Wielkie zielone pieniądze

Wielkie zielone pieniądze

Miliardy pompowane w transformację energetyczną stworzyły nowy biznes: ekolobbing

W pewnym sensie było to nieuniknione – wystarczy rzut oka na kwoty, o których mówi się w kontekście legislacji dotyczącej odnawialnych źródeł energii, nowej zielonej infrastruktury, ale też projektów „miękkich”, takich jak edukacja, kampanie społeczne, tłumaczenie przyczyn tych reform społeczeństwu. W Stanach Zjednoczonych tylko przyjęty w ubiegłym roku Inflation Reduction Act (IRA), pakiet reform administracji Bidena mający przyśpieszyć przejście amerykańskiej gospodarki na zeroemisyjność, zawierał plany inwestycji ekologicznych sięgających 369 mld dol. Łącznie, jak wylicza tygodnik „The Economist”, obecny prezydent USA za pomocą wszystkich zaproponowanych przez siebie projektów legislacyjnych albo już dofinansował, albo planuje wlać w amerykańską zieloną gospodarkę 800 mld dol. Z kolei bank inwestycyjny Goldman Sachs szacuje, że przy obecnym tempie wydatkowania środków z budżetu federalnego i rozwoju sektora prywatnego do 2032 r. na rynku może się pojawić aż 3 bln dol. wykorzystywanych w technologiach i kampaniach na rzecz wyhamowania katastrofy klimatycznej. Prawie tyle samo, ile USA co roku wydają na zbrojenia i utrzymanie armii – a wiadomo, że to zawsze był dobry punkt odniesienia, bo nikt na świecie nie przeznacza na wojsko tyle pieniędzy, ile Amerykanie.

Ci zyskują, tamci tracą

Europa wcale pod tym względem nie odstaje. W ramach przygotowanego w ubiegłym roku (i przyśpieszonego z powodu rosyjskiej inwazji na Ukrainę) planu REPowerEU Unia Europejska planuje do 2027 r. zainwestować w odnawialne źródła energii aż 210 mld euro, z czego 86 mld pójdzie na infrastrukturę związaną z energią słoneczną i wiatrową, a 27 mld na gazoporty i wykorzystanie LNG. Do tego dochodzą kolejne polityki projektowane w ramach strategii Fit for 55, która zakłada ograniczenie emisji gazów cieplarnianych przez gospodarki krajów członkowskich o 55% do 2030 r. i pełną zeroemisyjność do 2050 r.

W  innych częściach świata inwestycje są mniejsze, ale to nie znaczy, że zielone pieniądze tam nie docierają. Dzieje się to głównie za pomocą złożonych międzynarodowych projektów, takich jak partnerstwo Japonii z krajami Unii Afrykańskiej, w ramach którego rząd w Tokio zadeklarował 30 mld dol. inwestycji w ciągu następnych trzech lat. Nie ma co się łudzić, to również zabieg strategiczny – wiadomo, że sporo z tych pieniędzy trafi do japońskich firm, które będą realizować zielone projekty w Afryce, to po pierwsze. Po drugie, chodzi o zablokowanie tych rynków dla spółek z Chin i Rosji, dwóch krajów coraz wyraźniej rozpychających się w afrykańskich gospodarkach, jednocześnie dalekich od jednoznacznego zaangażowania się w walkę ze zmianami klimatu.

Wyliczać można by oczywiście jeszcze długo, ale nie same pieniądze są w przypadku zielonych legislacji najważniejsze, bardziej chodzi o to, jak owe dokumenty są pisane i kto na ten proces wpływa. Skupiając się na liczbach, jakkolwiek efektowne by one były, łatwo zapomnieć o być może najważniejszym elemencie – wdrażaniu przepisów. Na poziomie wprowadzania nowego prawa w życie pojawia się mnóstwo szczegółów, które powodują, że jedni na zielonej transformacji tracą, a drudzy zyskują, nawet jeśli wszyscy zaangażowani gracze de facto chcą pomóc środowisku.

Spójrzmy na rynek samochodów elektrycznych. W felietonie na łamach „New York Timesa” David Wallace-Wells wyliczał, że jeśli akumulator takiego pojazdu kupionego w USA nie był przynajmniej w połowie zbudowany albo chociaż złożony w kraju lub 40% surowców, które posłużyły do jego konstrukcji, nie zostało wydobytych lub przetworzonych na terenie Ameryki, nabywca nie ma co marzyć o uldze podatkowej, którą obiecał Biden w ramach IRA. Oczywiście na płaszczyźnie polityki międzynarodowej wywołało to już awanturę, oskarżenia o protekcjonizm gospodarczy i wcale niemały konflikt dyplomatyczny pomiędzy Białym Domem a Pałacem Elizejskim, Wallace-Wells wysunął zaś przy tej okazji śmiałą tezę, że Ameryka w polityce inwestycyjnej odchodzi od konsensusu wokół neoliberalizmu, ale te konteksty trzeba na chwilę odłożyć. Skoncentrujmy się na szczegółach.

