Na targach motoryzacyjnych w Poznaniu po raz pierwszy nie będzie samochodów Chyba tylko u nas można zorganizować międzynarodowy salon samochodowy bez samochodów. Brzmi to trochę jak z filmów Barei, ale jest absolutną prawdą. Ta niezwykła impreza – największe w Polsce targi motoryzacyjne, na których nie będzie ani samochodów osobowych, ani ciężarówek, ani motocykli – odbywa się w maju, w Poznaniu. To już 11. edycja tej popularnej imprezy. Od razu zdobyła uznanie wystawców i gości, należała do wielkiej polskiej trójki (jeszcze Polagra i czerwcowe targi inwestycyjne), największe koncerny urządzały tu europejskie premiery swych modeli. Zwłaszcza rok 2000 był sukcesem – 55 tys. metrów kwadratowych powierzchni wystawienniczej, 800 wystawców, prawie 120 tys. zwiedzających. Rok ubiegły – minimalnie gorszy: też 800 wystawców, 50 tys. metrów, 90 tys. widzów. Wciąż był to efektowny pokaz tętniący życiem. Zjechali niemal wszyscy, od Alfy Romeo i BMW do Saaba i Toyoty. Nie było tylko Volvo i Volkswagena. – Po rocznej nieobecności importerzy tych aut pokażą swe najciekawsze, także i premierowe modele. Jesteśmy z nimi, jak i z pozostałymi wystawcami, w stałym, dobrym kontakcie. Wiemy, że planują obecność w roku przyszłym – mówił w 2001 r. Grzegorz Turkiewicz, wiceprezes Międzynarodowych Targów Poznańskich, okazując się złym prorokiem. Ale cóż to za sztuka organizować salon samochodowy z samochodami? Rutyna i banał. Sztuka zrobić to samo bez samochodów. I właśnie drugie dziesięciolecie istnienia salonu Motor Show organizatorzy rozpoczęli nader nowatorsko. Dodajmy, że nie uczynili tego z własnej woli. Bieg wydarzeń, który sprawił, że w Polsce odbędą się pierwsze na świecie targi samochodowe bez samochodów, przypomina scenariusz filmu sensacyjnego. Przyjadą? Nie przyjadą? A może jednak? Janusz Mazurczak, kierownik Motor Show 2002, wspomina, że w grudniu, kiedy upływał wstępny termin zapisów, zgłosiło się nieco mniej firm niż zwykle. Nic jednak nie zapowiadało dramatu… Zasada domina – Tu nie było zmowy i planowanego bojkotu. Paru wystawców, którzy już się zapisali, zrezygnowało – i zadziałała zasada domina. Za nimi poszli inni. Wycofywali się jeden po drugim – mówi Janusz Mazurczak. Wielu producentów i importerów zapowiadało, że się zgłoszą, muszą tylko ocenić wyniki sprzedaży w pierwszych miesiącach roku. Ale wyniki były gwoździem do trumny. Od początku roku do końca marca sprzedano w Polsce zaledwie 73 tys. nowych samochodów osobowych – o 22% mniej niż w 2001 r. Co gorsza, w marcu, kiedy już obowiązywały przepisy ograniczające import używanych pojazdów, kupiliśmy jeszcze mniej nowych aut niż w lutym. Jak na złość import samochodów używanych był o tysiąc sztuk wyższy niż w lutym i przekroczył 35 tys. Płonne okazały się nadzieje producentów i sprzedawców, że minimalny wzrost, jaki nastąpił po fatalnym styczniu, oznacza ożywienie. Sytuacja, w której sprzedaż aut importowanych jest znacznie wyższa niż produkowanych w kraju, stała się trwałym elementem naszego życia gospodarczego i prowadzi do upadku rodzimego przemysłu motoryzacyjnego. Jeszcze w marcu organizatorzy sądzili że dwa duże pawilony – piąty i 25. – będą zapełnione samochodami. Wprawdzie było wiadomo, że nie wystąpi Ford mający problemy ze sprzedażą, zabraknie też Daewoo czekającego na inwestora – ale liczono na innych. Niestety, odpadali jeden po drugim. Organizatorzy prowadzili z nimi trudne rozmowy, kusili upustami, obniżkami cen powierzchni. – Nie godziliśmy się spokojnie na to, że rezygnują. Przekonywaliśmy, zachęcaliśmy, tłumaczyliśmy, że właśnie teraz, gdy część konkurentów się wycofała, trzeba być na Motor Show i trafić do klientów, bo to w przyszłości się opłaci. Niestety, nie dali się przekonać. Ich kłopoty ze sprzedażą przeważyły. Nie mogę zdradzać tajemnicy handlowej, ale musielibyśmy chyba im dopłacić, żeby zostali – opowiada Janusz Mazurczak. Czterej muszkieterowie W kwietniu rozmyślili się niemal wszyscy, została jeszcze ostatnia czwórka: Fiat (nr 1 na naszym rynku, choć jako producent krajowy sprzedaje coraz mniej) oraz trzy marki importujące samochody, mające więc dobre wyniki – Toyota, Peugeot i Citroën. Wszystkie na serio przygotowywały się do udziału. Gdy jednak skonstatowały, że nikogo więcej już nie ma, też zaczęły się chwiać. Francuscy producenci (z jednej grupy PSA) poszli
Tagi:
Andrzej Dryszel









