Tykająca bomba na kolei

Tykająca bomba na kolei

Mieliśmy do czynienia z zarządzaniem totalnym spółkami Grupy przez prezesa PKP SA Jakuba Karnowskiego. W radzie nadzorczej PKP Cargo zasiadał np. w komplecie zarząd PKP SA. Czy tak wygląda normalny nadzór właścicielski?

Czym naraziły się kolejowe związki zawodowe, że została rozpętana antyzwiązkowa histeria? Usuwają was z rad nadzorczych spółek, w części mediów trwa nagonka na kolejarskich liderów.

– Grupę bankowców, którzy pojawili się w 2012 r. na kolei, cechował generalnie kompleks władzy absolutnej. Uważali się za światowej klasy menedżerów, właściwie nieomylnych. Nie znosili jakiegokolwiek sprzeciwu. Związki zawodowe podpadły im od razu, bo skrytykowaliśmy przerost administracji w centrali PKP i stworzenie 21 departamentów z wysoko płatnymi posadami, zlecanie zadań na zewnątrz, wynajmowanie firm doradczych itp., a zarazem daliśmy skuteczny odpór zamachowi na kolejarskie uprawnienia pracownicze. Punkt zwrotny nastąpił w trakcie sporu zbiorowego na tle płacowym w PKP Cargo. Było nim ujawnienie decyzji rady nadzorczej spółki, przyznającej zarządowi przewoźnika podwyżkę w wysokości 10 tys. zł, podczas gdy zarząd proponował wówczas pracownikom kwotę 45 zł. Sprawa błyskawicznie nabrała rozgłosu i rada kierowana przez Jakuba Karnowskiego musiała chyłkiem z tych podwyżek się wycofać. Wytknęliśmy im działania wyłącznie w swoim własnym interesie, a oni wytoczyli armaty i wypowiedzieli wojnę związkom zawodowym. Wojnę nierówną, bo zarządy spółek skarbu państwa stać na renomowane kancelarie prawne, agencje public relations, reklamy i artykuły sponsorowane w mediach itp. A zmieniając statut spółki, można uniemożliwić reprezentowanie pracowników w radach nadzorczych.

Kolej czeka na porządki

Jakub Karnowski właśnie podał się do dymisji z funkcji prezesa PKP SA.

– Pewnie się dowiemy, że to przez związki zawodowe, a nie na skutek nietrafionych decyzji prywatyzacyjnych, nieudolności w zarządzaniu czy konfliktu z wizją nowego właściciela. Zaangażowanie polityczne ekipy Jakuba Karnowskiego było bardzo widoczne, o czym świadczy kampania „Kolej na Ewę”. Na pewno miało ono duży wpływ na relacje ze związkami zawodowymi. Przykład zresztą szedł z góry. Minister infrastruktury Maria Wasiak podczas kilkunastomiesięcznego kierowania resortem nie znalazła czasu na spotkanie ze związkami zawodowymi.

Nie sądzi pan, że nagonka na związki zawodowe miała szerszy kontekst? Że na dobre rozpoczęła się po Ogólnopolskich Dniach Protestu w 2013 r.?

– We wrześniu 2013 r. faktycznie przestraszono się siły związków, które jednego dnia wyprowadziły na stołeczne ulice 100 tys. protestujących. Rządzący zorientowali się, że są one jedyną zorganizowaną siłą, która między wyborami może im patrzeć na ręce. Włożyliśmy ogromny wysiłek w budzenie w Polsce ruchów społecznościowych, bo są one mocno uśpione. Dzisiaj trudno nakłonić nasze społeczeństwo, aby zdecydowało się zaprotestować czy stanąć w obronie własnych interesów. Politykom wygodniej prowadzić grę za pomocą mediów. Debat telewizyjnych opierających się na krótkim, chwytliwym przekazie i działaniach wizerunkowych zamiast dyskusji o gospodarce, tworzeniu miejsc pracy czy utrzymaniu wynagrodzeń i świadczeń emerytalnych na odpowiednim poziomie. To możliwe, że antyzwiązkowe działania rządu po protestach zostały podchwycone przez zarządzających koleją.

Jakie są nastroje wśród kolejarzy po zmianie rządu?

– Jesteśmy w fazie oczekiwania. To żadna tajemnica, że ekipa rządząca zawarła w swoim programie elementy, o które związki zawodowe występują od dawna, takie jak poprawa bezpieczeństwa ruchu kolejowego oraz naprawa systemu przewozów regionalnych. Liczę, że nowe kierownictwo rozpocznie od porządkowania spraw, które pod koniec swoich rządów zafundował nam zarząd PKP SA, czyli wycofania restrykcyjnych zmian w statutach spółek kolejowych i przywrócenia właściwej reprezentacji pracowniczej w radach nadzorczych.

Najprościej obwinić maszynistę

Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, dane mrożą krew w żyłach. W najnowszym rankingu UE w dziedzinie transportu za Polską jest tylko Rumunia. Według Międzynarodowego Związku Kolei, pod względem liczby wypadków ustępujemy znów jedynie Rumunii, przodując w liczbie ofiar znaczących wypadków kolejowych. Europejska Agencja Kolejowa alarmuje, że co piąta ofiara śmiertelna wypadku kolejowego w całej UE ginie w Polsce. Z czego wynika ten stan alarmowy?

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2015, 50/2015

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy