W obawie przed ziką władze Salwadoru zakazały kobietom zachodzenia w ciążę aż do 2018 r. Przenoszony przez komary wirus zika rozprzestrzenia się w zawrotnym tempie po całej półkuli zachodniej, a w zeszłym tygodniu pojawił się w Europie. Lekarze wciąż nie umieją mu się przeciwstawić. Pierwszy raz jego istnienie zostało udokumentowane w 1954 r. w Nigerii. Początkowo uważano go za zmutowaną wersję malarii, głównie z powodu tej samej drogi przenoszenia – przez subtropikalne, aktywne w ciągu dnia komary. Przypadki zachorowań były jednak na tyle rzadkie i ograniczone terytorialnie do okołorównikowego pasa państw afrykańskich i azjatyckich, że długo nie doczekał się dokładnych badań i obszernych monografii. Sytuacja diametralnie zmieniła się w 2013 r., kiedy zapomniany wirus zaatakował na wyspach Polinezji Francuskiej – a więc daleko od dotychczasowych ognisk epidemicznych. Co więcej, skala zachorowań była bezprecedensowa – na archipelagu odnotowano niemal 19 tys. przypadków w ciągu 11 miesięcy. Od tego momentu szlak ekspansji był łatwy do przewidzenia: Wyspa Wielkanocna, kraje Ameryki Środkowej, Karaiby i wreszcie kontynent latynoamerykański. Niebezpieczny dla płodu Kiedy w zeszłym roku fala wirusa uderzyła w Brazylię, tamtejsi eksperci długo opierali się tezie o epidemii, upatrując przyczyn zachorowań w braku higieny, możliwych ekologicznych konsekwencjach inwestycji infrastrukturalnych czy zatruciu ujęć wody. Szybko jednak zostali zmuszeni do porzucenia tych założeń. Według ostatnich danych, przypadków mikrocefalii (zwanej również małogłowiem) – choroby powodującej poważne i nieodwracalne braki rozwojowe mózgu i czaszki płodu, niemal na pewno wywoływanej przez wirus zika – tylko w trzech ostatnich miesiącach 2015 r. było w całym kraju prawie 4 tys., czyli ponad 20 razy więcej, niż wynosiła dotychczasowa roczna średnia. W najmocniej zaatakowanym stanie Pernambuco odsetek noworodków z małogłowiem wynosi obecnie – według różnych szacunków – od 2% do 4%. Co jednak dokładnie wywołuje wirus zika? Przenoszony przez komary Aedes aegypti (które, jak uspokajają epidemiolodzy, nie występują w Polsce, gdzie nie sprzyja im zbyt zimny klimat) jest szczególnie niebezpieczny dla kobiet w ciąży. Atakuje płody i gwałtownie hamuje rozwój mózgu oraz kości czaszki, przez co dzieci rodzą się ze spłaszczonymi głowami. Na pierwszy rzut oka trudno dostrzec różnicę między ziką a innymi wirusowymi infekcjami, zwłaszcza tymi popularnymi w strefach tropikalnych. Do głównych objawów należą: wysoka temperatura, wysypka na dużych powierzchniach ciała, zaczerwienienie i swędzenie oczu, sucha skóra i przenikliwe bóle mięśniowe. Ot, po prostu kolejna tropikalna gorączka. Jednak tym, co odróżnia zikę od pozostałych chorób tropikalnych – nie tylko malarii, ale również częstej w krajach Afryki równikowej dengi – jest całkowicie odmienny przebieg choroby u dzieci i dorosłych. Starsi, choć masowo zapadają na zikę (w samej Brazylii w 2015 r. zachorowało na nią niemal 2 mln dorosłych), rzadko przypłacają to konsekwencjami innymi niż blizny po wysypkach czy ogólne osłabienie organizmu. W ich przypadku wirus nie jest śmiertelny, nie powoduje też trwałego uszkodzenia centralnego ośrodka nerwowego. Dlatego w wielu krajach zikę kolokwialnie określa się mianem „wirusa następnego pokolenia”. Marsz na północ A jest tych krajów z dnia na dzień coraz więcej, gdyż wirus – niejako zaprzeczając dotychczasowej wiedzy badaczy na jego temat – coraz lepiej radzi sobie na terenach z klimatem dalekim od tropikalnego. Z Brazylii w ciągu zaledwie kilku tygodni przeniósł się do wszystkich krajów kontynentu z wyjątkiem Chile, wszędzie szybko zyskując na sile i mnożąc w zastraszającym tempie przypadki zachorowań. 15 stycznia władze Hawajów poinformowały o pierwszym amerykańskim dziecku urodzonym z mikrocefalią wywołaną przez zikę. W skłonnych do paniki amerykańskich mediach wywołało to momentalnie szał graniczący ze zbiorową histerią, choć eksperci uspokajali, że epidemia w USA jest mało prawdopodobna, głównie z powodu tegorocznych rekordowo niskich temperatur, dużych opadów śniegu i czasu, którego wirus – a także przenoszące go komary – potrzebuje do przystosowania się do nowych warunków klimatycznych. Obawy przed ziką potęguje jednak znaczący wzrost zachorowań na choroby jej pokrewne. Na wspomnianych Hawajach tylko między wrześniem a grudniem zeszłego roku zarejestrowano 210 przypadków dengi (najwięcej od lat 40. XX w.), do Stanów – konkretnie na Florydę – powróciła też
Tagi:
Mateusz Mazzini









