Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Szanowny panie ministrze Radosławie Sikorski! Co tu dużo gadać, ledwie pan wystartował w roli ministra, a już zaliczył pan parę wpadek. Niepotrzebnych. Po co to było?
Sam pan przyzna, że z prezydentem gra pan mało zręcznie. Owszem, wieszał na panu psy, mówił, że jest pan gadułą, że jest pan agentem, ale czy musi pan takie rzeczy brać do siebie? Pan, zawodowiec?
Zaprosił pana prezydent na 16.00. I brawo, pięknie pan go rozzłościł, nie przychodząc; wysyłając liścik z odmową spotkania o 16.02, dopiekł mu pan na całego. Ale czy tym ma pan zamiar się zajmować? Czy taki jest cel pańskich działań? Dokuczanie Kaczyńskiemu? Czy raczej chce go pan ograć? Więc go pan nie ograł, bo to pan wyszedł na gbura, a on na osobę, którą gbur obraził.
Potem chwalił się pan swoimi kompetencjami. Które pan posiadł już w roku 1992. Bardzo przepraszam, jest pan już człowiekiem dojrzałym, sporo po czterdziestce. Czy z ręką na sercu uważa pan, że w roku 1992, jako 29-letni młodzian, miał pan kompetencje, by być wiceministrem obrony? Czy ta nominacja nie świadczyła raczej o czymś innym – o braku kompetencji tych, którzy pana wówczas powoływali? Potem był pan wiceministrem spraw zagranicznych. Pamięta pan te czasy dobrze, stąd przecież kariera Rafała Wiśniewskiego. Ale, z ręką na sercu, czy ma pan przekonanie, że wówczas odgrywał pan znaczącą rolę w MSZ? Czy raczej było tak, że minister Geremek ustawił pana w ten sposób, by jak najmniej pan zepsuł? Chwalił się pan też swoimi kompetencjami z okresu kierowania MON. Panie ministrze, tak szczerze: nie uważa pan, że trochę pan przesadził? Że owszem, ładnie pan całował sztandar, ale co więcej? Zerknie pan na listę dokonań poprzednika. Jest tego trochę. A u pana? Co z przetargami? Co z programem F-16? Co z misjami?
OK. MSZ kreśli panu grubą kreskę. I z nadzieją przygląda się pana działaniom. Ale z tym jest różnie.
Był pan w Annapolis, to jest mniej więcej 40 mil od Waszyngtonu. I z kim się pan spotkał z administracji Busha? A z kim z obozu Demokratów? Takie spotkania określają standing polityka. Jak pan sądzi, urósł panu czy nie?
Co do decyzji kadrowych – MSZ patrzy na pana wiceministrów… Hm… Naprawdę wierzy pan, że Ryszard Schnepf w czymkolwiek panu pomoże? Wniesie do MSZ jakąś wartość dodaną? Coś, poza intrygami, potrafi? Za to udały się panu dwa strzały. Pierwszy – ze Stanisławem Komorowskim. Nasze gratulacje
– pięknie go pan podrzucił koledze Klichowi. „Ken” poszedł na wiceministra w MON i to jest dobra wiadomość dla MSZ (gorsza dla MON, ale to ich sprawa…). Drugi dobry strzał to Grażyna Bernatowicz. W MSZ mówiło się, że pójdzie do Kancelarii Premiera, tam będzie się zajmowała sprawami zagranicznymi, u Bartoszewskiego. Wyszło inaczej i to plus dla pana. Ona sporo rzeczy panu pociągnie, no, chyba że powierzy jej pan, tak jak poprzednicy, tylko sprawy prawno-traktatowe…
Ale poza tym kręcą panem jak wiatrakiem. Prezydent wali pięścią w stół, premier jedzie w dziwne miejsca (kto mu podpowiedział ten Watykan? Co on robił na Litwie? Czy naprawdę nie można załatwić mu lepszych wizyt na entrée?), a wicepremier Pawlak ustawia panu stosunki polsko-rosyjskie i politykę energetyczną. A pan?
To co, znów pan będzie robił groźne miny, jak u Marcinkiewicza, i nic z tego nie będzie wychodziło?
Z pozdrowieniami

Wydanie: 2007, 49/2007

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy