Polska dusza z mitu i kitu

Polska dusza z mitu i kitu

Warszawa 16.03.2016 r. Zbigniew Mikolejko – filozof religii, historyk religii, eseista, pedagog fot. Krzysztof Zuczkowski

Polska znalazła się w stanie jakiegoś szaleństwa. Chciałbym, aby ci, którzy za nie odpowiadają, jak Kmicic oblali się lodowatą wodą Prof. Zbigniew Mikołejko – kierownik Zakładu Badań nad Religią Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk Panie profesorze, pamięta pan piosenkę kabaretu Elita z lat 70.: „Hej, szable w dłoń! (…) Ruszamy w bój, / aby Baśkę uwolnić od zbója / Tatarzyn zbój, okrutny zbój, / nie zwycięży nas nigdy, tralala!”? – Oczywiście. Wtedy żartowano sobie z bohaterów Trylogii, obecnie władza stawia ich za wzór do naśladowania. – Moim zdaniem, współcześni dawcy wzorców polskości nie przejmują się żadnym Sienkiewiczem czy Mickiewiczem, wykorzystują tylko jakieś szczątki wielkiej tradycji romantycznej i postromantycznej do budowy tzw. porządku patriotycznego. To, co się teraz wśród nich gada o sprawach patriotyzmu, jest wulgarne, toporne. Zgubny sarmatyzm A jednak obie izby parlamentu ustanowiły obecny rok rokiem Henryka Sienkiewicza. W uchwale Sejmu napisano, że spuścizna Sienkiewicza „stanowi podstawę patriotycznego wychowania młodych pokoleń Polaków, jak bowiem pisał o Nim Stanisław Cat-Mackiewicz: »My wszyscy z niego«”. Pan też? – Też, ale zapewne w przeciwieństwie do wielu autorów tego dokumentu jestem z dogłębnego czytania Sienkiewicza; wielokrotnie w swoich pracach interpretowałem teksty tego pisarza. Trudno mi zresztą wyobrazić sobie, bym był z tego samego Sienkiewicza co powołujący się na niego polityczni hejterzy. Oni pochodzą z ideologicznego rozdania, które usiłuje żerować, pasożytować na wielkiej tradycji XIX-wiecznej, żeby zrobić z niej doraźny, pałkarski użytek. Henryk Sienkiewicz, niezależnie od słynnej krytyki Stanisława Brzozowskiego, jest o wiele bardziej złożony niż ta ideologiczna, nadęta interpretacja, którą pan przytoczył. Senat w uchwale o Roku Sienkiewiczowskim zalecił popularyzowanie zawartego w jego książkach „przywiązania do tradycyjnych wartości”. – Co to znaczy „tradycyjne wartości”? Nie ma takich wartości, bo nie ma jednej wspólnej tradycji, z której mogłyby one się wywodzić. Każdy poważny badacz przedmiotu – polecam książkę prof. Jerzego Szackiego „Tradycja” – przekona nas, że tradycja jest sprawą wyboru. Jestem przeciwko narzucaniu jednoimienności, opowiadaniu bredni, że istnieje jednoimienna, powszechnie obowiązująca tradycja. Ci, którzy myślą inaczej niż pan, mówią, że polska dusza jest nie do pomyślenia bez sarmatyzmu. Przypuszczam, że uhonorowanie Sienkiewicza to zarazem podkreślenie zasług i wyrażenie uznania dla tamtej epoki. – Takie myślenie jest obecne od XIX w. w części środowisk konserwatywnych, kontynuuje je m.in. Jarosław Marek Rymkiewicz, dostrzegając w Samuelu Zborowskim, w warcholstwie, w tamtej nieodpowiedzialności sprzed wieków, źródła prawdziwej wolności i polskości. Czytałem teksty krakowskich konserwatystów, którzy twierdzą, że sarmatyzm został zafałszowany przez historyków Stanisława Augusta Poniatowskiego. – A ja znam teksty krakowskich konserwatystów, stańczyków, którzy przeprowadzili bardzo gruntowną krytykę polskości wywiedzionej z sarmatyzmu i dowodzili, że sarmatyzm doprowadził do zguby Polski. Tę ocenę potwierdzają dobrze mi znane teksty autorów, których zaliczamy do przedstawicieli sarmatyzmu: pamiętnik „Przewagi elearów polskich” napisany przez Wojciecha Dembołęckiego, kapelana lisowczyków, pamiętniki Jana Chryzostoma Paska i Marcina Matuszewicza, „Opis obyczajów” ks. Jędrzeja Kitowicza. Autorzy tych utworów nieświadomie lub świadomie obnażają to, co w sarmatyzmie było chorego, zgubnego. Historia wystawiła bowiem jak najgorsze świadectwo sarmatyzmowi, choć trzeba zaznaczyć, że to określenie jest nieostre, obejmuje ciekawą i bardzo zróżnicowaną epokę. W XVI w. owi „Sarmaci” przecież, będąc katolikami, potrafili wybrać do Sejmu Rzeczypospolitej większość złożoną z innowierców – prawosławnych i protestantów, przekraczając własną przynależność wyznaniową, ideową. W XVII w. sarmatyzm uległ zwyrodnieniu, głównie przez raka toczącego demokrację szlachecką – liberum veto oraz trzy dogmaty: zboża, bez którego Europa rzekomo nie mogłaby się wyżywić, ponoć idealnego ustroju, dzięki któremu według ks. Dembołęckiego Królestwo Polskie do Bożego było podobne, wreszcie „przedmurza chrześcijaństwa”. To wszystko okazało się bolesną fikcją, za którą przyszło nam zapłacić kolejno: dyktatem politycznym obcych państw, obecnością na terytorium Rzeczypospolitej obcych wojsk, wreszcie rozbiorami i przeszło stuletnią nieobecnością na mapie Europy – w czasie gdy inni budowali mocne materialne i duchowe podstawy cywilizacyjne. Zakorkowane głowy Jacek Kaczmarski uczył krytycyzmu wobec przenoszenia przez Sienkiewicza tradycji sarmatyzmu: „Polska – suknem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2016, 2016

Kategorie: Wywiady