Wiedza zamiast marketingu

Wiedza zamiast marketingu

Ile jest lewicy w lewicy? I dlaczego tak mało? Takie pytanie pada często w czasie partyjnych spotkań. Najczęściej kierowane jest ono pod adresem partyjnej góry. Celują w tym zwłaszcza ludzie młodzi. I to jest zrozumiałe. Trudniej jednak pojąć intencje siwowłosych rewolucjonistów. Zebrania mają to do siebie, że się kończą. A wraz z nimi kończy się też zebraniowa lewicowa bojowość. Okazuje się, że w realnym świecie rewolucjonista sobie nie radzi. Że za radykalnymi wyznawcami ostrego skrętu w lewo nikt nie stoi. Nawet własna rodzina. A faktyczne poparcie dla nich w województwach, gdzie kierują organizacjami partyjnymi, miastach i miasteczkach, zakładach i środowiskach zawodowych, jest często na poziomie błędu statystycznego. Tak więc z pewnością mądrzej byłoby zapytać o to, ile na lewicy jest wiedzy i ideowości. Jaki jest jej katalog wartości? I ile jest głębokich sporów intelektualnych? Badania naukowców z Brukseli i Uniwersytetu Wrocławskiego, którzy ankietowali wojewódzki aktyw SLD, pokazują, że jest duży problem. Podobne były zresztą wyniki Mareco Polska, prezentowane przez Sławomira Wiatra na naszych łamach. Jaki obraz działacza wyłania się z tych sondaży? Najdalej idzie zarzut, że jest to bezideowa zbiorowość zainteresowana wyłącznie powrotem do władzy. Do partii trafiło wielu ludzi przypadkowych.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2008, 48/2008

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański