Jak nazwać Kazimierza Ujazdowskiego, katolickiego polityka, gdy ogłasza, że wyjazd prezydenta Kwaśniewskiego i gen. Jaruzelskiego do Moskwy na obchody 60. rocznicy zakończenia II wojny światowej jest „antykonstytucyjnym zamachem stanu”. Można by pobłażliwie machnąć ręką, bo cóż znaczy jeszcze jedna brednia w powodzi tylu innych. Szkopuł jednak w tym, że mówi to wicemarszałek Sejmu, lider Prawa i Sprawiedliwości i były minister. Agresywna, poniżająca generała wypowiedź Ujazdowskiego w zaledwie kilka dni po śmierci Papieża to przykry dowód na to, jak płytkie i często pozorne jest powoływanie się na nauki papieskie. Niektórzy politycy, tak jak część kibiców, wytrzymali tylko kilka dni. Szybko wróciliśmy więc do codziennej beznadziei. W równie miłosiernym duchu wypowiedział się ostatnio Zbigniew Brzeziński, od dziesiątków lat komentujący wydarzenia w Polsce z amerykańskiej perspektywy. Pamiętam wypowiedzi Brzezińskiego od początku lat 70. i tylko z braku miejsca nie mogę wyliczyć, ile razy zmieniał poglądy. I ile razy od gloryfikacji osób przechodził do nikczemnego ich deprecjonowania. Brzeziński całe życie postępował zgodnie z interesami USA i o okolicznościach wprowadzenia stanu wojennego w Polsce wie więcej niż sami Polacy. Wiele razy spotykał się z Jaruzelskim, ostatnio nawet na herbatce w mieszkaniu generała, a teraz nazywa go „ostatnim namiestnikiem sowieckim w Polsce”. Przyznaję, że tak schizofreniczne zachowanie wymyka się ocenom. Przecież Brzeziński dobrze wie, że Jaruzelskiego Rosjanie deportowali w bydlęcym wagonie na Syberię, do tajgi, gdzie zginął jego ojciec. Że jest frontowym żołnierzem, który przeszedł długą drogę bojową aż do Berlina. Że nie był to spacer, a dla tysięcy żołnierzy ostatnia droga. Wstyd i hańba tym, którzy tych ofiar i takich życiorysów nie potrafią uszanować. Prawica ma pretensje do Rosji o zakłamywanie historii. Nawołuje więc do bojkotu uroczystości w Moskwie i żąda od prezydenta Kwaśniewskiego, by obchody rocznicy tej najstraszniejszej wojny w dziejach świata odbyły się bez Polaków. Kraj, który stracił tylu żołnierzy, którego flaga zawisła na murach Berlina, ma się teraz wyrzec udziału w uroczystościach. W imię czego ma się wyrzec złożenia hołdu milionom kombatantów z 58 państw, które walczyły w wojnie? Polska ma swój własny, wielki grzech wobec naszych kombatantów. Jak niepodległa Polska uczciła pamięć tych rodaków, którzy przeszli szlak bojowy ze wschodu. Tych, którzy jeszcze żyją, i tych, których groby są od Bugu po Łabę. Milczenie mediów, polityków i Kościoła wobec 60. rocznicy wielu bitew na polskiej ziemi to kolejna bolesna plama w naszej najnowszej historii. Nasz tygodnik od paru miesięcy wraca pamięcią do ówczesnych wydarzeń. Pisząc o tej rocznicy, kłaniam się nisko wszystkim kombatantom II wojny światowej. Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Tagi:
Jerzy Domański









