Umysł Polaka jest spieniężony – rozmowa z prof. Januszem Czapińskim

Umysł Polaka jest spieniężony – rozmowa z prof. Januszem Czapińskim

Gdy przyglądam się elitom politycznym, mam wrażenie, że weszliśmy już w etap społeczeństwa antyobywatelskiego Prof. Janusz Czapiński, profesor na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego i prorektor Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania w Warszawie. Od 1991 r. prowadzi we współpracy z socjologami i ekonomistami badania poświęcone społecznym i psychologicznym problemom transformacji ustrojowej. Kierownik wieloletniego projektu badawczego „Diagnoza społeczna”. – Panie profesorze, jak tam Polacy 2009-2010? Wciąż z siebie zadowoleni? – Tak. Choć trochę mniej niż na początku roku 2009. Bo co prawda, jak powszechnie słychać, Polska przeszła suchą nogą przez kryzys, jednak były grupy, które zostały przez jego odpryski dotknięte. Niektórzy Polacy mają więc powody, żeby czuć pewien zawód. To nie jest zawód wynikający z pogorszenia się warunków życia, tylko zawód wynikający z niezrealizowania różnych marzeń i aspiracji, bo jednak dochody Polaków rosły w roku 2009 coraz wolniej. Chociaż trzeba od razu zauważyć, że gdy dochody przestały rosnąć, Polacy zaczęli ćwiczyć na potęgę różne nowe sposoby kiwania państwa. Polacy są w tym mistrzami. – A wciąż są nieufni wobec wszystkich innych? – Tak. Tutaj nic się nie zmienia. W sumie pozostajemy na poziomie społeczeństwa nieobywatelskiego. A nawet mam wrażenie, zwłaszcza gdy się przyglądam elitom politycznym, że weszliśmy już w etap społeczeństwa antyobywatelskiego. To już jest takie ciągnięcie tej kusej kołderki w swoją stronę, że za chwilę będzie się pruć. Rodzina – tak, Polska… – Mieliśmy w ubiegłym roku ciekawą awanturę, kiedy okazało się, że politycy PSL pozatrudniali członków swoich rodzin w podległych im instytucjach. Wówczas jeden z nich tak się tłumaczył: a widział pan kiedyś grabie, co by grabiły od siebie? – To, co się dzieje w sferze politycznej, jest dla mnie coraz częściej źródłem interesujących badawczo pytań. Kiedy stanęła na porządku dziennym sprawa czegoś, co się w literaturze fachowo nazywa familizmem w polityce, od razu uruchomiłem warsztat badawczy, przeprowadziłem odpowiednie analizy, ale już w przekroju międzynarodowym. Sięgnąłem do bardzo dobrej bazy danych z całkiem niedawnego dużego międzynarodowego badania GLOBE. W tym badaniu, przeprowadzonym w czterdziestu paru krajach, mierzono zarówno familizm, jak i pozytywny kapitał społeczny. – Czyli… – Najkrócej mówiąc, familizm to akcentowanie interesu rodziny, nawet gdyby ten interes stał w sprzeczności z interesem wspólnoty. Natomiast dobry kapitał społeczny to akcentowanie znaczenia interesu wspólnego, nawet gdyby to się miało odbyć kosztem prywatnych interesów. I, po pierwsze, jest silna w tym przekroju ujemna korelacja między jednym a drugim. Im więcej familizmu, a Polska tutaj jest na czele, tym niższy kapitał społeczny. A po drugie, o ile kapitał społeczny bardzo silnie koreluje pozytywnie z tempem wzrostu gospodarczego, o tyle familizm koreluje jeszcze silniej, ale negatywnie. – To bardzo zła zapowiedź dla Polski. – To jest jedna z przesłanek, która upoważnia mnie do głośnego ostrzegania, żebyśmy za bardzo się nie radowali, że do tej pory tak szybko się rozwijaliśmy, ponieważ nad nami jest szklany sufit. Za chwilę dojdziemy do tego szklanego sufitu i okaże się, że jesteśmy w zamkniętym akwarium. I nie możemy ruszyć do przodu, gdyż nie mamy odpowiednich zawiązków, które pozwoliłyby nam maszerować w zmienionej sytuacji. n Pamiętam rozmowę z jednym z czytelników. Panie redaktorze – mówił mi – tu wszędzie są układy, sitwy, ręka w rękę. Normalny człowiek się nie przebije. Ale my tu, razem z kolegami, trzymamy się. Mamy zgraną paczkę. I jakoś dajemy sobie radę. – Sitwa na sitwę. Taki jest niezbywalny element naszej kultury. Z ojca na syna, czyli szklany sufit – Który nas zatrzyma. – Dlaczego rozbijemy sobie głowę o ten szklany sufit, mniej więcej za 10 lat? Paliwem napędzającym rozwój gospodarczy Polski były do tej pory dwa czynniki. Pierwszy – niskie koszty pracy. To była ogromna zachęta dla obcego kapitału, żeby budował u nas fabryki, zwoził linie technologiczne i otwierał montażownie, które zaspokajają potrzeby w zakresie AGD i RTV w całej Europie i jeszcze kawałku świata. Drugi czynnik to niesamowity awans edukacyjny Polaków, co sprawiało, że przy niskich kosztach pracy zachodni inwestorzy mogli liczyć na coraz lepiej wykwalifikowaną siłę roboczą. Trzeba większej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2010, 2010

Kategorie: Wywiady