Watykański bat na biskupów

Watykański bat na biskupów

Nadzwyczajna wizyta polskich biskupów w Rzymie mogłaby być końcem klonowania polskiego episkopatu wedle reguł Wojtyły


Stanisław ObirekArtur Nowak – autorzy wydanej właśnie książki „Gomora. Władza, strach i pieniądze w polskim Kościele”


Polski Kościół wchodzi w bardzo ostry zakręt historii. Rozpoczynająca się za kilka dni seria spotkań polskich biskupów z papieżem Franciszkiem wykracza poza rytuał wizyt Ad Limina Apostolorum. Choć każdy biskup raz na pięć lat powinien odwiedzić groby apostołów Piotra i Pawła w Watykanie, tym razem chodzi o coś poważniejszego. Papież wezwał polskich hierarchów w trybie pilnym, wszystkich. Na przygotowania mieli mniej czasu niż zazwyczaj. Pojawią się na watykańskim dywaniku, mając w pamięci niedawne, bezprecedensowe kary dla niektórych: ukaranie kard. Henryka Gulbinowicza (zmarłego chwilę potem) zakazem uczestnictwa w celebracjach i spotkaniach publicznych, zakazem używania insygniów biskupich i pozbawieniem prawa do pochówku w katedrze; kary dla abp. Sławoja Leszka Głódzia i bp. Edwarda Janiaka. W tle są ujawniane w ostatnich latach afery związane z przestępstwami nadużyć seksualnych księży oraz ich systemowym tuszowaniem. Polska przechodzi ostry kryzys powołań kapłańskich i równocześnie szybko się sekularyzuje. Wszystko to w cieniu niezwykle zacieśnionego sojuszu z pisowską władzą, która obsypuje Kościół pieniędzmi i przywilejami, jednocześnie zapewniając przestępcom w sutannach nietykalność.

Polski Kościół jest chory, z uwagą należy obserwować, jaką kurację wprowadzi papież Franciszek, traktowany przez polskich hierarchów ze sporym dystansem, żeby nie powiedzieć lekceważeniem. U źródeł wszystkich patologii coraz bardziej widać do niedawna pomnikową i niekrytykowalną postać Jana Pawła II, który poprzez swoją politykę kadrową tak fatalny Kościół w Polsce stworzył i utwierdził. Cień jego działalności i decyzji jest coraz mroczniejszy.

Wyjątkowość obecnego momentu w historii Kościoła podkreśla też przerwane milczenie i odwaga osób, które ujawniają nadużycia, przestępstwa oraz skandale, opisują rozgrywające się w Kościele procesy. Należą do nich były jezuita, antropolog kultury, teolog, historyk Stanisław Obirek i Artur Nowak, adwokat, publicysta, pisarz.


Porozmawiamy o potężnej, groźnej, zagadkowej instytucji. Jak ją opisać, nie używając na początku jej nazwy? Gdyby czytelnik miał rozwiązać zagadkę…
Artur Nowak
: – Mówimy o korporacji, dobrze opisanym tworze w wymiarze ekonomicznym, prawnym, społecznym. Czyli jest to przede wszystkim przedsiębiorstwo, zbudowane na sieci relacji lojalnościowych. Jest to model zakupu usług religijnych za obietnicę zbawienia. Funkcjonuje z pokolenia na pokolenie, od wieków. Zaczyna się od chrztu, który najczęściej nie jest związany ze świadomym wyborem, decyzją – a jego skutki trwają aż do śmierci. To jest świetnie pomyślane, niczego specjalnie od tak wymyślonego konsumenta usługi religijnej się nie wymaga. Musi wędrować przez życie od jednego sakramentu do drugiego.

