Trzeba bronić państwa dobrobytu – rozmowa z Alfredem Gusenbauerem

Trzeba bronić państwa dobrobytu – rozmowa z Alfredem Gusenbauerem

Obecne teorie, że nadmierne wydatki na cele socjalne są przeszkodą w wyjściu z kryzysu, to absolutna bzdura Z Alfredem Gusenbauerem, byłym kanclerzem Austrii rozmawia Andrzej Dryszel Dlaczego w niemal całej Europie następuje przesunięcie nastrojów i sympatii politycznych na prawo? – To chwilowe zjawisko, które wcale nie musi być trwałe. W końcu mieliśmy też czasy, gdy w wielu krajach rządziły większościowe rządy socjaldemokratyczne. Aktualną dominację ekip raczej prawicowych można tłumaczyć rozmaicie. Wielu ludzi uważa, że partie konserwatywne potrafią skuteczniej walczyć z kryzysem, co jest swoistym paradoksem, bo przecież te ugrupowania zawsze były adwokatami neoliberalizmu ekonomicznego, którego idee legły u podstaw obecnego kryzysu finansowego. Konserwatyści zachowali się jednak zręczniej od socjaldemokratów. W porę odcięli się od neoliberalizmu, stworzyli swoisty „współczujący konserwatyzm” i dokonali wyraźnego rozdziału, głosząc: my to jedno, a przyczyny kryzysu to drugie. Pomagają im też nastroje antyeuropejskie, w wielu państwach następuje powrót do rozwiązywania problemów wyłącznie na płaszczyźnie narodowej, słabnie świadomość przynależności do zjednoczonej Europy. Jedność Europy jest znacznie ważniejsza dla socjaldemokratów niż dla konserwatystów. Polityka gospodarcza, która jest w stanie rozsądnie regulować rynek, powinna mieć miejsce nie tylko na płaszczyźnie narodowej, lecz także ogólnoeuropejskiej. W Anglii, we Francji i w Portugalii partie socjaldemokratyczne nie rządzą, wkrótce pewnie będzie klęska w Hiszpanii. W Austrii też słabną notowania SPÖ (w 2009 r. zdobyli mniej mandatów do europarlamentu niż ÖVP). To nie wygląda na chwilowe zjawisko. – W Austrii socjaldemokracja, po regresie w 2009 r., poprawiła notowania, teraz przewodzi we wszystkich sondażach. Niedługo będą wybory we Francji i lewica ma duże szanse znowu wejść do rządu. W Niemczech koalicja SPD i zielonych staje się coraz realniejszą perspektywą, we włoskich wyborach komunalnych socjaldemokraci uzyskali bardzo dobry wynik. Naturalnie, możliwe są też porażki, takie jak ostatnio w Portugalii i prawdopodobnie wkrótce w Hiszpanii, choć to nie jest przesądzone. Krajobraz polityczny nie ma więc jednoznacznie ciemnych barw. Partie lewicy opowiadają się za rozbudowanym systemem świadczeń socjalnych – a nadmierne wydatki na te cele są uważane przez wielu ekonomistów i polityków za przeszkodę w wyjściu z kryzysu. Czy lewica potrafi być skuteczna w czasach trudnych dla gospodarki? – Przecież głównym powodem kryzysu finansowego jest prawicowa, neoliberalna polityka gospodarcza, która doprowadziła do powszechnej deregulacji, stworzenia bańki spekulacyjnej i złej sytuacji banków. Rządy czuły się zmuszone do ratowania banków i przejmowania ich długów – i teraz prawie wszystkie państwa są bardzo zadłużone. Ale nie w wyniku rozbudowanego systemu socjalnego, lecz dlatego, że w czasach kryzysu próbowały zapobiec najgorszemu. A obecne teorie, że nadmierne wydatki na cele socjalne są przeszkodą w wyjściu z kryzysu, to absolutna bzdura. To nie świadczenia socjalne spowodowały kryzys. Problemem jest to, że trzeba płacić długi będące wynikiem kryzysu bankowego i finansowego. Ograniczenie świadczeń socjalnych spowoduje, że ludzie staną się biedniejsi i obniżą konsumpcję, więc gospodarki wielu państw jeszcze bardziej zwolnią. Poza tym to skrajnie niesprawiedliwe, jeśli ludzie, którzy absolutnie nie są winni kryzysowi finansowemu, mają za niego płacić. Byłoby fair, gdyby ci, którzy kryzys spowodowali, a wcześniej osiągali i nadal osiągają ogromne zyski, dołożyli się do jego przezwyciężenia. Prawica ma proste pomysły na pokonanie kryzysu, zwykle zgodne z zaleceniami MFW: zmniejszenie nakładów socjalnych, zmniejszenie płac, zmniejszenie podatków, zmniejszenie deficytu. Można się z tym nie zgadzać, ale czy to nie jest skuteczna recepta? – Na pewno nie jest. Sposoby naprawy proponowane przez konserwatystów są fałszywe, co widać na przykładzie Grecji. Dług publiczny stanowił tam 145% produktu krajowego, a po zastosowaniu drastycznych środków oszczędnościowych jeszcze wzrósł i Grecja musi dostawać coraz większe wsparcie unijne. Gospodarki krajowe są uzależnione nie tylko od tego, czy rozwijamy eksport, lecz także od naszego własnego popytu. Europa eksportuje na inne kontynenty zaledwie 8% produkcji. Ponad 90% jest sprzedawane i konsumowane tu, na wewnętrznych rynkach europejskich. Wielkość konsumpcji zależy od siły nabywczej ludzi, więc wszelkie koncepcje mogące ograniczyć popyt są skrajnie szkodliwe gospodarczo i społecznie. Eksport jest oczywiście konieczny, bo w następnych latach aż 70% światowego wzrostu gospodarczego przypadnie tylko na siedem państw: Chiny, Rosję, Koreę Południową, Indie, Indonezję, RPA i Brazylię. Jeśli Europa chce mieć w tym udział, musi poprawić konkurencyjność. Ideologia, że wszyscy jesteśmy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 34/2011

Kategorie: Wywiady