Między Asadem a dżihadem

Między Asadem a dżihadem

Wojna w Syrii pochłonęła już 150 tys. ofiar. Teraz jesteśmy świadkami exodusu Obóz syryjskich uchodźców w Kilisie widać z odległości kilku kilometrów. Do przygranicznego miasta w tureckiej Anatolii przyjeżdżają każdego dnia dziesiątki przeciążonych samochodów, taksówek i autobusów. Z Aleppo można tu dotrzeć w niespełna godzinę. Syryjczycy przybywają na mułach i w przeładowanych przyczepach. Zamożniejsi uchodźcy z okien swoich nowych mieszkań na wyższych piętrach mogą zobaczyć panoramę Aleppo i w ten sposób mieć choćby symboliczny kontakt z ojczyzną. Niektórzy czekają tylko na odpowiedni moment, by wrócić do kraju lub udać się dalej, ku Europie. Miliony uchodźców Kiedy jesienią 2011 r. wojna domowa w Libii zakończyła się obaleniem reżimu Kaddafiego, Syryjczycy poczuli ulgę, która mogła dać złudzenie wolności. Fakt, że dyktator z Trypolisu został pokonany, dawał syryjskim rebeliantom nadzieję na podobne zmiany w Damaszku. Powstańcy, uniesieni sukcesem Libijczyków, ruszyli z przeświadczeniem o swojej sile, nie licząc się z tym, że Asad będzie trwał w nieskończoność. Rewolucja zamieniła się jednak w krwawą bratobójczą walkę. Sam prezydent rozpisał w czerwcu wybory, które oczywiście wygrał, nie dając konkurentom z własnej partii cienia szansy na zwycięstwo. Wbrew pogłoskom o pluralizmie, które pojawiły się na łamach światowej prasy, Asad skonsolidował dyktaturę, obdarzając wpływami nową i bardziej konsekwentną w swoich poczynaniach elitę. Miarą upustu krwi jest fakt, że tylko w więzieniach Damaszku ginie prawie codziennie 30 osób. Asad ma na sumieniu 150 tys. ofiar śmiertelnych. Jesteśmy też świadkami zatrważającego exodusu, bodaj największego od czasów ludobójstwa w Rwandzie w 1994 r. W samej Syrii przebywa ok. 6 mln uchodźców. To niemal co czwarty z 21 mln mieszkańców tego kraju. Europa mało pomaga Trudno o kompletny obraz tego, co się rozgrywa w Syrii pogrążonej w bratobójczej wojnie. Konflikt w największym stopniu dotknął ludność cywilną, wyniszczoną konfiskatami majątków. Część sympatyzuje z rebeliantami, ale odkąd dżihadyści skierowali karabiny maszynowe na dzieci rodaków, Syryjczycy przestali się nabierać na ich cyniczne podszepty. Wśród uciekinierów rząd Asada i dżihadyści są uważani za takie samo zło. Z ustaleń Biura Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) wynika, że już 3 mln Syryjczyków uciekło za granicę, najczęściej do państw ościennych. W Iraku, gdzie założono siedem obozów, przebywa obecnie ponad 223 tys. uchodźców, w Turcji – przeszło 743 tys., w Jordanii – ok. 595 tys. Do porównywalnego wielkością z województwem pomorskim Libanu co drugi dzień (!) trafia co najmniej 2,5 tys. Syryjczyków, razem jest ich już ponad milion. Wielu z nich marzy o Europie. Najczęściej starają się o azyl polityczny w krajach, które zapewniają szczodre zasiłki i przyzwoite warunki bytowe, takich jak Szwecja czy Niemcy. Mniej popularne są Grecja, Hiszpania, Włochy i państwa naszego regionu, być może z wyjątkiem sąsiadującej z Turcją Bułgarii. Ale kraje Unii Europejskiej do pomocy się nie kwapią. W ramach programu ONZ Europa przyjęła 10 tys. syryjskich uciekinierów, uważając, że tyle wystarczy. Niemcy zgodziły się na to dopiero po rozpaczliwych apelach komisarza ds. uchodźców. W brukselskich kuluarach temat ten wciąż jest podejmowany niechętnie. Politycy kwitują los Syryjczyków wzruszeniem ramion i udzielają im jedynie sporadycznej pomocy finansowej. Nowa jakość terroru Kurdowie zamieszkujący północną część Syrii starają się przeżyć na terenach własnej ojczyzny, na których islamscy rebelianci częściowo wprowadzili już lokalne rządy oparte na szarijacie. Ci, którzy mają jakieś oszczędności, próbują przekroczyć granicę syryjsko-iracką, by dostać się do obozu w Mosulu, gdzie zresztą zanosi się na kolejną wojnę. Powstało tam miasteczko namiotowe dające schronienie 13 tys. uciekinierów. Przybywający z Syrii Kurdowie nie czują się tu intruzami, bo na każdym kroku trafiają na swoich. W okolicach Mosulu cieszą się szczególną autonomią, mając własną administrację. Żyjący tu Irakijczycy nie zamierzają zamykać drzwi przed „rodakami”. Z drugiej strony wielu Kurdów opuściło Syrię po raz pierwszy w życiu. Idea oporu zawsze była spoiwem łączącym mieszkańców Kurdystanu. Nadmierną sympatią nie darzono ich ani w Damaszku, ani w Bagdadzie, ani w Ankarze. Rewolucyjne pomysły padały więc w przypadku Kurdów na wyjątkowo

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 29/2014

Kategorie: Świat