Waszyngton zapowiedział gigantyczny program uzbrojenia bliskowschodnich sojuszników Amerykańscy producenci broni tańczą z radości. To spektakularne zwycięstwo osławionego kompleksu wojskowo-przemysłowego w Stanach Zjednoczonych. Waszyngton zamierza rozpocząć największy program dozbrajania sprzymierzeńców od czasu zakończenia zimnej wojny. Wartość projektu oceniono na 63 mldA dol. Oficjalnym celem tego przedsięwzięcia ma być powstrzymanie wpływów Iranu. Teheran kontynuuje swój program nuklearny, Stany Zjednoczone i Izrael oskarżają państwo mułłów o dążenie do skonstruowania broni atomowej. Sekretarz stanu USA, Condoleezza Rice, stwierdziła, że Iran „jako pojedyncze państwo stanowi największe wyzwanie dla amerykańskich interesów na Bliskim Wschodzie”. Izrael w obawie przed ekspansją Persji i radykalnego szyickiego islamu zrezygnował ze swej historycznej polityki, której fundamentem był sprzeciw wobec sprzedawania systemów nowoczesnej broni krajom arabskim. W zamian Waszyngton zwiększy wojskową pomoc dla państwa żydowskiego w ciągu najbliższej dekady o jedną czwartą. Wielu polityków i komentatorów skrytykowało zamiary USA. „To gaszenie pożaru poprzez dolewanie oliwy do ognia”, napisał niemiecki dziennik „Frankfurter Rundschau”. Na Bliskim i Środkowym Wschodzie broni jest przecież aż zanadto. Potrzebne są stabilizacja, a nie nowe bomby kierowane laserem. Także Demokraci w Kongresie są przeciwni planom Busha. Szczegóły projektu nie są jeszcze znane. Wiadomo, że Izrael otrzyma systemy uzbrojenia wartości 30 mld dol. w ciągu dziesięciu lat. Administracja Busha bardzo się troszczy, aby przewaga militarna Tel Awiwu w regionie została utrzymana. Zresztą tylko znaczne zwiększenie pomocy wojskowej dla Izraela może sprawić, że projekt dozbrojenia bliskowschodnich aliantów zostanie zatwierdzony przez Kongres. W tym samym czasie amerykańska pomoc wojskowa dla Egiptu wyniesie 13 mld dol. Kair jest hojnie wynagradzany przez Waszyngton za to, że w 1979 r. zawarł traktat pokojowy z Izraelem i do tej pory go dotrzymuje (aczkolwiek jest to „zimny pokój”). Arabia Saudyjska będzie mogła zakupić w USA broń za 13 mld dol., a pozostałe 7 mld przypadnie do podziału małym krajom nad Zatoką Perską (Katar, Bahrajn, Oman, Zjednoczone Emiraty Arabskie). Jak pisze dziennik „Washington Post”, Arabia Saudyjska i powyższe umiarkowane państwa arabskie mają otrzymać okręty wojenne, supernowoczesne rakiety powietrze-powietrze, pociski rakietowe sterowane satelitarnie, nowe wyposażenie elektroniczne dla samolotów bojowych, a także systemy kierowania JDAM, które zmieniają zwykłą bombę w bombę inteligentną. Arabia Saudyjska ma dać gwarancje, że ograniczy zasięg swoich pocisków, tak aby nie mogły dosięgnąć terytorium Izraela. Rijad nie może także rozmieścić nowych rakiet w bazach znajdujących się zbyt blisko granic państwa żydowskiego. Zdaniem komentatorów, powyższy projekt dowodzi, że Waszyngton po sromotnym fiasku operacji w Iraku zrezygnował z polityki rewolucjonizowania i demokratyzacji Bliskiego i Środkowego Wschodu i powrócił do tradycyjnej strategii okrążania i powstrzymywania nieprzyjaciół. Amerykański najazd na Irak okazał się z politycznego punktu widzenia przedsięwzięciem mądrym inaczej. Świecki reżim Saddama Husajna, aczkolwiek odrażający, był jednak przewidywalny, skutecznie tępił islamskich terrorystów i stanowił solidną blokadę dla wpływów Iranu. Po usunięciu Saddama w Iraku zapanował chaos. Amerykanie zniszczyli antyirańską barierę. Obecnie na czele rządu irackiego stoi szyita Nuri al-Maliki, którego przywódcy sunnickiej Arabii Saudyjskiej uważają za marionetkę szyickiego Iranu. Zdaniem polityków izraelskich, Teheran w praktyce już zaanektował Basrę i znaczną część południowego Iraku. W Tel Awiwie narastają obawy, iż państwo mułłów dokona skoku na arabską stronę Zatoki Perskiej. W ubiegłym roku izraelska inwazja na Liban zakończyła się porażką. Proirańscy partyzanci z Hezbollahu stawili twardy opór. Armia izraelska straciła wiele sprzętu wojskowego (mają go zastąpić obecne dostawy). Wkrótce potem Palestyńczycy, obdarzeni przez USA dobrodziejstwem demokracji, zagłosowali niesłusznie i poparli w wyborach fundamentalistów z islamskiego Hamasu. Obecnie Palestyńczycy mają dwa państewka – Hamasstan w Strefie Gazy oraz Fatahland na Zachodnim Brzegu, z faworyzowanym obecnie przez USA i Izrael prezydentem Autonomii Palestyńskiej, Mahmudem Abbasem. Wpływy Abbasa są jednak niewielkie, jest on królem bez ziemi, znaczna część Zachodniego Brzegu to kontrolowane przez Izraelczyków drogi i enklawy. Wśród przywódców państwa żydowskiego narasta lęk przed groźnym sojuszem Iranu, Syrii,
Tagi:
Krzysztof Kęciek









