Wilczyca morska – rozmowa z Nataszą Caban

Wilczyca morska – rozmowa z Nataszą Caban

Opłynęła świat, teraz ma zamiar go objechać Czy pamięta pani pierwsze zetknięcie z morzem? – Pochodzę znad morza, z Ustki, morze było ze mną od zawsze. A pierwszy kontakt z żaglami, wiatrem, kołysaniem? Czy od razu był zachwyt? A może też trochę strachu? – Żeglowanie jest wszystkim tym, o co pan pyta, ale to także znacznie więcej. Najpierw pływałam na jeziorach, potem na morzu. Początki jak zwykle były trudne, jednak bywało pięknie. Szybko się adaptuję do trudności. To bardzo potrzebne na morzu i w życiu. Skąd pomysł na samotny rejs oceaniczny dookoła świata? Co było najważniejszym bodźcem? – Będąc nastolatką, zakochałam się w żeglarzu i zapragnęłam nauczyć się żeglowania. Chciałam być blisko niego na oceanie. Trochę symbolicznie, trochę romantycznie. A kiedy zaczęłam sama żeglować, po prostu bardzo to polubiłam. Także owo niesamowite uczucie wolności i pozytywnej energii. Zaczęłam myśleć o dłuższym żeglowaniu samotnie, o tym, co za horyzontem. Zaczęłam pytać, rozmawiać o tym. Wtedy ktoś ważny powiedział, że samotny rejs mi się nie uda. To był dodatkowy bodziec. Oczywiście nie nastąpiło to tak od razu. Kiedy zapragnęłam samotnie opłynąć świat, miałam 22 lata. Nie miałam wtedy do tego żadnych warunków ani możliwości, ale miałam marzenia. I postanowiłam je spełnić. Przygotowania do rejsu zajęły praktycznie sześć i pół roku. Mówiono: „najmłodsza Polka płynie dookoła świata”. To pomysł z mediów – chodziło o nagłośnienie przedsięwzięcia, ale dla mnie to nie miało większego znaczenia. Jak wyglądały przygotowania? – Starałam się jak najwięcej uczyć: żeglować, zbierać przebyte mile morskie, zdobywać doświadczenie, poznawać konstrukcję jachtów, często uczestnicząc w ich naprawianiu. To była prawdziwa, ciężka praca fizyczna, ale chciałam tego, bo wiedziałam, że przybliża mnie do realizacji marzenia. Starałam się przygotować na wszystko, także to, czego przewidzieć nie można. Ale tak naprawdę człowiek nigdy nie jest do końca gotowy. Po prostu trzeba zrobić wszystko jak najlepiej. Reszta zależy od losu. Ile mil nazbierała pani przez ten czas? – Nie pamiętam, nie liczyłam. Jakie to ma znaczenie? Teraz, z perspektywy przepłynięcia samotnie ponad 26 tys. mil morskich (48 tys. km), mogę tylko przyznać, że kiedy wypływałam w rejs dookoła świata, nie zdawałam sobie sprawy, jak mało wiem o oceanie. Uczyłam się bez przerwy, żeglując, ale czy można dobrze się przygotować na takie zdarzenia jak statek opuszczony przez załogę dryfujący wprost na ciebie na środku oceanu albo na samotne spotkanie z piratami? To znaczy? – To było gdzieś na południe od Madagaskaru. Statek widmo, opuszczony przez załogę, dryfował w nieznane, ale akurat na kursie, który zagrażał mojemu jachtowi, trzeba było uciekać. KOBIETA I PIRACI A piraci? – To spotkanie nastąpiło na Pacyfiku, nocą, w okolicach Papui-Nowej Gwinei. Zobaczyłam nagle dużą łódź motorową, która płynęła równolegle do mojego jachtu. Wywołałam ich przez radio, a wtedy oni zaczęli coś krzyczeć i zgasili swoje światła. Niczego już nie można było dostrzec. Jakiś czas płynęli obok, wielki cień kilkadziesiąt metrów ode mnie. W tym czasie udawałam, że razem ze mną płynie jeszcze co najmniej kilka osób. Puszczałam muzykę, głośno rozmawiałam, śmiałam się, zapalałam światło w różnych miejscach. Po ponad godzinie odpłynęli. Kilka dni później – już w porcie – powiedziano mi, że to z pewnością byli piraci. W tym rejonie przepadły bez wieści załogi już kilku jachtów. Tym razem los był dla mnie łaskawy. Czego we współczesnym żeglarstwie jest więcej, szkoły charakteru czy biznesu? – To chyba pytanie nie do mnie. W swoim żeglowaniu nie widzę ani trochę biznesu. A udział w reklamach to nie biznes? – Nie, akurat mój udział w reklamie w telewizji był sposobem finansowego wspomożenia akcji charytatywnej, a zarobione pieniądze poszły na realizację marzeń chorych dzieci. Poza tym wiem z doświadczenia, że rejs dookoła świata to przedsięwzięcie bardzo kosztowne, ale na pewno nie dochodowe. Gdyby nie przyjaciele, gdyby nie ludzie, którzy chcieli mi pomóc i pomogli, mojego rejsu w ogóle by nie było. Ale ci, którzy pomagali, pewnie czegoś chcieli. – Może przy okazji mieli szanse realizować własne marzenia? Zdarzyło się np., że dostałam trochę sprzętu żeglarskiego od pewnej firmy na Hawajach, ale oni nie żądali niczego w zamian, ani rozdawania naklejek, ani rozwieszenia reklamy. To ja starałam

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2013, 2013

Kategorie: Wywiady