Trzecia intifada?

Trzecia intifada?

Równie dużo wątpliwości wywołała egzekucja 17-letniej Danii Ersheid. Pewnego dnia pod koniec października Dania szła się pomodlić. Mieszkaniec Hebronu, który stał za nią w kolejce do izraelskiego posterunku przecinającego miasto, opowiedział CNN o tym, co się stało: „Wyglądała na 14 lat. Przeszła przez bramki do wykrywania metalu. Wokół niej stało siedmiu czy ośmiu żołnierzy. Sprawdzili zawartość jej szkolnego plecaka. Niczego nie znaleźli w jej torbie, ale zapytali, gdzie jest nóż. Powiedziała im: »Nie mam noża«. Zaczęli strzelać tuż obok jej nóg. Była przerażona, cofnęła się o pół metra, może metr. Podniosła ręce do góry, powtarzając: »Nie mam noża«. I wtedy wystrzelili osiem-dziesięć pocisków, ale nie wiem, kto dokładnie strzelał. Dania upadła na ziemię”. Jej pogrzeb zamienił się w masowy protest.

W Betlejem, przy betonowym murze, do protestów dochodzi praktycznie codziennie. Nikt ich specjalnie nie zwołuje. Po prostu, gdy w Hebronie czy Jerozolimie ginie kolejna osoba, młodzi Palestyńczycy i Palestynki przychodzą pod izraelską wieżę strażniczą protestować i rzucać kamieniami. Mieszkańcy okolicznych domów szybko zamykają wtedy okiennice, by chronić się przed gazem łzawiącym wystrzeliwanym przez izraelskich żołnierzy. Pod koniec października izraelskie siły bezpieczeństwa weszły do pobliskiego obozu dla uchodźców Aida. Jadąc wojskowym dżipem, straszyli przez głośnik: „Mieszkańcy Aidy! Jesteśmy armią okupacyjną! Jeśli będziecie rzucać kamieniami, będziemy ostrzeliwać was gazem [łzawiącym], aż wszyscy umrzecie – młodzi, dzieci, starcy”. Dzień później w pobliskiej wiosce ośmiomiesięczny niemowlak umarł z powodu zatrucia gazem łzawiącym.

Zamknięta dzielnica

Napięcie w Jerozolimie stało się namacalne. Jest mniej ludzi na ulicach, za to zdecydowanie więcej uzbrojonych żołnierzy i policjantów. Palestyńczycy boją się wychodzić na ulicę. Stojąca na posterunku przy wejściu do Issawiji palestyńska nauczycielka, Kawthar, mówi, że szkoła, w której uczy, w ostatnich dwóch tygodniach była zamknięta przez pięć dni. Rodzice boją się wysyłać dzieci do szkoły, a też dotarcie do niej zajmuje dużo więcej czasu. Od świtu Palestyńczycy stoją w godzinnych kolejkach do posterunku wojskowego, żeby wydostać się ze swojej dzielnicy.

W połowie października, gdy Issawija tonęła w chmurach gazu łzawiącego, 65-letnia Huda Darwish obudziła się w środku nocy, bo miała kłopoty z oddychaniem. Karetka nie mogła wjechać do dzielnicy, więc mąż Hudy i dwóch synów postanowili sami zawieźć ją do szpitala. Musieli czekać na posterunku pół godziny, zanim żołnierze pozwolili im przejechać. Gdy dotarli do szpitala, było już za późno. Huda zmarła.

Dżamal, taksówkarz czekający na córkę, na własnej skórze odczuł, jak łatwo można spotkać śmierć. Gdy któregoś dnia wieczorem wyszedł z domu, żeby zabrać z samochodu zakupy, zobaczył, że na ulicy są żołnierze. Natychmiast zaczęli do niego krzyczeć, któryś wycelował w niego karabin. „Mogli mnie zabić. Mogli mnie zabić, a potem powiedzieć, że miałem nóż. Nikt nic by nie zobaczył”, mówi.

Komentatorzy zadają pytanie, czy obecna fala protestów i przemocy to trzecia intifada. W palestyńskim radiu od dwóch miesięcy non stop słychać patriotyczne piosenki z czasów intifady. To, co najbardziej odróżnia obecną sytuację od dwóch poprzednich powstań – z 1987 r. i z 2000 r. – to brak zaangażowania różnych grup palestyńskiego społeczeństwa. W organizowanie protestów nie włączyły się związki zawodowe, partie polityczne i inne organizacje. Sprawcy ataków działają głównie na własną rękę.

Izraelski dziennik „Haarec” ujawnił ostatnio kulisy rządowego posiedzenia, na którym stojący na czele wojskowego wywiadu gen. Herzl Halevi stwierdził, że młodzi sprawcy decydują się na ataki, bo „są zdesperowani obecną sytuacją i czują, że nie mają nic do stracenia”. Podobnego zdania są palestyńscy analitycy. Początkiem obecnych napięć były lęki Palestyńczyków, że izraelscy religijno-nacjonalistyczni radykałowie z pomocą rządu chcą zmienić obowiązujące zasady w jednym z najświętszych dla muzułmanów miejsc – meczecie Al-Aksa. Naruszanie statusu świętego miejsca w przeszłości stawało się iskrą prowadzącą do wybuchu. Ale to tylko iskra. Paliwem jest życie pod izraelską okupacją.

Foto: EASTNEWS

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2015, 47/2015

Kategorie: Świat

Komentarze

  1. Ryszard
    Ryszard 5 grudnia, 2015, 06:36

    Artykuł na czasie, dziwne tylko że pozwolono na jego druk, bo jest przeciwko milti kulti. Bardzo dobrze widać na tym przykładzie że ludzie z Bliskiego Wschodu nie lubią mieszać się z innymi kulturami. To już 3 pokolenie potomków Chrystusa w Izraelu i dalej są atakowani i terroryzowani. Palestyńczycy nie spoczną, aż ostatni Izraelczyk zostanie zamordowany.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy