Weźmiemy to na siebie

Weźmiemy to na siebie

Jeśli ktoś ma wyprowadzić kraj z totalnego bałaganu gospodarczego, niemocy i lawiny kłamstw, to mogą to zrobić jedynie ludzie lewicy Rozmowa z Andrzejem Piłatem – Sondaże wykazują, że ludzie nie mają specjalnych nadziei, iż po sukcesie wyborczym koalicji SLD-UP coś zmieni się na lepsze – i po prostu wybiorą mniejsze zło. A czy pana zdaniem, będzie lepiej? – W Polsce panuje powszechna – i powiedzmy to: zasłużona – niechęć do całej klasy politycznej. Ilość niedotrzymanych obietnic i zerwanych zobowiązań jest ogromna, cierpią na tym rozmaite grupy społeczne. Przykładem słynne 203 zł podwyżki dla pielęgniarek – dlatego 203 zł, a nie np. 205 zł, bo podobno wszystko było precyzyjnie wyliczone co do złotówki i na tyle właśnie starczało pieniędzy. A tymczasem to od początku było bezczelne kłamstwo, bo rząd nie miał ani złotówki. Jeśli na tym szczeblu zarządzania państwem takie kłamstwa wprowadza się do obiegu, to ludzie sądzą, iż wszyscy kłamią. Ale gdy się z nimi rozmawia, mówią, że jeśli w ogóle ktoś ma wyprowadzić kraj z totalnego bałaganu gospodarczego, niemocy i lawiny kłamstw – to mogą to zrobić jedynie ludzie lewicy. Nie można więc tego odbierać tylko w kategoriach mniejszego zła. – I sądzi pan, że wyborcy tak w pełni wam ufają? – Pewnie nie w pełni. Ale na tle generalnej niesławy, jaka dotyka dziś niemal wszystkich polityków, przedstawiciele lewicy uchodzą za tych, którym ten jeden raz można jeszcze uwierzyć – i zagłosować na nich, bo na pewno są bardziej kompetentni. To nie przypadek, że prawica, a zwłaszcza ludzie związani z „Solidarnością”, to geniusze destrukcji. Strajki najlepiej organizuje przecież NSZZ „Solidarność”. Coś budować, tworzyć, realizować – z tym jest już gorzej. Tego ludzie związani z „Solidarnością” i obozem AWS-owskim nie potrafią. I nie przemawia przeze mnie żadna złośliwość. To syndrom ludzi walki. Wielu bohaterów wojen czy rewolucji nie potrafiło się odnaleźć w czasach pokoju i żmudnego budowania. Sądzę natomiast, że po stronie lewicy mamy ludzi, którzy umieją budować i tworzyć. – Bardzo ostro wypowiada się pan na temat obozu rządzącego. Czyżby to przygrywka do powyborczej rzezi kadrowej? – Po prostu widzę fakty i nazywam je po imieniu – ale nie jestem krwiożerczy. Na Mazowszu po wyborach lokalnych w 1998 r. władzę objął samorząd lewicowy. Ale w wielu instytucjach samorządowych, którymi się zajmuję, na ważnych funkcjach zostali ludzie z innych opcji. Oczywiście, nieco inaczej jest z samymi szefami. Byłoby śmieszne, gdyby koalicja SLD-UP po wyborach wzięła do rządu ludzi z poprzedniej ekipy. Wyborcy będą przecież na nas głosowali m.in. dlatego, żebyśmy dokonali zmian. Zrobimy dokładny przegląd kadr. Iluś ludzi z „Solidarności” i AWS, którzy dobrze pracują, należy zostawić. My nie idziemy po wszystkie stanowiska, jak przed poprzednimi wyborami zapowiadał Marian Krzaklewski i jego ludzie. To oni dokonali rzezi kadrowej, która fatalnie wpłynęła na gospodarkę i spowodowała niepotrzebne konflikty wewnętrzne. Na przykład w resorcie rolnictwa po miesiącu nie został ani jeden dyrektor departamentu, co stworzyło niewyobrażalny chaos. Gdzie indziej było podobnie. Tam, gdzie trzeba, kadry powymieniamy, ale nie chodzi o to, by pracownicy mieli nasze legitymacje, lecz żeby byli kompetentni. Niech pokażą, co zrobili do tej pory. – Czy lewicowym rządom uda się ograniczyć bezrobocie? – Kiedy zostałem szefem Krajowego Urzędu Pracy, w Polsce mieliśmy 3 mln bezrobotnych, jak odchodziłem, było 1,8 mln. Dziś zarejestrowanych i nie zarejestrowanych jest prawie 4 mln, wzrost gospodarczy spada niemal do zera, a dziura w budżecie osiąga niespotykane rozmiary. Żeby zmniejszyć bezrobocie, musimy więc jak najbardziej przyśpieszyć rozwój gospodarki – zwłaszcza tych dziedzin, które tworzą miejsca pracy, jak np. budownictwo, usługi, hotelarstwo. Oczywiście do tego potrzebne są środki na inwestycje – nie wykluczam więc, obok środków z prywatyzacji, zaciągnięcia nowych kredytów. Niezmiernie ważny jest także rozwój eksportu. – Już kredyty „gierkowskie” spłacamy z wielkim trudem, a pan chce zaciągać nowe? – Ale po Gierku jednak coś w Polsce zostało – także i nauczka, że można wpaść w pułapkę zadłużenia. Natomiast z kredytów, które rząd Buzka wziął w ostatnich czterech latach, nie powstało nic trwałego. Przedstawiciele Unii Europejskiej sugerują, że Polska ma szanse na nowe kredyty unijne, pod warunkiem że będzie mieć porządny, mądry rząd.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 37/2001

Kategorie: Wywiady