Trudno mi ukryć łzy…

Zapiski polityczne 1 maja 2002 r. Należę do pokolenia wojujących czynnie o wolność Polski, które miało swoje wielkie dni radości i chwały. Wcześniej zdarzyło się tak legionistom Piłsudskiego i tym wszystkim halerczykom i powstańcom, którzy wywalczyli Polsce niepodległość po rozbiorach. Tragicznie zakończyły się wielkie epopeje żołnierzy września, akowców, żołnierzy Andersa, Maczka, powstańców warszawskich i akcji „Burza”, tych wszystkich, którzy bohatersko walczyli o wolność „naszą i waszą”, a w nagrodę otrzymali układ jałtański i lata tułaczki. Nieliczna cząstka akowskiego wojska, ci, co dożyli i mieli ochotę oraz siły do dalszych zmagań o Polskę, została obdarowana przez los wielkimi dniami powstawania „Solidarności” wraz z młodym pokoleniem Polaków. Na I zjeździe Niezależnego Związku „Solidarność” my – delegowani do stanowienia zrębów wolnego państwa – byliśmy traktowani jak wysłannicy Pana Boga, jak heroldowie zbliżającej się potężnymi krokami wolności. Nasza radość trwała krótko i miewała gorzkie chwile, ale tych pogodnych dni w Olivii nigdy nie zapomnimy, tak były piękne. Mówią nam, że nadużyliśmy danej przez Boga wolności. Pewnie nadużyliśmy, jak to ludzie pijani ze szczęścia, ale i zapłaciliśmy za tę lekkomyślność dosyć drogo. Pomysł, aby tak uderzyć (mówiliśmy: przyp…olić), „aby kremlowskie kuranty zagrały Mazurka Dąbrowskiego”, był szaleńczy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 19/2002, 2002

Kategorie: Felietony