Większość prognoz przewiduje kiepską pogodę w lipcu i piękny sierpień, ale jak będzie naprawdę, przekonamy się dopiero we wrześniu Po zimnej końcówce czerwca i ostatnich ulewach najczęściej zadawanym w Polsce pytaniem jest, jaka będzie pogoda w ciągu całych wakacji. Państwowa służba meteorologiczna, czyli Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, swoich prognoz długoterminowych nie ujawnia. Media radzą więc sobie, jak mogą, korzystając z własnych zespołów synoptyków, a także serwisów krajowych i zagranicznych, np. niemieckich. Polska położona w klimacie umiarkowanym jest doskonałym przykładem zmienności pogody i świetnym poligonem doświadczalnym dla synoptyków. Być może dlatego ich prognozy niejednokrotnie trafiały jak kulą w płot. Jednak ostatnie gwałtowne ulewy i burze na przełomie czerwca i lipca zostały zapowiedziane z dużą dokładnością. Nie był to przypadek, że przewidywania okazały się trafne, bo taka jest w Polsce modelowa pogoda na początku lata – po letnim przesileniu teoretycznie musi lać. Jednak coś złego dzieje się na styku media-meteorologia krajowa. Pod adresem jednych i drugich padają złośliwości i pretensje. Prognozy supertajne – Prognozy długoterminowe są wyłącznie do użytku wewnętrznego – mówi „Przeglądowi” Katarzyna Bieniek z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. – Nikt z instytutu nie poda, jaka pogoda będzie w lipcu i sierpniu. – Nikt nie poda, bo te prognozy są do niczego i instytut nie chce się kompromitować – komentuje to Janusz Nemec, były synoptyk TVP. Okazuje się, że IMiGW, państwowa instytucja o strategicznym znaczeniu dla społeczeństwa i gospodarki, postanowiła w ogóle nie informować mediów o swoich prognozach. Dlaczego – na to pytanie nie uzyskaliśmy w instytucie jasnej odpowiedzi. Czyżby z powodu fali społecznej krytyki po nietrafionych prognozach? Media korzystają więc z innych źródeł – zagranicznych i krajowych. Agnieszka Dymecka, szefowa redakcji pogody w TVP, tłumaczy ten fakt dosyć oględnie. – Prognoz nie bierzemy z IMiGW. Po prostu – tak wyszło. Co do prognoz długoterminowych zaś, nigdy takich nie braliśmy, bo jesteśmy ostrożni w naszych programach i nie mówimy np., jaka pogoda będzie w lipcu czy w sierpniu. Codzienne zapowiedzi pogodowe układamy, opierając się na wiedzy naszego zespołu synoptycznego. To są specjaliści z dużym stażem i doświadczeniem, którzy korzystają z różnych źródeł, krajowych i zagranicznych. Z IMiGW bierzemy np. aktualne mapy radarowe pokazujące natężenie opadów na terenie Polski. W ten sposób możemy pokazać, w jakich miejscach przechodziły w ostatnich dniach burze. Jednak prognozy układamy we własnym zakresie na podstawie danych źródłowych i modeli pogodowych. Hanna Miksa, dyżurny synoptyk TVP w dniu 1 lipca, dodaje: – Prognozy długoterminowe są wątpliwej jakości i nie zajmujemy się tym – ani na własny użytek, ani na potrzeby informacji pogodowej. Janusz Nemec mówi bardziej precyzyjnie. – Nasze prognozy i modele układania mapy pogody na dwa-cztery dni pochodzą z Niemiec, z Deutscher Wetterdienst. Brak współpracy z telewizją potwierdza Katarzyna Bieniek z IMiGW. – Nie mamy nic wspólnego z prezenterami pogody w telewizji. Nie mam pojęcia, skąd TVP bierze swoje prognozy – dodaje. Kto psuje klimat? Meteorolodzy i klimatolodzy nie mogą się zgodzić nawet co do tego, czy będzie nam coraz zimniej (globalne ochłodzenie), czy coraz cieplej (globalne ocieplenie). Spierają się także o to, kto narobił bałaganu w aurze, czy ludzie swoją nieodpowiedzialną ingerencją w środowisko naturalne, a zwłaszcza spalaniem surowców energetycznych, przy czym wypuszcza się do atmosfery trujący CO2, czy natura sama, ale z tego sporu niewiele wynika. Pewna część klimatologów uważa, iż w prognozach pomija się zupełnie naturalne wahania klimatu, obserwowane od wielu tysięcy lat, wywołane wybuchami wulkanów i zmianami aktywności Słońca. Inni z kolei uważają, że działalność człowieka nie ma wielkiego znaczenia dla naszego klimatu. Niezależnie jednak od tego, kto ma rację, klimat zmienia się na naszych oczach, choć może nie aż tak, jak zapowiadały wcześniejsze prognozy – przypomnijmy, wieszczono, że do roku 2030 nastąpi wzrost temperatury powietrza na Ziemi o 1,5-4,5 stopni C, co spowoduje stopienie lodów Antarktydy, Arktyki, a także lodowców wysokogórskich i zatopienie części kontynentów przez wody oceanów. Do tego nie dojdzie, ale coś jednak się psuje w naszej aurze. Wystarczy porównać statystyki. Dr Zbigniew Karaczun z katedry ochrony środowiska SGGW, a zarazem współzałożyciel
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









