również zapomnieć, że obraz Camerona zapewnił odtwórcom głównych ról przełomowy w ich karierach awans do hollywoodzkiej pierwszej ligi. W świetle rocznicowych obchodów ciekawie zapowiadają się także premiery dwóch telewizyjnych produkcji: czteroodcinkowego „Titanica”, którego twórcy położyli nacisk na realistyczną rekonstrukcję wydarzeń,
Tagi:
Przemysław Pieniążek









