Czarnoskórzy marines bestialsko zamordowali swego dowódcę polskiego pochodzenia i jego żonę Korespondencja z Nowego Jorku i San Diego Ameryka jest w szoku. Czarnoskórzy marines przez kilka godzin torturowali swego białego dowódcę i bestialsko gwałcili jego czarną żonę. Potem dokonali egzekucji. Był Polakiem, nazywał się Jan Paweł Pietrzak, a imię otrzymał na cześć papieża. Henryka Pietrzak z Brooklynu ma dość życia. W kraju amerykańskiego snu przeżywa dantejskie piekło. Piekło zgotowali jej zbrodniarze, którzy sami niewątpliwie powinni tam trafić. Być może się tak stanie, bo za to, co zrobili, grozi kara śmierci. Zbrodniarzami jest czwórka czarnoskórych żołnierzy US Marines, którzy zamordowali swego białego dowódcę, sierżanta Jan Pawła Pietrzaka, syna Henryki Pietrzak, oraz jego afroamerykańską żonę Quianę Jenkins. Nim wykonali egzekucję strzałami w tył głowy, godzinami ich torturowali, a dziewczynę bestialsko gwałcili. List do prezydenta elekta W dzień polskiego Święta Niepodległości i zbiegającego się z nim amerykańskiego Dnia Weterana, 11 listopada, kobieta napisała list do Baracka Obamy, w którym zaciskając zęby, najspokojniej, jak potrafi, wykłada swój ból. Prośba matki do prezydenta elekta, aby sprawę zbrodni wyjaśnić do samego końca, brzmi dramatycznie. Zwraca uwagę szczególnie argumentacja zrozpaczonej kobiety, gdy mówi, że sednem zbrodni jest to, że żołnierza zabili jego bracia żołnierze, a Afroamerykankę jej bracia Afroamerykanie. Jest to zatem podwójny „mord braterski”. Dokonany przez żołnierzy we własnej ojczyźnie i w czasie pokoju. Już tylko to wymaga pochylenia się nad jego motywami, a odpowiedź należy się zarówno matce i rodzinie żołnierza, jak też matce i rodzinie żony żołnierza. Zadaje także ważne pytania. Jak to możliwie, że w US Marines, formacji, która jest legendą amerykańskich sił zbrojnych, mogą funkcjonować mordercy. Czy może dlatego, że w związku z brakiem chętnych do służby na wojnach Busha do marines zaczęto przyjmować byłych kryminalistów z wyrokami? Czy gdyby tak się nie działo, jej syn i jego żona żyliby do dziś? Zrozpaczona kobieta uważa, że odpowiedzi należą się nie tylko jej, ale matkom wszystkich żołnierzy i ich żon. Już po napisaniu przypomni sobie, że być może powinna dodać, że w przeddzień męczeńskiej śmierci syn i synowa korespondencyjnie oddali swoje głosy na adresata listu, Baracka Obamę. Byli nim zafascynowani. Zielona karta Pietrzakowie przyjechali do Ameryki z synem Janem Pawłem i córką Alicją w 1994 r., kiedy matka wygrała zieloną kartę na loterii wizowej. Trafili na Brooklyn do dzielnicy Bensonhurst. Chodzili do pobliskiego kościoła św. Franciszki de Chantal, gdzie Janek był bierzmowany. Z dumą wszystkim opowiadał, że imiona ma po papieżu. A pierwszego z nich nie pozwalał wymawiać jako „Dżon”, tylko w oryginalnym polskim brzmieniu. Równocześnie czuł się Amerykaninem. Po ataku 11 września 2001 r. postanowił, że wstąpi do US Marines. Kiedy skończył szkołę i dwa lata college’u, tak właśnie zrobił. O mało jednak plany te skończyłby się niczym. 24 maja 2003 r., gdy szedł w swej dzielnicy New Utrecht Avenue, zobaczył, że jakiś zbir bije jego kolegę. Pośpieszył na pomoc. Chciał ich rozdzielić. Napastnik zadał mu cios nożem w głowę. Janek uchylił się, ostrze rozerwało mu prawy policzek od ucha po szczękę. Padł na ziemię we krwi. Pogotowie zabrało go do szpitala. Lekarze z niemałym wysiłkiem pozszywali twarz. Pozostała jednak na niej widoczna blizna. US Marines Jesienią zameldował się w ośrodku szkoleniowym Marines. Po okresie przygotowawczym dostał przydział do jednostki helikopterowej w bazie Camp Pendleton, niedaleko San Diego w Kalifornii. Ponieważ zawsze miał smykałkę mechaniczną, przełożeni uznali, że największy pożytek będzie z Janka w obsłudze technicznej maszyn bojowych. Nie pomylili się. Polski marine szybko awansował. Trzy lata temu, kiedy jednostka odlatywała do Iraku, lokalna społeczność urządziła jej pożegnanie. Po części oficjalnej wojsko poszło na dyskotekę. Tam Janek poznał Quianę, o dwa lata starszą, piękną Afroamerykankę. Wyróżniała się zresztą nie tylko urodą. W odróżnieniu od większości murzyńskich dziewcząt była jedynaczką, pochodziła z inteligenckiej, zamożnej rodziny, pisała wiersze… Między młodymi zaiskrzyło. Love story Quiana czekała, aż Janek wróci z Iraku. Potem były tradycyjne zaręczyny z udziałem obu rodzin, niemal dwuletnie chodzenie
Tagi:
Agnieszka Fabian McGhee