Ukraiński kocioł finansowy

Ukraiński kocioł finansowy

Rząd premiera Jaceniuka liczy na patriotyzm oligarchów, ale tak naprawdę sobie z nimi nie radzi Zachód w ciągu najbliższych czterech lat wesprze Ukrainę kwotą 17,5 mld dol., jeśli ta będzie wprowadzać reformy zalecone przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Są jednak dwa ale. Po pierwsze, dla państwa pogrążonego w kryzysie i prowadzącego wojnę to stanowczo za mało. Po drugie, w Kijowie nie ma woli politycznej przeprowadzania gruntownych reform. W ostatnich miesiącach Kijów opanowali wolontariusze. Stoją na każdym rogu, zagadują przechodniów. Jedni zbierają na mundury i sprzęt dla armii, drudzy dla lokalnych szpitali, którym brakuje środków na operacje ratujące życie, albo na publiczne stołówki dla uchodźców ze wschodu. – Państwa nie stać w tej chwili na nic – mówi Solomija Bobrowska, wolontariuszka organizacji Euromajdan SOS, która prowadzi zbiórki na rzecz żołnierzy walczących z separatystami na wschodzie. – Wysyłając żołnierzy na front, nie jest w stanie zapewnić im wyżywienia ani odzieży, nie mówiąc już o sprzęcie, lekach czy transporcie. Potwierdzają to oficjalne dane: na armię Ukraina wydaje obecnie 95 mln hrywien dziennie, czyli ok. 3 mln dol., a jak wynika z szacunków organizacji wspierających żołnierzy, zapotrzebowanie jest niemal dwukrotnie wyższe. Ale finansowanie wojska to niejedyny obszar niewydolności państwa. Dlatego trwa wielka społeczna zrzuta: na służbę zdrowia, edukację i pomoc najbardziej potrzebującym. Krok od bankructwa Konflikt na wschodzie kosztuje Ukrainę znacznie więcej niż to, co kraj wydaje na armię. Według wyliczeń ekonomicznego Centrum Razumkowa w Kijowie, ukraińska gospodarka traci co najmniej 10 mln dol. dziennie. – To koszty ponoszone z powodu spadku wartości waluty i odwrotu zagranicznych inwestorów – tłumaczy Wołodymyr Sidenko, główny analityk centrum. W związku z dokonaną przez Rosję aneksją Krymu i konfliktem w Donbasie Ukraina straciła 20% dochodów, deficyt budżetowy sięgnął 4% PKB, a rezerwy walutowe zmniejszyły się do 10 mld dol. Aby ratować się przed bankructwem i utrzymać zdolność do spłaty zagranicznych zobowiązań, Ukraina sięgnęła po kredyt z MFW. W ciągu czterech najbliższych lat ma dostać 17,5 mld dol. w kilku ratach. – To nie jest dużo i ekonomiści MFW dobrze o tym wiedzą – mówi Sidenko. – Gdyby było inaczej, hrywna nie spadałaby na łeb na szyję – dodaje. Na tablicach w kantorach wymiany walut widniały ostatnio kwoty: 32 hrywny za dolara i 36 za euro, podczas gdy jeszcze tydzień temu było to odpowiednio 26 i 28 hrywien, a półtora roku temu 8 hrywien za dolara i nieco ponad 9 za euro. Gwałtowny spadek wartości ukraińskiej waluty to efekt uelastycznienia kursu, którego domagał się MFW, twierdząc, że utrzymywany przez rząd w Kijowie kurs jest nierealny. Jednak informacja o udzieleniu kredytu przez MFW nie powstrzymała negatywnego trendu. Z wyliczeń ekonomistów wynika, że Ukraina w najbliższych trzech-czterech latach potrzebuje zastrzyku 50 mld dol. Christine Lagarde, szefowa MFW, ma nadzieję, że gdy już dorzucą się inne zachodnie instytucje, np. Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, budżet ratunkowy dla Ukrainy sięgnie w sumie 40 mld dol. Na razie jednak to pobożne życzenia. Wciąż brakuje co najmniej połowy środków. Poza tym programy wsparcia MFW nie czynią cudów; od momentu odzyskania niepodległości Ukraina otrzymała pomoc od MFW już dziewięć razy: pięciokrotnie w latach 90. oraz w 2004, 2008, 2010 i 2014 r. – Jeśli za tym nie pójdą reformy, będą to pieniądze wyrzucone w błoto – podkreśla Sidenko. Terapia szokowa? Zgodnie z umową z MFW, Ukrainę czeka reforma administracji państwowej, przedsiębiorstw państwowych, systemu sprawiedliwości i przeciwdziałania korupcji, a także deregulacja. Ponadto w celu stabilizacji gospodarki niezbędne są gruntowne zmiany polityki pieniężno-kredytowej, restrukturyzacja sektora bankowego i konsolidacja fiskalna, zakładająca cięcia wydatków, szczególnie ograniczenie dynamiki płac sektora publicznego i zatrudnienia w nim, jak również zakresu waloryzacji rent i emerytur. Do tego cięcia w subsydiach energetycznych oraz podwyższenie wieku emerytalnego. – To, co z punktu widzenia ekonomistów wydaje się ratunkiem dla państwa, dla przeciętnego Ukraińca będzie oznaczało wyraźne pogorszenie sytuacji życiowej – przyznaje Sidenko. Obecnie na garnuszku państwa jest niemal jedna trzecia jego obywateli – ponad 13 mln osób powyżej 54. roku

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2015, 2015

Kategorie: Świat