Wszystkiemu towarzyszy odpłatność.
AN
: – Z punktu widzenia prawa mamy do czynienia z instytucją pozbawioną jakiejkolwiek kontroli, wewnętrznej i zewnętrznej. Szacuje się, że w Polsce „obroty” Kościoła to ok. 17-19 mld zł rocznie – sądzę, że to zaniżone wyliczenia. Nie ma możliwości sprawdzenia, na ile wikary okrada proboszcza, na ile proboszcz biskupa, a biskup – Watykan. A co robi z pieniędzmi Watykan, widać po kolejnych aferach z bankami, praniem brudnych pieniędzy we współpracy z mafią, spekulacyjnymi zakupami nieruchomości. Pojawił się pomysł używania kart płatniczych, ale polskie duchowieństwo zgodnie go odrzuciło.

Dzięki czemu nie ma kontroli przepływu pieniędzy.
AN
: – Ta korporacja zastygła w formule średniowiecznej. Podczas gdy inne formy dużych przedsięwzięć gospodarczych, przedsiębiorstw, ewoluowały, dostosowywały się do nowych czasów, oczekiwań unowocześniających się państw, stawały się m.in. transparentne, jeśli chodzi o obrót i rozliczanie się z pieniędzy, kosztów, zysków – to Kościół zastygł w kształcie sprzed wielu wieków. Luter, który chciał zlikwidować handlowanie sakramentami i urzędami, przegrał tę konfrontację. Rzym nie zaakceptował tych reformistycznych fanaberii. Mamy więc dzisiaj instytucję wyjętą spod prawa, niewspółpracującą z państwem. Państwo szanuje Kościół, natomiast Kościół absolutnie nie szanuje państwa. Konkordat de facto niczego nie normuje. Doskonałym przykładem jest działalność tzw. komisji majątkowej, podczas prac której doszło do wielu przestępstw. Skończyło się to w atmosferze wielkiego skandalu, z którego nie wyciągnięto żadnych wniosków, konsekwencji, nikogo nie ukarano. Kościół równocześnie powołuje się na swoją kombatancką przeszłość, sakralizuje swoją misję. Uznając się za instytucję „nadprzyrodzoną”, stawia się poza i ponad prawem.

Mówimy o globalnej instytucji, choć skupiamy się bardziej na tym, co tu i teraz, w Polsce.
AN
: – Dodam zatem, że na Zachodzie wiele z tych kwestii unormowano, np. ujednolicono siatkę płac duchownych i jest ona znana. Ile zarabia miesięcznie wikary, ile proboszcz, ile biskup w Niemczech, we Francji – to dane jawne. W Polsce to zupełnie nie działa. Są księża, którzy klepią biedę na wiosce, a są tacy, którzy dostali złotodajne probostwa, tzw. kuwejty – rozdzielanie tych bogatych i biednych placówek to ogromna władza biskupów. To niejawny system kar i nagród, bardzo często powiązany z korupcją. Żeby ksiądz dostał kuwejt, musi dać łapówkę. Biskupowi. Ale działają też sympatie. Kto się podoba biskupowi, ma szansę na dobrą placówkę, kto podpadnie – jest zsyłany. Kryteria duszpasterskie nie grają tu prawie żadnej roli. Ten system deprawuje, ponieważ nie ma żadnych mechanizmów kontroli, przejrzystości. To sprzyja patologii i ją wzmacnia. Na Zachodzie w wielu krajach duchowni nie mają żadnego kontaktu z finansami Kościoła, zarządzają tym rady parafialne, świeccy – w przejrzysty sposób, publikując szczegółowe sprawozdania, raporty.

Dlaczego ten wariant nie przyjął się w Polsce?
Stanisław Obirek:
– Kościół wyróżnia całkowita nieweryfikowalność. Równocześnie w polskim Kościele A.D. 2021 istnieje do perfekcji rozwinięty system krycia przestępstw, których sprawcami są duchowni. Nie ma tego w takim stopniu w innych instytucjach.

