Urok starych taśm

Urok starych taśm

PRL stała się „rzeczą kultową”. Kroniki z tamtych lat sprzedają się jak świeże bułeczki

Polska Rzeczpospolita Ludowa, przez jednych odsądzana od czci i wiary, przez innych gloryfikowana jako kraina mlekiem i miodem płynąca, jest czasem minionym, ale i kultowym. Niesłabnąca popularność filmów Stanisława Barei czy mania gromadzenia przedmiotów związanych z tamtą epoką dobitnie o tym świadczą. Seria wydanych na DVD filmów pod wspólnym tytułem „Propaganda PRL-u: najzabawniejsze Polskie Kroniki Filmowe” sprzedaje się jak świeże bułeczki.
PRL dzieli. Ale i łączy. Pamięć o niej gaśnie, rozmywa się, czasem wzmaga, zaczyna żyć własnym życiem. Wbrew temu, co wmawiają nam niektórzy politycy, nie można tamtego czasu oceniać jednoznacznie. Stalinizm, rok 1956, potem marzec ’68, lata 70., narodziny „Solidarności”, stan wojenny, Okrągły Stół – to cezury, które trzeba brać pod uwagę. I to jest właśnie główny atut serii „Propaganda PRL-u”. W tych filmach, ułożonych chronologicznie, odbijają się

klimat poszczególnych okresów,

przemiany obyczajowe, nastroje polityczne, ślady postępu. Czym innym jest stonka ziemniaczana, czym innym antyalkoholowe agitki, czym innym wreszcie walka z analfabetyzmem, pierwsze domy z wielkiej płyty, sukcesy rodzimej motoryzacji, poczucie bezpieczeństwa, jakim wielu się cieszyło. Absurdy i niegłupie pomysły, cenzura i niespotykany rozkwit kultury, represje i zwykłe życie – dziwne to były czasy. Czasem śmieszne, czasem straszne, często zwyczajne.
– Wiele osób chciałoby wrócić do swojej młodości, kiedy przed każdym seansem w kinie wyświetlano kronikę – mówi Przemysław Jaszke z wydawnictwa Grube Ryby, pomysłodawca serii, były pracownik Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych. – Ludzie młodsi, którzy nie pamiętają tamtych lat i tamtych kronik, oglądają to z wielkim niedowierzaniem. Ciekawe jest to, że najbardziej podobają się kroniki z lat 40. i 50. I nawet ci, którzy znają późniejsze kroniki, często przecierają oczy ze zdumienia. Czują się tak, jakby oglądali filmy Barei, a przecież oglądają dokument – dodaje.
Jaszke podkreśla, że oglądaniu starych kronik na ogół towarzyszą

salwy śmiechu.

Andrzej Łapicki mówiący o tym, że „prowokacja podżegaczy wojennych spali na panewce”, rzeczywiście bawi do łez. Ta swoista nowomowa, kwiecisty język propagandy opisujący zepsutych bikiniarzy, kobiety w nowych rolach, funkcjonariusza na posterunku pracy, sukcesy milicji walczącej z bimbrownikami to wulkany absurdu, z których garściami czerpały choćby PRL-owskie kabarety. – Spotykałem się z zarzutami, że nie opatrzyliśmy tych kronik komentarzem historycznym i nie dodaliśmy szczegółowych opisów – mówi Jaszke.
– Nie zrobiliśmy tego, gdyż nie chcieliśmy zanudzić ani w żaden sposób agitować czy jątrzyć. Zależało nam na tym, aby pokazać to w luźniej formie. A przede wszystkim obiektywnie – podkreśla.
Ale ta luźna forma ma sens. Oglądając kroniki z lat 40., 50., 60., 70. i 80., obserwujemy ewolucję Polskiej Kroniki Filmowej, również pod względem formalnym. Bo i smak czasów się zmieniał. „Jestem osłem, co się zowie, piję wódkę na budowie” – usłyszymy ten antyalkoholowy wierszyk w jednej z najwcześniejszych kronik. Ale już w tej o 20 lat starszej obejrzymy tasiemcowe kolejki stojące po papier toaletowy, słuchawki telefoniczne publicznych aparatów przytwierdzone łańcuchami, by nikt ich nie ukradł. Powitamy wynalazek – kasownik w autobusach i tramwajach. Zapoznamy się z rozmaitymi bublami: książką bez stronic czy butami bez obcasów. W jeszcze późniejszych czasach raczono widzów obrazkami z życia złodziei nici, które z zakładów pracy wynoszono w wydrążonym chlebie.
Trzeba pamiętać, że kroniki filmowe, choć często reżyserowane, były obrazami dokumentalnymi. I, paradoksalnie, bezwstydnymi. Ludzie bowiem wcale

nie wstydzili się tamtej Polski,

a wiele z tych filmów udowadnia, że dało się w tej odmalowywanej dziś w najczarniejszych barwach PRL żyć. I żyło się. Pośród absurdów, ale i pod ciężarem zwykłej codzienności.
– Dziś, gdy ocenia się PRL, trudno znaleźć złoty środek – mówi Jaszke. – Ścierają się dwie propagandy: tych, którzy potępiają tamten okres, i tych, którzy szukają w nim elementów pozytywnych. Warto więc spojrzeć na tamten czas z dystansem.
Po obejrzeniu przygotowanego przez Grube Ryby zestawu, po naśmianiu się do rozpuku, po wspomnieniach, zdziwieniach, oszołomieniach, a pewnie i fascynacjach przychodzi czas na refleksję: a dziś? Czym różnią się tamte absurdy od współczesnych? Tamta nowomowa od dzisiejszej? Miniona bzdura od teraźniejszej? Codzienność „moskiewskiego knuta” od wolności IV RP? Tylko oprawą.
A zatem? – Reaktywowanie kroniki filmowej w kinach nie miałoby sensu, gdyż zapewne nie spotkałoby się to z entuzjazmem kiniarzy, którzy przed każdym filmem wolą emitować reklamy. Z tego żyją, to jest biznes. Kroniki nikt dziś do kina nie wpuści. Dziś rządzi rynek – podsumowuje Jaszke.

 

Wydanie: 2006, 36/2006

Kategorie: Media

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy