Francuzi powiedzieli jej, jak ma psuć elementy do V-1. Niemcy szybko zauważyli wadę. Wiedziała, co ją czeka Jest lato, przed południem na bezchmurnym niebie pojawia się sylwetka tłustej foki. Foka zbliża się niebezpiecznie do granic Londynu. Mieszkańcy uważnie ją obserwują. Gdzie spadnie? Wiedzą, że taki kształt mają zdalnie sterowane bomby V-1, którymi Niemcy chcą zniszczyć Londyn. Pierwsze cztery pociski docierają na Wyspy Brytyjskie w nocy z 13 na 14 czerwca 1943 r. Dzień później przed północą Niemcy rozpoczynają ostrzał z 55 wyrzutni. Do południa następnego dnia odpalają 100 pocisków V-1, 18 czerwca już 500. Wyrzutnie znajdują się na wybrzeżu francuskim, a produkcję ulokowano w Peenemünde na wyspie Uznam. Brytyjskie lotnictwo bierze odwet i w nocy z 17 na 18 sierpnia 1943 r. bombarduje Peenemünde. Niemcy, nie zwlekając, przenoszą zakłady produkujące V-1, a potem także rakiety V-2, do kompleksu podziemnych sztolni w okolicach miasteczka Nordhausen w górach Harzu (Turyngia). Sztolnie trzeba zaadaptować do nowej produkcji. Z siłą roboczą nie ma problemów. Tu znajdują się filie obozu koncentracyjnego Buchenwald, m.in. Mittelbau-Dora. Więźniowie w podziemiach przygotowują miejsce dla nowych zakładów zbrojeniowych. Wielu z nich nigdy stąd nie wyjdzie. Łapanka w Gorlicach W ostatnich dniach sierpnia 2018 r. film dokumentalny na ten temat emituje brytyjska stacja telewizyjna. Aleksandra Wojciechowska (teraz Łapińska) o tym nie wie, a chętnie zobaczyłaby miejsca, gdzie spędziła lata wczesnej młodości. Wspomnienia z pobytu w Nordhausen, najpierw w obozie dla robotników przymusowych, a potem w obozie koncentracyjnym Mittelbau-Dora wracają w snach. Śni jej się wilczur, który rozszarpuje jej udo, esesman, który bije, gdzie popadnie, czuje fizyczny ból i wtedy rozpaczliwie krzyczy. Gdy żył mąż, budził ją i uspokajał. Ale mąż zmarł w 1981 r., teraz jest sama. Kiedy krzyczy przez sen, nikt już nie mówi, że tamto nie wróci, nikt nie wycisza w niej lęku i dawnej rozpaczy. Często przesiaduje na balkonie swojego mieszkania w bloku, niedowidzi, z trudem się porusza, w przyszłym roku wiosną skończy 92 lata. – Na razie – podkreśla – mam 91 lat i pół roku. Nie więcej. Pochodzi z Gorlic, w 1942 r. ma dziewięcioro rodzeństwa, mama dwukrotnie rodzi bliźniaki, nie pracuje zawodowo, dorabia jako pomoc, ojciec jest odlewnikiem w firmie francuskiej. Zima, luty, Aleksandra, czyli Ola, jak mówią do niej wszyscy, wraca z Wandzią Jarosińską, koleżanką z klasy, z tajnych kompletów. Idą przez park. Na tajne komplety dziewczynki chodzą trzy razy w tygodniu, prowadzi je w swoim mieszkaniu nauczycielka muzyki, pani Przesmycka. Obok parku jest placówka Gestapo i Wehrmachtu. Dzieci, a jest ich sporo, idą tak, jakby wracały ze spaceru. Nagle łapanka w Gorlicach! Ola z Wandzią trafiają na Gestapo. Tam słyszą, że pojadą na roboty do Niemiec. Mają po 15 lat. Następnego dnia jadą pociągiem do Krakowa. Są najmłodsze w całym transporcie, płaczą. Ale mają nadzieję, że Niemcy w Krakowie je wypuszczą. O ich uwolnienie zabiegają dyrektor szkoły Antoni Augustyn, a także niemiecka rodzina Wink, u której pracuje mama. Pani Wink lubiła Olę, uczyła ją niemieckiego. Winkowie przyjechali do Gorlic ze względu na umiejętności pana Winka. To specjalista od ropy, a miasto oplatały przecież szyby naftowe. – Myślę – mówi dziś pani Ola – że ci Niemcy bali się nazbyt angażować w moją sprawę, ale byli mi życzliwi. Pani Wink gotykiem adresowała listy, które mama do mnie pisała, a raz nawet buciki mi przysłała. Listy dostawałam tylko dlatego, że były starannie zaadresowane po niemiecku. Gdy pociąg z Gorlic dociera do Krakowa, ludzie z transportu są pędzeni do punktu zbornego przy ul. Wąskiej. Tam, w dużym pomieszczeniu w kącie, jest miejsce dla dziewczynek. Śpią na cementowej posadzce na słomie. W grupie z łapanek są też chłopcy, potem okaże się, że studenci – bystrzy, inteligentni, domyślają się, jaki los czeka dziewczynki. Pojadą na roboty do bauera, czyli na poniewierkę. Chłopcy wożą posiłki z ul. Wąskiej na ul. Grodzką 60, do kolejnego punktu zbornego. – Wykradniemy was wieczorem, zabierzemy na Grodzką – zapowiadają. Dziewczynki płaczą, boją się. Co się stanie z nimi, gdy uciekną? Dziś pani Ola wie, że ci studenci to byli wspaniali, mądrzy chłopcy. – Naprawdę