Przychodzi do głowy policja…
SO
: – W Polsce mamy kilku tzw. przyzwoitych biskupów, chętnie udzielają się w mediach, są sympatyczni…

Zagrają na gitarze przy ognisku, zaśpiewają, napiszą książkę o inkwizycji…
SO
: – …ale żadną miarą nie skrytykują swoich kolegów. Powiedzą nawet coś krytycznego o celibacie, ale zapytani o aferę biskupów Janiaka czy Paetza, odpowiadają: „To nie moja diecezja”. To zmowa milczenia. Używa się w tym kontekście pojęcia omerty, mafijnej przysięgi lojalnościowej. Na szczególną „ochronę” zasługują ci przestępcy kościelni, którzy generują spore zyski i dochody dla Kościoła – to przykład ks. Andrzeja Dymera, krakowskiego infułata Bronisława Fidelusa czy twórcy Lichenia ks. Eugeniusz Makulskiego. Mamy do czynienia w Polsce z organizacją, która przestraszyła się współczesności i wyraźnie postawiła w nowych, potransformacyjnych czasach na model rozwoju reprezentowany przez o. Tadeusza Rydzyka. Jego sukces przyciągnął wielu biskupów.

Sukces finansowy ponad wszystko?
SO
: – Niepowtarzalnymi cechami tej organizacji są absolutna niechęć do krytyki, brak autokrytyki, niemożność zreformowania się od środka i całkowita tajność archiwów oraz zasobów informacyjnych. Do tego dochodzi wyjątkowe w ostatnich latach, od 2015 r., zblatowanie z formacją rządzącą. Nazywam ten proces iranizacją albo wręcz chomeinizacją polskiego katolicyzmu. Chomeini przejął władzę w Iranie w 1979 r., Jan Paweł II został papieżem rok wcześniej. Jak Chomeini jest symbolem fundamentalizacji islamu, tak Jan Paweł II rozpoczął identyczny proces w katolicyzmie. Kto nawet nie krytykuje, tylko zadaje choćby krytyczne pytania – ten jest traktowany jako wróg, zaprzaniec, heretyk.

Wam udaje się bardzo krytycznie pisać o polskim papieżu, Kościele. Jeszcze kilka lat temu nie było to możliwe.
AN
: – Polski Kościół jest bardzo antyintelektualny. Nie niuansuje głosów krytycznych, wszystkie wrzuca do worka „wróg” albo „zakazane”. Tymczasem wiele zmian może wyjść od środka, od wierzących. Ale nie u nas. W Polsce krytyka Kościoła istnieje na poziomie ponarzekania, ludowego antyklerykalizmu, gdzie mamy gębę zapijaczonego księdza, co ma kochankę i przepija kasę. Ale to wszystko po cichu, prywatnie, nie przekłada się to na żadne zmiany struktury. Polski lud wierzący się nie buntuje, nie bierze odpowiedzialności za swoją wspólnotę, zostawia ją księżom i biskupom. Wyzbywa się wolności. Inaczej niż w Kościele zachodnim, posoborowym.

Każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie – to powiedzenie zaczerpnięte od lorda Actona podstawiacie jak zwierciadło polskim biskupom. I dlatego mamy instytucję potężną, zamożną, zadufaną i nietykalną. Ale polska hierarchia jest też skrajnie antyintelektualna.
SO
: – Patrząc dzisiaj z dystansu na polski Kościół – jako były jezuita, były teolog – a napisanie takiej książki jak „Gomora” pozwala ów dystans osiągnąć, widzę, że ten wymiar antyintelektualny jest dla opisu polskiego Kościoła absolutnie kluczowy. I jest on jednoznacznie dokonaniem Jana Pawła II. Wydawałoby się, że to paradoks. Przecież to autor wielu książek, jako papież zapisał tysiące stron. A właśnie on wyniósł na ołtarze więcej świętych i błogosławionych niż wszyscy jego poprzednicy. To oznacza, że ten „intelektualista” był konsekwentnie nieufny wobec rozumu. Zaufał „ludowej” religijności. Tym samym przeciwstawianie go Wyszyńskiemu ma tak naprawdę słabe podstawy. Byli bardziej podobni, niż przez lata to przedstawiano.

Równolegle z tą pasją beatyfikowania i kanonizowania szła nieufność do otwartego myślenia. Miał trzypunktowe kryterium dogmatyczne, wedle którego weryfikował np. kandydatów na biskupów: aborcja i antykoncepcja, celibat, kapłaństwo kobiet. I tyle, zdał, nie zdał. Konsekwencją były tysiące teologów skazanych na milczenie. Już w 1980 r. Karl Rahner, wybitny niemiecki teolog, mówił, że dla teologii idzie „czas zimowy”. W Polsce o tym w ogóle nie dyskutowano. Polakom to umknęło, że ten poeta, aktor, autor, mag słowa był skrajnie antyoświeceniową postacią, wrogiem rozumu na rzecz owej magii.

Ale przecież latem w Castel Gandolfo urządzał słynne spotkania z największymi umysłami Europy i świata. Bywali tam Levinas, Ricouer, Gadamer, Dahrendorf, Kołakowski, Taylor…
SO
: – Był nawet Steven Hawking, który wspominał, że usłyszał wtedy od Jana Pawła II: „Tylko nie zaglądajcie Panu Bogu w kalendarz” (chodziło o teorię Big Bang, wielkiego wybuchu, opisującą początek wszechświata). Hawking miał odpowiedzieć, że jego tylko to interesuje. Dzisiaj nazwałbym to otwartym tekstem: to było mydlenie oczu. Pozwalał im się wygadać. Podobnie Ratzinger, późniejszy Benedykt XVI, który po 2000 r. debatował z Habermasem, ale jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary trzymał za twarz wszystkich, którzy choć na jotę odchodzili od twardej fundamentalnej dogmatyki, dla której zresztą trudno znaleźć biblijne uzasadnienie (choćby celibat księży). Antyintelektualizm Wojtyły jest dla mnie czymś oczywistym, a jego intelektualizm jest przereklamowany.

AN: – Powiedziałbym, że właśnie Jan Paweł II był prawdziwym, realnym patronem radiomaryjnej formy religijności, to jest jego realna spuścizna. Jan Paweł II jest wprost patronem Rydzyka. U wspomnianego Ratzingera, skądinąd wybitnego teologa katolickiego, ważną rolę formacyjną odegrała przeżyta przez niego trauma rewolucji seksualnej lat 60. i 70. w Niemczech. I to bardzo go zbliżyło do Wojtyły. To zresztą niezwykle ciekawe, co z Wojtyły zostało, co ludzie pamiętają. Zapewne jego chorobę, umieranie. Dumę Polaków, że Polak jest papieżem. Ale jaki to był przekaz? Trudno powiedzieć. U Franciszka to jest wyczuwalne i spójne.

Z tego myślenia i sposobu zarządzania Kościołem wyszły kadry Wojtyły. Kandydaci, jeśli chodzi o Polskę, podsuwani przez Dziwisza i Kowalczyka, byli dobierani wedle tych trzech kryteriów: stosunku do aborcji, celibatu i kapłaństwa kobiet.
SO
: – Oprócz antyintelektualizmu Wojtyły, o którym zaczyna się mówić, to kadry są drugim wielkim przemilczanym tematem i problemem. I jego klęską. We wszystkich Kościołach lokalnych Wojtyła niszczył – i zniszczył – ich upodmiotowienie, to, co było owocem Soboru Watykańskiego II. Pierwszym uderzeniem była zresztą encyklika Pawła VI Humanae vitae, która wbrew głosom z wewnątrz Kościoła, świeckich i biskupów, rozpoczęła przeciwantykoncepcyjną i antyaborcyjną krucjatę trwającą do dziś. Więcej katolików wie dzisiaj, że Kościół jest przeciw prezerwatywom i pigułce, niż że głosi zmartwychwstanie Chrystusa. Paweł VI, opowiadając się wówczas za głosem mniejszości w Kościele, był pod wpływem Wojtyły, którego z kolei teorie seksualności wywodziły się z przekonań jego przyjaciółki Wandy Półtawskiej. Jej wyobrażenia o seksualności powinny być rozpatrywane w kategoriach patologii, a nie propozycji etycznej czy edukacyjnej. To ona miała decydujący wpływ na Karola Wojtyłę i w konsekwencji na ograniczanie praw kobiet.