Dlaczego 50% produkcji i 40% wydobycia? I baterie samochodów elektrycznych, a nie elementy konstrukcji wiatraków? Dlaczego IRA w niektórych zapisach zezwala na wpuszczenie na amerykański rynek półproduktów z krajów, z którymi USA mają podpisane porozumienia o wolnym handlu, ale w innych zastrzega użycie wyłącznie rodzimych materiałów i technologii? Odpowiedź jest prostsza, niż może się wydawać. To kwestia skuteczności zaangażowanych w ten proces doradców.

Określenie doradcy jest oczywiście eufemizmem, bo chodzi tu o zwyczajnych lobbystów. Trwająca od kilku lat, wzmocniona przez wojnę w Ukrainie hossa w przyjaznych klimatowi gałęziach gospodarki w naturalny sposób spowodowała wytworzenie się sektora lobbingu klimatycznego. Jego rozmiar trudno oszacować, bo w wielu krajach wydatki na lobbing nie są upubliczniane, poza tym sama definicja tego zjawiska bywa płynna. Dlatego trzeba zacząć od teorii.

To się wam opłaci

Rory Sullivan, Robert Black i Georgina Kyriacou z Grantham Research Institute, jednostki badawczej London School of Economics, dzielą lobbing na pośredni i bezpośredni. Czym jest ten drugi, łatwo zrozumieć – dotyczy komercyjnych działań licencjonowanych pracowników firm lobbujących na rzecz konkretnych zapisów w prawie. Tu nie ma pośredników, są po prostu zleceniodawcy i doradcy, często byli politycy i wojskowi, którzy bezpośrednio starają się wpłynąć na kształt legislacji.

Znacznie mniej precyzyjnie opisany jest lobbing pośredni. Naukowcy z LSE definiują go jako wywieranie wpływu na proces prawodawstwa poprzez pracę naukowców, dziennikarzy czy grup aktywistów. Mobilizowanie poparcia społecznego dla konkretnych rozwiązań i przekonywanie w ten sposób polityków, że one im się opłacają – zwłaszcza z powodu własnego interesu partyjnego. Jeżeli uda się stworzyć wrażenie, że dane rozwiązanie zyska poparcie dużej części społeczeństwa albo chociaż konkretnego, ale strategicznie ważnego wycinka elektoratu – mniejszości etnicznej, kobiet, młodych obywateli – znacznie zwiększają się szanse, że politycy przekonają się do propozycji forowanej przez lobbystów.

Pośredni ekolobbing jest o tyle ciekawy, że akurat w kontekście rozwiązań dotyczących środowiska bardziej niż na innych płaszczyznach nauka i szeroko pojęta racjonalność są silnymi argumentami. W dodatku stosowanie rozwiązań eko jest dziś w modzie, aktywiści zaś potrafią niejednemu politykowi, a czasem całej formacji, skutecznie uprzykrzyć życie, dlatego warto mieć i naukowców, i ulicznych działaczy po swojej stronie. Trudno więc, zauważają Sullivan, Black i Kyriacou, mierzyć pełną skalę pośredniego lobbingu. Szczególnie że zaangażowane mogą być w takie aktywności organizacje pozarządowe, ruchy obywatelskie czy specjalistyczne portale (nie mylić z mediami), które formalnie działalności lobbingowej nie prowadzą.

W szerszej perspektywie to jednak tylko niuans metodologiczny, bo trzeci sektor i tak nie ma pieniędzy porównywalnych do funduszy wielkich korporacji. Aczkolwiek według danych Integrity Watch, ogólnoeuropejskiego konsorcjum śledczego udostępniającego materiały dziennikarzom, spośród dziesięciu podmiotów, które w ubiegłym roku zrealizowały najwięcej spotkań z europarlamentarzystami, trzy to przedstawiciele środowisk zielonych – zarówno branżowo, jak i z trzeciego sektora. Dwa podmioty reprezentowały przemysł ciężki, pozostałe to korporacje, głównie amerykańscy giganci technologiczni, tacy jak Meta czy Google. Pokazuje to jasno, że pomimo mniejszych nakładów finansowych zieloni lobbyści są w stanie skutecznie dotrzeć do prawodawców.

Co nie oznacza, że korporacje zmieniły swoje strategie. Producenci paliw kopalnych robią wszystko, żeby inwestycje w odnawialne źródła energii powstrzymać, ograniczyć – albo podpiąć się pod nie. Z brukselskiego punktu widzenia ofensywa lobbingowa była na tyle widoczna, że poświęcony sprawom europejskim i polityce unijnej portal Euractiv pisał w ubiegłym roku o „tsunami” lobbystów zainteresowanych zieloną legislacją.

