Trąd w pałacu sprawiedliwości

Trąd w pałacu sprawiedliwości

Prokuratorom przetrącano kręgosłupy, mieliśmy do czynienia z naciskami i ręcznym sterowaniem Z Prof. Andrzejem Zollem rozmawia Andrzej Dryszel – Jak ocenia pan sposób kierowania prokuraturą przez Zbigniewa Ziobrę? – Najważniejszą cechą prokuratury stało się ogromne upolitycznienie czy wręcz upartyjnienie. Minister i prokurator generalny do maksimum wykorzystał możliwości wywierania wpływu na jej działalność. Efekty widzimy dziś. Ciśnienie było tak wielkie, że po wyborach, gdy zawór bezpieczeństwa osłabł, musiało dojść do eksplozji, co stało się w warszawskiej prokuraturze okręgowej, gdzie doszło do swoistego buntu. – Prokuratorzy protestowali przeciw naciskom, jakie wywierała na nich szefowa prokuratury okręgowej mianowana przez ministra. Może obsadzanie kierowniczych stanowisk własnymi ludźmi było przejawem troski o lepsze funkcjonowanie prokuratur? – Nie chodziło o lepsze funkcjonowanie prokuratury, lecz o jej działania podejmowane z pobudek politycznych. Na stanowiskach kierowniczych zmieniono praktycznie wszystkich. W prokuraturze dochodziło do szybkich awansów prokuratorów wprawdzie początkujących – ale znajomych prokuratora generalnego. Dla mnie był to rodzaj korupcji. Dostawali sygnał – będziesz uległy, wtedy możesz liczyć na wyższą funkcję, zostaniesz np. szefem prokuratury rejonowej, będziesz zarabiać dwa razy więcej. – Trąd w pałacu sprawiedliwości. Czy naprawdę groźny? – Konsekwencje tych działań są wyjątkowo poważne. Spójność prokuratury została bardzo poważnie nadwerężona. Odbudowanie właściwych zależności i odpowiednich relacji będzie bardzo trudne. Wielu prokuratorom przetrącano kręgosłupy, mieliśmy do czynienia z naciskami, ręcznym sterowaniem. – Czy Zbigniew Ziobro łamał prawo? – Nie można wykluczyć, że doszło do nadużycia władzy. Ważna jest nie tylko litera, ale i duch prawa, sens przepisu. Prokuratorzy mają działać samodzielnie, ustawa o prokuraturze mówi, że są niezależni w swoich decyzjach. Tę regułę wielokrotnie łamano, prokuratorzy dostawali dyrektywę, że mają stosować areszt, żądać tylu i tylu lat – i musieli to robić, choćby akt oskarżenia rozsypywał się na sali sądowej. Prokurator generalny sam oceniał, co jest przestępstwem, a co nie jest. Akcja CBA i przejęcie dokumentów w szpitalu, w którym pracował dr Mirosław G., były zatem według Zbigniewa Ziobry, legalne i usprawiedliwione; propozycje składane Renacie Beger przez polityków PiS nie miały charakteru korupcyjnego. W sprawie linczu we Włodowej prokurator generalny polecił, by wobec sprawców nie stosowano aresztu tymczasowego, podstawy do aresztowania ministra Tomasza Lipca były już wcześniej, ale nie zatrzymano go, bo zbliżały się wybory. Takich przykładów jest wiele. A gdy w wielu innych sprawach śledztwa umarzano, prokurator generalny przekazywał je innym prokuraturom. Zapewne miały zajmować się nimi tak długo, aż coś znajdą. – Bo min. Ziobro nie tylko bronił interesów politycznych PiS. Potrzebował efektownych sukcesów, pokazania w telewizji, jak sprawnie łapie przestępców. – Te spektakle medialne z zatrzymań godziły w podstawowe wolności i prawa człowieka. Wołano telewizję na szóstą rano, by nakręciła efektowne sceny… Przestępcy też mają godność, a tu zresztą chodziło zawsze o osoby niewinne, którym jeszcze niczego nie udowodniono. Mam na myśli nie tylko sprawę pani Blidy, ale i zatrzymanie pana Czarzastego oraz inne przypadki. Minister jest zwolennikiem bardzo daleko posuniętej represyjności. Ma do tego prawo – ale powinien stworzyć warunki, by jego poczynania były skuteczne. Tymczasem zakłady karne są przepełnione, przekroczono wszelkie normy zatłoczenia, prawie 50 tys. skazanych nie odbywa kar, bo brakuje miejsc w więzieniach. W tych warunkach zwiększanie represyjności jest nieodpowiedzialną polityką. – Więc co zrobić ze skazanymi? Jeżeli nie wykonuje się kar, to prawo nie jest szanowane? – Można szukać dróg wyjścia z tej sytuacji. Szersze stosowanie probacji, odbywanie kary poza więzieniem, rozmaite działania resocjalizacyjne. Tyle że to bardziej skomplikowane niż proste zaostrzanie kar. – Min. Ziobro nie wierzy w skuteczność resocjalizacji, mówi, że ważniejsze jest dla niego dobro ofiary niż przestępcy. – Łatwo mówić, że resocjalizacja nie ma sensu. Przestępca kiedyś jednak wyjdzie po wyroku, znowu może stworzyć zagrożenie. A dziś nie ma żadnych programów postpenitencjarnych, to zupełnie biała plama. Nie zauważyłem, by traktowanie ofiar przestępstw jakoś się poprawiło. Długo nie powstawał fundusz rekompensacyjny, mający wypłacać odszkodowania ofiarom niektórych przestępstw – mimo że jego utworzenie wynikało z międzynarodowych zobowiązań Polski. – Czy zmiany w procedurze i w kodeksie karnym nie były podejmowane właśnie w interesie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 45/2007

Kategorie: Kraj