Wyznaczenie ram seksualności, co dozwolone, a co zakazane, jest potężnym instrumentem władzy. A władza w kontekście działania Kościoła jest pojęciem fundamentalnym.
AN
: – Kościół boi się wolności, dlatego operuje pojęciem ofiary, pochwala cierpienie, nie akceptuje wolnomyślicielstwa, niezależności kobiet, ich prawa do decydowania o własnym ciele i życiu.

Polski Kościół, tak mocno oparty na władzy, pieniądzach, generujący strach, musi się czuć niekomfortowo w otoczeniu innych Kościołów, choćby europejskich. Czy zdobędzie się na schizmę? Odłączenie? Na patronowanie Katolickiemu Państwu Narodu Polskiego?
SO
: – To pytanie wraca w debacie ostatnich lat. Polscy biskupi źle się czują bez polskiego papieża, bez którego by ich nie było. Nie „uważają” Franciszka. Kościół polski jest słaby, nie stać go na schizmę, herezję, jest uległy jak stado baranów. Przez dekady kierował nim jednoosobowo Wyszyński, potem Wojtyła za sprawą „swoich” biernych, ale wiernych biskupów.

Jeśli papieżowi Franciszkowi uda się zmienić kadry biskupie i kardynalskie, które wybiorą kolejnego papieża wedle innej logiki niż Wojtyłowa, to jest szansa. Jeśli chodzi o polski Kościół, ta zmiana może się zacząć już teraz, w październiku, przy okazji nadzwyczajnej (przyśpieszonej) wizyty polskich biskupów w Rzymie. To byłby koniec kilkudziesięcioletniego klonowania polskiego episkopatu wedle reguł Wojtyły, za poduszczeniami Dziwisza i Kowalczyka. To musiałoby być zupełnie nowe otwarcie, ludzie spoza tej sitwy. Wyobrażam sobie, jak taki Tomasz Dostatni – dominikanin albo Jacek Prusak – jezuita zostaje prymasem i wprowadza zupełnie nowy system zarządzania. Teoretycznie to wyobrażalne, praktycznie – trudno powiedzieć. Kościół słabnie, co mnie w ogóle nie martwi, jest światowym liderem sekularyzacji, jego potencjał kulturowy się wyczerpał, będzie biedniał, nie powinien być taką siłą polityczną, jaką jest w obecnej konstelacji rządowej. Wówczas taka zmiana Kościoła w stronę modelu irlandzkiego jest wyobrażalna.

Czy w naszym wypadku możliwy jest scenariusz chilijski? Czyli dymisja całego episkopatu po wizycie u papieża? Do Rzymu peregrynują dostojni biskupi, a wracają prości księża pokutnicy?
AN
: – Nie, nie, nie ma mowy. My też nie jesteśmy bezkrytycznymi wielbicielami Franciszka. Wprawdzie niewiele trzeba, by być lepszym od Ratzingera i Wojtyły, ale jego opowieść nie krąży wokół widma cywilizacji śmierci, jak w języku Wojtyły i Jędraszewskiego. On proponuje wizję zmiany i odnowy. W Chile zapłonęły świątynie – tego nie dało się zignorować. Kościół nigdy sam z siebie nie dokonuje odnowy, to zasada Gomory, musi zostać przyparty do muru, zmuszony przez wiernych, opinię publiczną. W Polsce może dojść do konfrontacji liberalnego skrzydła duchowieństwa z hierarchią. To już się dzieje w Europie, w Belgii, Niemczech. Franciszek nie zamyka im ust, nie wyrzuca, nie potępia. Głównym czynnikiem prowadzącym do konfrontacji jest brak kasy. Trzeba będzie się wyprzedawać.