Z kolei amerykański portal Politico obliczył, że aż dziewięciu z dziesięciu największych klientów firm lobbingowych za oceanem, z sektora przemysłu ciężkiego, podniosło wydatki na lobbing. Z reguły o kilka-kilkanaście procent, aczkolwiek spółka ConocoPhillips, największy producent ropy naftowej na Alasce, zwiększyła nakłady na lobbing związany ze środowiskiem o rekordowe 97%. Ma to pośredni i bezpośredni związek z ociepleniem klimatu. Z powodu wyższych temperatur złoża naturalne dalekiej Północy stają się coraz bardziej dostępne i nawet zdecydowanie bardziej przychylny środowisku (w porównaniu z poprzednikami) Joe Biden ulega pokusie dobrania się do nich. Na początku marca jego administracja wydała zgodę na uruchomienie tzw. Willow Project, gigantycznej inwestycji w wydobycie ropy naftowej właśnie na Alasce. Spotkało się to z krytyką niemal wszystkich amerykańskich środowisk progresywnych, bo Biden po prostu wyszedł na hipokrytę. Co z tego, że zalewa gospodarkę pieniędzmi na OZE, skoro za chwilę sam sięga po paliwa kopalne, i to na obszarze, na którym ich wydobycie będzie szczególnie szkodliwe dla środowiska.

Boric optymista

Warto porównać możliwości zielonych i pseudozielonych (bo najczęściej po prostu przemysłowych) lobbystów w liczbach bezwzględnych, bo trudno o lepszą ilustrację dysproporcji w tej rywalizacji o wpływy. Podczas gdy American Chemistry Council, największy industrialny klient firm lobbingowych, wydał za oceanem w ubiegłym roku 19,8 mln dol., Nature Conservancy, lider wśród podmiotów działających na rzecz klimatu – prawie osiem razy mniej (2,6 mln). Większość zielonych organizacji nie dochodzi nawet do poziomu 1 mln dol. rocznie, co w tym sektorze jest wydatkiem wręcz symbolicznym. Przewaga przemysłu i korporacji jest niezaprzeczalna.

Nie znaczy to jednak, że z analizy zielonego lobbingu płyną wyłącznie pesymistyczne wnioski. Dokładniejsze przeanalizowanie danych pokazuje, że nawet przemysł, wróg klimatu numer jeden, zaczyna mimo wszystko stawać się bardziej zielony. Jak wynika z ocen Influence Map, think tanku zajmującego się monitorowaniem lobbingu i wpływu na tworzenie prawa w Unii Europejskiej, jeszcze w 2018 r. zaledwie 4% organizacji mających dostęp do europosłów reprezentowało klientów, których polityka klimatyczna była zgodna z celami zapisanymi w porozumieniu paryskim. Dzisiaj ten odsetek wynosi już 26%, a eksperci przewidują, że będzie wzrastał, i to znacząco. Można więc postawić tezę, że ucywilizował się sam lobbing i firmy nie chcą już reprezentować podmiotów, które w jawny sposób trują planetę i niewiele sobie z tego robią.

Trend wydatków na zielone lobbowanie utrzyma się w najbliższych latach nie tylko dlatego, że będzie na tym rynku coraz więcej pieniędzy do zgarnięcia. Lobbować będzie trzeba, bo sektor produktów niezbędnych do przeprowadzenia zielonej transformacji jest coraz silniej regulowany. Kilka tygodni temu decyzję o nacjonalizacji (poza istniejącymi już kontraktami) całych złóż litu w kraju podjął prezydent Chile Gabriel Boric. Spotkało się to z gwałtowną krytyką ze strony azjatyckich firm technologicznych, które lit, niezbędny do produkcji akumulatorów samochodów elektrycznych, sprowadzają z Chile na potęgę. Argumenty były dość przewidywalne, Chińczycy i Koreańczycy narzekali, że teraz zwiększy się biurokracja, pojawi się też nowy gracz z prawem weta – rząd. Natychmiast zagrozili przeniesieniem swoich inwestycji do Australii, wciąż luźno podchodzącej do regulowania sektora wydobywczego. Boric mimo to pozostaje optymistą, licząc na to, że litu na świecie jest po prostu za mało, toteż chętni będą musieli dogadać się z władzą. I nie jest w tym myśleniu osamotniony, wcześniej lit znacjonalizował prezydent Meksyku Andrés Manuel López Obrador, a Indonezja zakazała eksportu niklu już w grudniu 2020 r. Żeby więc przetrwać na tym coraz bardziej konkurencyjnym rynku, trzeba będzie wiedzieć, gdzie tworzy się prawo.

Czasy zielonej gorączki złota, a raczej zielonego Dzikiego Zachodu, bezpowrotnie mijają na naszych oczach. Przynajmniej z punktu widzenia producentów. Dla lobbystów bowiem dopiero się zaczynają.

m.mazzini@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Shutterstock

Wydanie: 2023, 22/2023

Kategorie: Ekologia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy