W dyżurkach stołecznych komisariatów policji wyłożony jest apel do prezydenta. Podpisują się nie tylko funkcjonariusze Policjanci zgodnie twierdzą, że doszło do tragedii. Taka sytuacja mogła przytrafić się każdemu z nich. – Przystępując do służby, mamy świadomość, że nie tylko narażamy swoje życie. Może się zdarzyć, że będziemy zmuszeni do użycia broni i podjęcia decyzji podobnej do tej, jaką podjął sierżant Gala. My nie chcemy rozstrzygać o winie, bo to sprawa sądu. Rozumiemy jednak postępowanie naszego kolegi, dlatego prosimy o zastosowanie prawa łaski – wyjaśnia Mirosław Bednarski, przewodniczący Zarządu Wojewódzkiego NSZZ Policjantów Komendy Stołecznej Policji w Warszawie, jeden z organizatorów akcji. Nie ma sprawiedliwości? 9 marca 1997 r. Około godz. 20 46-letni Jan Gala jechał z Bródna, gdzie mieszkał, do komisariatu na Woli – swego miejsca pracy. Na przystanku tramwajowym przy ul. Budowlanej zauważył kilku mężczyzn bijących dwie dziewczyny i chłopaka. Interweniował. Krzyknął: „Stój, policja!” i oddał strzały ostrzegawcze. Napastnicy uciekli, ale wtedy z pobliskiego baru wybiegło kilku następnych z kijami bilardowymi. Według policjanta, zachowywali się agresywnie i nie reagowali na ostrzeżenia. Sierżant Gala miał krzyczeć, by się zatrzymali, a gdy to nie poskutkowało, zaczął strzelać. Zabił 25-letniego Roberta Radomskiego i 54-letniego Stanisława Żurawskiego. Trzeci z atakujących, Andrzej Wąsowski, został ranny. Prokuratura oskarżyła policjanta o podwójne zabójstwo i ciężkie uszkodzenie ciała. W 1999 r. sąd okręgowy uznał, że Gala przekroczył granice obrony koniecznej i skazał go na siedem lat więzienia. Po kilku miesiącach sąd II instancji zmniejszył wymiar kary do pięciu lat. Sędziowie zgodzili się wówczas z argumentami obrońcy, że policjant użył broni, bo bał się biegnących do niego mężczyzn. Po uprawomocnieniu się wyroku obrona wniosła o kasację do Sądu Najwyższego. Mecenas Tadeusz Wolfowicz jeszcze raz przekonywał: „W tej sprawie mamy do czynienia ze spiralą lęku, strachu i realnego zagrożenia”. Obrońca od początku twierdził, że jego klient strzelał w obronie koniecznej i pod wpływem strachu usprawiedliwionego okolicznościami. Sam oskarżony zabrał kilka razy głos, broniąc się tymi samymi słowami: „Nie dali mi żadnej szansy, możliwości ucieczki. Tam było z 15 osób, które jeszcze po strzałach biegły za mną. Żałuję tego, co się stało, ale nie czuję się winny”. „To lepiej było zabić, tak?!”, wykrzyknął wówczas na sali sądowej Artur Żurawski, syn zastrzelonego Stanisława. Sędzia w uzasadnieniu wyroku powiedział z kolei, że policjant słusznie interweniował w obronie napadniętych ludzi, jednak potem zachował się niewspółmiernie do zagrożenia. Sąd Najwyższy utrzymał w mocy karę pięciu lat pozbawienia wolności. Jan Gala po ogłoszeniu werdyktu sprawiał wrażenie zupełnie załamanego. Gdy jeden z dziennikarzy na korytarzu sądu zapytał go, czy wierzy w sprawiedliwość, odpowiedział: „Chyba pan żartuje…”. Obecnie, po wyczerpaniu wszystkich możliwości odwoławczych, przed pójściem do więzieniem może go uchronić tylko ułaskawienie prezydenta. Strzelać czy ginąć Zaraz po tragedii sierżant Gala zrezygnował z pracy w policji i do tej pory nie ma stałego zatrudnienia. Gdy na osiedlowych murach pojawiły się napisy grożące mu śmiercią, wyprowadził się wraz z żoną z warszawskiego Bródna do Olsztyna. Ze względu na trudną sytuację osobistą (opiekuje się żoną, która porusza się o kulach) uzyskał odroczenie kary do 11 kwietnia. – Jesteśmy kompletnie sami, zdani tylko na siebie. Żona w najprostszych czynnościach potrzebuje pomocy drugiej osoby. Przez ten czas, zanim pójdę do więzienia, muszę stworzyć dla niej jakieś zaplecze finansowe – wyjaśniał dziennikarzom. Dziś nie chce rozmawiać z mediami. Jest zresztą dla nich nieosiągalny, bo w Olsztynie nie ma nawet telefonu. Jego nowy adres zna tylko kilka wtajemniczonych osób. Dramatyczną sytuację potwierdza mecenas Wolfowicz. – Jego samopoczucie jest nie tylko złe ze względu na chorą żonę, ale także przez przebywanie w obcym środowisku, gdzie czuje się wyalienowany. Termin – 11 kwietnia Stołeczni policjanci podpisują się pod apelem nie tylko ze względu na współczucie czy w imię policyjnej solidarności. Twierdzą, że sierżant Gala już poniósł karę. – Pomimo że działał w obronie własnej, na pewno trudno mu żyć ze świadomością, że zabił dwoje ludzi. Każdy z nas na jego miejscu postąpiłby jednak tak samo, zwłaszcza teraz wobec ostatnich wydarzeń w podwarszawskim Nadarzynie, gdzie z rąk bandytów zginął policjant. Już przecież po skazującym wyroku Jana Gali pojawiły
Tagi:
Izabela Wałowska