Polska sekularyzuje się najszybciej na świecie, dotyczy to głównie młodych, mówią o tym międzynarodowe badania, choćby Pew Research Center. W Łodzi w szkołach średnich 70% młodzieży wypisało się z lekcji religii.
AN
: – To jest ta siła. Kiedy rozmawiam z młodymi ludźmi, to oni mówią: „My nie czytamy twoich książek, nie oglądamy twoich programów, bo my mamy na Kościół wyj…”. Ale sekularyzacja młodych to nie wszystko. Trzeba też pamiętać, że badania opinii publicznej mówią, że społeczeństwo nie chce blatowania się polityków z Kościołem. Kiedy to dotrze do polityków – sytuacja się zmieni.

O tym gniewie świadczy także popularność naszej książki, która wyprzedza kryminały i porady kulinarne. Ludzie mają dość. Poza tym następuje zmęczenie rytualizacją życia publicznego, świętami, sztandarami, wieńcami. To wszystko staje się zbyt toporne, niezjadliwe. Kościół przestał odpowiadać na ważne dla ludzi pytania egzystencjalne, może duchowe. I ludzie zaczynają szukać tej odpowiedzi gdzie indziej.

SO: – Chciałbym powiedzieć coś pozytywnego. Otóż obserwujemy właśnie, jak sejmiki, które przyjęły te niesławne uchwały anty-LGBT, teraz, pod naciskiem Unii i zagrożone utratą często wielkich pieniędzy, zaczynają się wycofywać z tego.

Pieniądze!
SO
: – Tak, tu się potwierdza teza Artura, że jeśli w grę wchodzą pieniądze, to nagle widzimy powrót na ziemię. Nie zapominajmy o roli popkultury, filmach braci Sekielskich, Smarzowskiego. To był fenomen Strajku Kobiet. Biskupi zdębieli, a takich konfrontacji będzie coraz więcej.

Nie martwię się szczególnie samym kryzysem Kościoła, bardziej mnie martwi polskie państwo, które takiej instytucji ulega, jest bezwolne, fasadowe.

AN: – Istotą tego tąpnięcia są jednak rosnące zasoby obywatelskie naszego społeczeństwa. Kościół drenuje i panuje niepodzielnie nad ludźmi, którzy na to pozwalają. Ale oni dzisiaj przestają na to pozwalać, nadchodzi nowe pokolenie. Język Jędraszewskiego jest czymś obciachowym. Kościół w niezauważalny dla siebie sposób stracił uprzywilejowaną pozycję w ludzkich sercach i myślach. W krakowskim seminarium studiuje dzisiaj sześciu kleryków. To jest zapaść. Jeszcze niedawno było to niewyobrażalne.

Episkopat nas tu raczej nie zaskoczy. Patrzę na tego bp. Rysia, który ma podobno aspiracje kardynalskie, ale kiedy na niego huknięto, bo coś tam liturgicznie nagiął, to podkulił ogon. Tam wciąż panuje reguła od czasów Wyszyńskiego: nigdy, pod żadnym pozorem nie krytykujemy się na zewnątrz. Nie można też zapomnieć, że mamy do czynienia z wąziutką grupą skrajnie uprzywilejowanych mężczyzn żyjących w pałacach, nieprzyzwyczajonych do konieczności konfrontowania swoich poglądów i zachowań ze światem zewnętrznym. Wożą ich, żywią, piorą skarpety. Po co to zmieniać? To nawet nie jest dziwne.

Opamiętanie w jakichś kręgach Kościoła nadejdzie, będą musieli zawalczyć, żeby ludzie do nich przychodzili. Każda władza absolutna kiedyś kapituluje.

r.kurkiewicz@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Agencja Gazeta

Wydanie: 2021, 41/2021

Kategorie: Kościół, Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy