Żeby pochwalić się urlopem, nie trzeba nigdzie wyjeżdżać. Za 1000 zł można dostać opis podróży, pamiątki, a nawet swoje zdjęcia Krajowe biura podróży prześcigają się w atrakcyjnych ofertach i często udaje się im tak omamić klientów, że ci przyjmują wszystko z niekłamanym zachwytem, a po powrocie wypisują laurki drukowane na wakacyjnych forach. Generalnie z turystycznych wspomnień na portalu Wakacje.pl czy Funclub.pl wieje nudą, wszystko tam jest zachwycające, godne polecenia i obejrzenia. Dyskusja się ożywia dopiero wtedy, gdy ktoś zacznie narzekać i sypać nazwami niesolidnych biur. Tylko bez histerii „Kto nie jest spragniony mocnych wrażeń, niechaj zrezygnuje z podróży z Open Travel do Punta Cana – napisała turystka Ania D., która była na Dominikanie. – Po przylocie do Santo Domingo czekał nas transfer autobusem do hotelu – autobusem z zepsutym sprzęgłem i zasypiającym kierowcą. Transfer trwa cztery godziny!!! Autobus zepsuł się na dobre w czasie jazdy i kierowca musiał załatwić zamienny – na szczęście się udało i w końcu dotarliśmy do hotelu – i tu kolejna niespodzianka. (…) Miły recepcjonista powiedział, że nas chętnie zamelduje, ale pod warunkiem że zapłacimy sobie za pobyt. Okazuje się, że grupa opuszczająca hotel dzień wcześniej miała zostać zakładnikami hotelu do momentu uregulowania zaległości – policja trzymała ich przeszło godzinę przed autokarem. Parę dni później, na dzień przed opuszczeniem hotelu przez grupę, która przyjechała na tydzień, dostajemy listy z wezwaniem do zapłaty, bo jak się okazuje, poprzedni przelew regulował tylko zaległości, a nie nasz pobyt. Znowu telefony do Polski… i nerwy, bo nie uśmiecha mi się płacić drugi raz 15 tys. zł. Na dokładkę w dniu wyjazdu rezydent znów się nie pojawia, autobus w drodze na lotnisko się psuje, a podczas trzygodzinnej podróży nie wszyscy mogą liczyć na miejsca siedzące”. Ciężki los rezydenta „Widać na pierwszy rzut oka histeryczkę. Czy nie wiedziałaś, ile czasu trwa transfer – pyta jakiś uczestnik forum. – Wybacz, lecę z tym biurem we czwartek i Twoja wypowiedź tylko mnie rozbawiła i przypomniała, jak ciężki bywa czasem żywot rezydenta”. Dyskusja na forum trwa dalej, nerwy puszczają. „Więcej wydaję na wycieczki rocznie, niż ty zarabiasz, zakład? – pisze jakiś pragnący uchodzić za dzianego i doświadczonego podróżnika. – Jedna uwaga – bez agresji na forum o turystyce, ok? Ja wiem, że modne jest atakowanie np. Fischera (leciałem z nimi trzy razy na urlop w ciągu ostatniego roku i bez problemu) czy najazd na PTV. Leję na nich z góry, jak mi dopieką, to spotkamy się w sądzie, jestem typem, co da 100 dolarów, jak ma kaprys, ale na 1 dolara oszukać się nie dam, ba, stracę nawet 500, żeby tylko ukarać tego, co mnie chciał oszukać”, wygraża buńczucznie. Inny wakacyjny korespondent pisze: „Ty posuwasz się zdecydowanie za daleko, przemyśl to, z dobrego serca radzę”. Anię D. atakują także kobiety. Kamisia do Ani: „Mnie nic takiego nie spotkało, spędziłam świetne wakacje na Dominikanie. Poza tym za taką kasę, jak proponują, to prawie za darmo. Szczerze, to mogłabym nawet pod chmurkami spać. Faktycznie postępują nieuczciwie, ale wszystko dobrze się skończyło. Nie rozpamiętujcie tego najgorszego, tylko się cieszcie, że tam byliście, bo to wakacje są i trzeba myśleć POZYTYWNIE”. Jajka, perłopławy i cuda na kiju Gasną ataki na niezadowoloną Anię i wraca błogi nastrój. „Jak ktoś już mówi, że w Palladium nie było dobre jedzenie, to chyba mu się w głowie przewraca, było tyle do wyboru, że naprawdę każdy mógł zjeść coś, co lubi najbardziej, a to, że po tygodniu już się nudzi, to już inna sprawa. Trudno, żeby jeszcze wymyślać inne cuda na kiju”. Ktoś opisuje uroki Tunezji, ale wybrzydza na jedzenie i obyczaje restauracyjne. „Często dania przygotowane były z pozostałości dnia poprzedniego. Warzywa w sałatkach niestety śmierdziały starością i co dzień były niemalże takie same. Na śniadania mieliśmy do wyboru: jajka gotowane 5 minut i jajka gotowane 3 minuty (różnicy niestety nie dostrzegliśmy, oba rodzaje tak samo wylewały się ze skorupek). Do tego jajecznica, dwa rodzaje dżemów (jeden śmierdzący, drugi OK), pomidory ze starą cebulą, czasem ser biały (trzeba było mieć szczęście, aby trafić na świeży), no i dorzucali jeszcze kawałeczki sera żółtego.
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









