Zdesperowani młodzi Palestyńczycy decydują się na atakowanie Izraelczyków nożami, bo czują, że nie mają nic do stracenia Dżamal jest troskliwym ojcem. 52-letni taksówkarz stoi przy wjeździe do wsi i cierpliwie czeka na 10-letnią córkę Lubnę. Od kilku tygodni, by dojść do szkoły i wrócić, Lubna, jak setki innych dzieci z podjerozolimskiego osiedla Issawija, musi przejść przez izraelski posterunek. „To nie jest normalne, żeby dzieci musiały ciągle oglądać uzbrojonych żołnierzy. Oczywiście, że się boją”, mówi Dżamal. Boją się też rodzice. Popołudniami palestyńskie matki czekają pod szkołą na swoje dzieci, które nie powinny same kręcić się po ulicach. Nie chodzi tylko o najazdy policji i wojska i nocne przeszukiwania domów. Ani o towarzyszący im ostrzał gazem łzawiącym, w którym Issawija regularnie tonie. I nie o latające na oślep metalowe pociski powleczone gumą. Przede wszystkim chodzi o wydarzenia ostatnich tygodni, które jeszcze bardziej utwierdziły Palestyńczyków w przekonaniu, że w oczach Izraelczyków i świata ich życie jest bezwartościowe. Że Palestyńczyka czy Palestynkę można zastrzelić, a dopiero potem pytać, czy byli winni. Albo w ogóle nie pytać. W ułamku sekundy wydać wyrok śmierci. W Issawiji mieszkał 19-letni Fadi Alloun. Dopiero co świętował urodziny z kolegami. Dopiero co wrzucił na Facebooka nowe zdjęcie: jedna brew lekko uniesiona, uśmiechnięte oczy, elegancki zarost, starannie ułożone włosy, biała kurtka z futrzanym kapturem. Dopiero co zrobił prawo jazdy, a ojciec obiecał mu pomóc w zebraniu pieniędzy na samochód. Gdy Fadi miał dwa latka, jego mama pojechała do Ammanu do swojego chorego ojca. Do matki dojechał starszy brat Fadiego. Izraelskie władze nie pozwoliły im wrócić. Fadi z tatą zostali sami w Jerozolimie. Izraelska policja twierdzi, że Fadi dźgnął nożem Izraelczyka. Jego rodzina w to nie wierzy. W internecie krąży film, na którym widać, jak Fadi wycofuje się przed nacierającymi w jego kierunku Izraelczykami; biegnie w stronę policyjnego patrolu, być może licząc na pomoc. Izraelscy cywile krzyczą do policjantów, żeby zabili Fadiego, i policjanci kilkakrotnie strzelają do chłopca. Dopiero nad jego ciałem jeden z policjantów zaczyna pytać, czy aby na pewno Fadi kogoś dźgnął. Podzielona Jerozolima Od początku września w Jerozolimie i na Zachodnim Brzegu doszło do dziesiątków palestyńskich protestów i indywidualnych ataków na izraelskich żołnierzy, policjantów i cywilów. Na Palestyńczyków spadły kolejne represje: nowe posterunki, nowe utrudnienia w poruszaniu się, brutalne rozbijanie protestów, masowe aresztowania. W ostatniej fali przemocy zginęło 11 Izraelczyków i 81 Palestyńczyków – około połowy z nich to rzekomi napastnicy, pozostali to albo przypadkowe osoby, albo uczestnicy demonstracji w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu. Ponad 2,2 tys. Palestyńczyków zostało rannych, a ok. 1,3 tys. aresztowanych. Burmistrz Jerozolimy Nir Barkat wezwał żydowskich mieszkańców miasta, aby się zbroili. Centrowy izraelski polityk Jair Lapid nawoływał, by się nie wahać i strzelać od razu – w ramach strategii odstraszania. Strategia ewidentnie nie zadziałała. Natychmiastowe egzekucje nie zniechęciły młodych Palestyńczyków, najczęściej bez żadnych powiązań z politycznymi czy militarnymi organizacjami, do atakowania nożem, śrubokrętem czy nawet obierakiem do ziemniaków izraelskich policjantów, żołnierzy i cywilów. Najpierw zaogniło się w Jerozolimie. W 1967 r. Izrael rozpoczął okupację Zachodniego Brzegu, Strefy Gazy i Jerozolimy Wschodniej, z tym że palestyńską część Jerozolimy później formalnie zaanektował. Mieszkający w Jerozolimie Palestyńczycy – dziś to ok. 300 tys. osób – otrzymali status stałych rezydentów, ale nie obywateli Izraela. Prawo pozwala odbierać im ten status, jeśli na kilka lat wyjadą z miasta, choćby na przedmieścia pobliskiego Ramallah, kontrolowanego przez władze Autonomii Palestyńskiej. Tam o pozwolenie na budowę domu nietrudno, natomiast w samej Jerozolimie zaledwie 13% palestyńskich wniosków o pozwolenie na budowę jest rozpatrywanych pozytywnie. A budowanie bez pozwoleń oznacza ogromne kary finansowe i wyburzanie domów. Według różnych szacunków, w Jerozolimie Wschodniej dla palestyńskiej ludności brakuje od 25 do 40 tys. mieszkań. Jednocześnie żydowskie osiedla są cały czas rozbudowywane. Mieszka tam dziś więcej Żydów niż Palestyńczyków. Na dodatek Jerozolima jest odcięta od reszty palestyńskich terytoriów murem separacyjnym i wojskowymi posterunkami. Jerozolima jest wyraźnie podzielona. Podział miasta ugruntowała wieloletnia polityka zaniedbywania palestyńskiej części przez izraelski ratusz. Arabskie dzielnice są zaniedbane, nie ma w nich parków ani placów