Uspokoję bulgotanie

Uspokoję bulgotanie

Chciałbym dodać trochę patosu naszemu stowarzyszeniu Ignacy Gogolewski, prezes Związku Artystów Scen Polskich – Co jest dla pana, nowego prezesa ZASP, najważniejszym zadaniem? – Uspokoić bulgotanie, które ostatnimi czasy nawiedziło środowisko. Zamierzam wraz z Zarządem Głównym zaproponować kilka ciekawych rozwiązań bratniemu Stowarzyszeniu Aktorów Filmowych i Telewizyjnych. Z wystąpienia prezesa SAFiT, Cezarego Pazury, na naszym 48. Walnym Zjeździe zrozumiałem, że przed nami jest wspólny cel. Chciałbym, aby koledzy z SAFiT skorzystali z adresu ZASP, Aleje Ujazdowskie 45, zamiast wynajmować gdzieś w Alejach Jerozolimskich pokój. Ten piękny gmach należy także do nich, poprzednie pokolenia przekazały swój majątek całemu środowisku. – Nie przeszkadza panu podział środowiska na ZASP i SAFiT? – Skoro koledzy chcą być autonomicznym stowarzyszeniem, niech będą. Ale możemy się znajdować pod jednym dachem, rozmawiać ze sobą, wybierać wspólne władze. Łatwiej się porozumiewać wprost niż za pośrednictwem poczty. Moim „spadochronem bezpieczeństwa” jest to, że podjąłem się funkcji prezesa ZASP na najbliższe 12 miesięcy. W tym czasie, gdy się uprawomocni statut (z daleko idącymi poprawkami), chciałbym stworzyć pomost, przeprowadzić oba stowarzyszenia na drugą stronę. Tam niech się pogodzą, ja będę kibicował. – Powiedział pan w swoim wystąpieniu: „Będę orędownikiem pojednania”. Powszechnie wiadomo, że środowisko aktorskie jest skłócone, podzielone. Czy pojednanie jest jeszcze możliwe? I komu na nim zależy, zagonionym aktorom, którzy biegają z teatru do serialu i z serialu do reklamy i nie mają czasu ani energii na działalność społeczną? – Jeżeli ja, po 50 latach pracy zawodowej, mam energię i chcę doprowadzić do integracji środowiska, to dlaczego inni mają nie mieć energii i chęci? Jeśli wszyscy razem – także ci zagonieni – nie siądziemy na chwilę, nie porozmawiamy, czeka nas katastrofa. To chcę wszystkim uświadomić. Uzyskałem akceptację tak doświadczonych i honorowych prezesów jak Gustaw Holoubek i Andrzej Łapicki – to coś powinno powiedzieć środowisku. Ono w tej chwili grzęźnie w naszej dokuczliwej rzeczywistości, często trudnej, bo wielu aktorów jest bezrobotnych. Chciałbym dodać trochę patosu naszemu stowarzyszeniu. – Przyznaje się pan do starej szkoły, która traktowała aktorstwo jako pewnego rodzaju misję, posłannictwo? – Wyłącznie! – Wielu aktorów irytuje się na słowo „misja”, twierdząc, że aktorstwo to tylko zawód, sposób na zarabianie pieniędzy, aktor zaś to człowiek do wynajęcia. – To im wmówiono. I będę przeciwko temu protestował. Środowiska nauki, pedagogiki, medycyny, dziennikarstwa, jeżeli nie będą traktować swych zawodów jako posłannictwa, zginą. Dlaczego człowiek ma się wyrzekać tego, co w życiu najważniejsze – idei? To okrutne, jeśli ktoś, kto reprezentuje wysoki poziom artystyczny, powie, że traktuje aktorstwo wyłącznie jako rzemiosło. Jestem z pokolenia, któremu Jan Kreczmar, Marian Wyrzykowski, a im z kolei Aleksander Zelwerowicz, który był w towarzystwie Juliusza Osterwy i Stefana Jaracza – powtarzali słowa Leona Schillera wypowiedziane nad grobem Kazimierza Kamińskiego: „My wszyscy z Niego”. My wszyscy z Nich! A z kogo chce być dzisiejsze środowisko? Nie możemy wymazać szkolną gumką założeń, jakie przekazały nam poprzednie pokolenia. To by było bardzo smutne. – Sadzi pan, że młodzi aktorzy myślą podobnie? – Zamierzam odwiedzić wszystkie szkoły teatralne w Polsce, wysłuchać opinii studentów. Wiem, że konfrontacja może być dla mnie niekorzystna, ale się jej poddam. Postaram się przekonać młodych kolegów, że powinni się zastanowić w życiu nad podstawowymi pytaniami, czy przede wszystkim chcą mieć, czy być. – Żyjemy w czasach kultury konsumpcyjnej, gdzie niestety „mieć” dominuje. – Więc kto tak myśli, niech reklamuje mąkę i omija ZASP. Mam nadzieję, że większość młodych jeszcze ma ideały. – Młodzi aktorzy stanowią niespełna 20% członków ZASP, które liczy około 3 tys. osób, na ogół starszych. Czym pan chce przyciągnąć nowych ludzi? – Chciałbym, aby nasza sala konferencyjna na pierwszym piętrze zamieniła się w miejsce wielopokoleniowych spotkań. Ta sala jest zapyziała, ma wystrój z czasów wczesnego Gomułki. Poinformuję na najbliższym Zarządzie Głównym 4 kwietnia, że ZASP nie kupi sobie samochodu, a zamiast tego urządzi salę, do której każdy będzie chciał przyjść. –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2005, 2005

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska