Włoch kocha po polsku

Włoch kocha po polsku

Coraz więcej włoskich studentów uczy się języka polskiego, licząc na to, że po wejściu naszego kraju do Unii będą potrzebni tłumacze Rozmowa z prof. Jolantą Żurawską, kierownikiem Katedry Języka i Literatury Polskiej w Instituto Universitario Orientale w Neapolu – Podczas spotkania z naukowcami w Neapolu Romano Prodi, przewodniczący Komisji Europejskiej, witając się z panią, powiedział, że takich kobiet jak pani jest we Włoszech mało. Czyżby skomplementował pani urodę? – Niestety, nie chodziło o urodę. Oczywiście, żartuję. Po prostu pan przewodniczący zobaczył na mojej wizytówce tytuł Commendatore della Repubblica Italiana, co oznacza, że mam Krzyż Komandorski za zasługi dla Republiki Włoskiej, i stwierdził, że pań z takim tytułem jest bardzo mało. – Nie tylko kobiet, ale i mężczyzn z takim tytułem nie ma zbyt wielu. Silvio Berlusconi, włoski premier, ma tytuł cavaliere, o stopień niższy od commendatore, i bardzo się nim szczyci. – Ja też bardzo się szczycę. – Za co Polka mieszkająca we Włoszech może otrzymać najwyższe odznaczenie tego kraju? – Nie wiem. Chyba nie ma uniwersalnej recepty. W moim przypadku została dostrzeżona praca w dziedzinie propagowania polskiej kultury i nauki nie tylko w środowisku uniwersyteckim, ale również w kręgach artystycznych i kulturalnych Neapolu. Myślę, że zaważyło także moje zaangażowanie w budowę pomnika bohaterów Monte Cassino w Warszawie. – Jak to się stało, że warszawianka z urodzenia zamieszkała w Neapolu? – Zadecydował przypadek. Jako studentka Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego miałam praktykę w Międzynarodowej Organizacji Pracy w Genewie. Właśnie tam poznałam mieszkającego na Capri chłopca. Nie miałam wtedy pojęcia, że zostanie moim mężem, zwyczajnie wymieniliśmy telefony. Kilka miesięcy później wybrałam się na wycieczkę do Włoch. Zafascynowana powieścią Axela Munthego nie ominęłam Capri. Pamiętam nasz pierwszy spacer. Później on przez dwa lata przyjeżdżał do Warszawy. Kiedy skończyłam studia, poprosił mnie o rękę. – Przypomina mi to film „Rzymskie wakacje”. Z tą różnicą, że jesteście państwo razem już przeszło 30 lat, macie dorosłego syna. Nauczyła go pani polskiego? – Jako dziecko mówił doskonale po polsku. Kiedy podszedł do szkoły, odrzucił ten język. Cieszy mnie, że jako osoba dorosła wraca do korzeni, często jeździ do Polski, zresztą mamy w Warszawie mieszkanie w pobliżu Łazienek. – Posługuje się pani wyłącznie nazwiskiem panieńskim, czyli polskim, choć zwłaszcza na początku włoskie nazwisko męża z pewnością wiele ułatwiło. – Prawdę mówiąc, nazwisko męża nigdy mi niczego nie ułatwiło, bo się nim nie posługiwałam. Jeśli jestem znana, to jedynie pod nazwiskiem polskim. Zachowałam się jak Włoszki, które w karierze zawodowej używają wyłącznie nazwiska rodowego. Uważam to za słuszne. – Zaczynała pani jako lektorka języka polskiego w Instituto Universitario Orientale w Neapolu. – Tak, było to w 1969 r. Nie przypuszczałam wtedy, że zwiążę się na trwałe z tą placówką. Dziesięć lat później objęłam katedrę polonistyki. – Zawsze mnie interesowało, dlaczego Włosi uczą się języka polskiego. Przed spotkaniem z panią rozmawiałam ze studentami, okazuje się, że najczęściej wybrali ten kierunek przez przypadek. – Czasy, kiedy włoska młodzież chciała uczyć się polskiego ze względu na papieża, już dawno minęły. Obecnie najczęściej decyduje przypadek, chociaż ostatnio coraz więcej osób wybiera nasz język w pełni świadomie, licząc na to, że po wejściu Polski do Unii Europejskiej stworzy się dla nich nowy rynek pracy, będą potrzebni tłumacze. – Jako kierownik katedry bardzo przyczyniła się pani do ożywienia kontaktów instytutu z uczelniami w Polsce. Włoscy studenci jeżdżą nad Wisłę na praktyki językowe. Jakie wrażenia przywożą? – W ostatnim dziesięcioleciu podpisaliśmy umowy o współpracy z Uniwersytetem Warszawskim, Uniwersytetem Śląskim i Uniwersytetem Jagiellońskim, organizujemy wspólne konferencje i sesje naukowe. Studenci instytutu odbywają regularne praktyki językowe w Polsce. Muszę powiedzieć, że wracają zachwyceni polskimi uczelniami. Wielu naszych studentów zostaje w Polsce, znajduje pracę, zakłada rodzinę i co bardzo mnie cieszy, szerzy kulturę włoską. Chłopcy często wracają zaręczeni. I zaraz to widać, bo te polskie narzeczone bardzo ich mobilizują. Tuż po powrocie kończą studia. Normalnie włoscy studenci zaczynają myśleć o dyplomie po trzydziestce. – Wcześniej mówiła mi pani, że do instytutu zaglądają też Polki pracujące tu najczęściej jako pomoce domowe. –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2003, 2003

Kategorie: Wywiady