Tusk nie chce i nie musi

Tusk nie chce i nie musi

Platformie popularność budują Kaczyńscy, swą agresją i nieumiarkowaniem. Ale co dalej? Iskrzy w koalicji PO-PSL. Ale czy te iskry mogą spowodować wybuch? Tylko najwięksi PiS-owscy optymiści w to wierzą. Co nie znaczy, że sprawa jest błaha, bo iskrzenie jest objawem znacznie poważniejszej choroby. Ale cieknie… Ale zacznijmy od samych iskier, a raczej od dementi. Otóż jeszcze zanim posłowie rozjechali się na wakacje, Zbigniew Chlebowski, szef klubu PO, zdążył ogłosić w Sejmie, że współpraca PO z PSL „jest znakomita”. Tej deklaracji towarzyszyły publiczne awantury między posłem PSL, Eugeniuszem Kłopotkiem, i Julią Piterą, artykuły w mediach, że PO ma dość PSL, a PSL dość PO, oraz przecieki, które ten wstręt tłumaczyły. W ciągu kilku dni dowiedzieliśmy się, że w resortach podległych PSL kwitnie nepotyzm i ustawianie swoich. Oto KRUS, domena PSL. Tam karierę robią przyjaciółka prezesa, jego brat i konkubina brata. A także ludzie związani z dyrektorem w Centrali Kasy, Wojciechem Kobierskim – jego syn, narzeczona syna i jej matka. W KRUS pracę znalazła również szwagierka ministra rolnictwa. Prasa przypomniała też, że w zakładach zbożowych podległych Agencji Rynku Rolnego pracę znaleźli brat Jarosława Kalinowskiego, wicemarszałka Sejmu, brat Eugeniusza Kłopotka oraz syn Stanisława Żelichowskiego, szefa klubu PSL. Nagle PSL znalazło się na cenzurowanym, a jego liderzy, i Waldemar Pawlak, i Marek Sawicki, nie potrafili się dobrze wytłumaczyć. Co zresztą nie dziwi. Co warte zauważenia – dziennikarze, którzy opisywali różne niewygodne dla PSL decyzje kadrowe, nawet nie ukrywali, skąd mają tak szczegółowe informacje. Od koalicjanta. Teoretycznie wygląda to dość logicznie. Ale tylko na pierwszy rzut oka – bo jakże to, premier Tusk dowiaduje się o jakichś mało eleganckich sprawach, i – zgorszony tym – wysyła swoich ludzi, by powiedzieli o tym dziennikarzom? Musi to załatwiać przez media? Nie ma dość siły, by samemu zaprowadzić porządek? Dodajmy do tego jeszcze jeden element – te wszystkie polityczno-rodzinne nominacje to nie jest jakaś nowa rzecz. Stwierdził to zresztą sam premier, przyznając, że choć praktyka zatrudniania członków rodzin w firmach państwowych jest naganna, to jest również „dość powszechna”. I zaraz dodał, że nie zamierza z powodu jakichś kadrowych nominacji zrywać koalicji. O co więc w tym wszystkich chodzi? O kilka rzeczy naraz. PSL – gry ludowe PSL przez lata całe wyrobiło sobie markę partii pazernej na stanowiska. „To partia najbardziej mocna kadrowo – szydził ładnych kilka lat temu jeden z ważnych polityków. – Tam każdy wójt może być wiceministrem”. W ostatnich latach ludowcy wyciągnęli z tego wnioski – prezentowali się jako partia już inna, zmieniona, ceniąca fachowość. Ten nowy image zaprocentował w wyborach – PSL, które miało zejść ze sceny politycznej, znalazło się z dobrym wynikiem w parlamencie i jest nieodzownym elementem rządzącej koalicji. Skąd więc ten nagły powrót do przeszłości? Brak niezbędnej powściągliwości? W wielkim stopniu to efekt rywalizacji o przywództwo czy też raczej o sferę wpływów, która toczy się wewnątrz PSL. Dziś postacią numer 2 w stronnictwie jest minister rolnictwa, Marek Sawicki, i jest on rywalem Waldemara Pawlaka. Czy realnym? Nasi rozmówcy przestrzegają, by nie stosować dziennikarskich uproszczeń – pozycja Pawlaka w PSL jest dziś tak mocna, że nikt nie jest w stanie mu zagrozić. Sawicki więc raczej się rozpycha, buduje swoją pozycję, co oczywiście może w przyszłości zaprocentować. A jak najskuteczniej można w strukturze partyjnej rozpychać się i budować swoją pozycję? Przeciągając na swoją stronę wpływowych działaczy. A jak ich przeciągnąć? Dodajmy jeszcze jedno – w tej grze Pawlak też nie może być bierny, głuchy na oczekiwania swoich stronników. Taka jest logika polskiego życia politycznego. Zdaniem naszych rozmówców, to przeciąganie musiało się zakończyć, tak jak się zakończyło – gdy nie szuka się człowieka na stanowisko, tylko stanowiska dla człowieka, wpadki są nieuniknione. Niekompetentni ludzie, z polecenia góry, kłują w oczy. Poza tym źle pracują. Wcześniej czy później ta bomba musiała eksplodować. Margines PSL Ale wojna o wpływy w PSL przynosi i inne skutki. Skarżą się politycy PO – Platforma ma coraz większe kłopoty, by cokolwiek z ludowcami uzgodnić. Pewne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 34/2008

Kategorie: Kraj