Wszystkie ziarna kryzysu

Wszystkie ziarna kryzysu

Indie wstrzymują eksport ryżu, a pół świata wstrzymuje oddech ze strachu przed głodem

Tak drogo nie było od dekady. W tej chwili cena cetnara ryżu (cetnar angielski, CWT, ok. 50 kg) na giełdach amerykańskich, stanowiących punkt odniesienia dla rynków na całym świecie, wynosi 15,55 dol. To i tak niewiele, w czerwcu przez chwilę było 17 dol., a w październiku 2022 r. przez jeden dzień cena utrzymywała się na poziomie prawie 19 dol. za cetnar. Jeśli jednak chodzi o trendy, to ostatni raz krzywa szła tak długo i jednostajnie w górę na przełomie 2012 i 2013 r., a wcześniej w czasie wielkiego kryzysu finansowego z końcówki pierwszej dekady XXI w.

O ile więc ceny mogą jeszcze wzrosnąć, o tyle temperatury na subkontynencie indyjskim już są rekordowe. A Indie odpowiadają przecież za ponad 40% światowego eksportu ryżu, przez co sytuacja w tamtejszym rolnictwie jest newralgiczna. Wprawdzie w wielkości produkcji Hindusów przebijają Chińczycy, lecz ich ryż idzie głównie na rynek wewnętrzny. Indie to zupełnie inna historia, zwłaszcza w dobie dwóch wielkich katastrof. Klimatycznej, która niesie trudne do wyobrażenia upały i susze, i wojennej, uderzającej w Ukrainę i tamtejszą produkcję oraz eksport zbóż. Nałożone na siebie plagi te sprawiają, że pod znakiem zapytania staje bezpieczeństwo żywnościowe praktycznie całego globalnego Południa. Miliardom ludzi zagląda w oczy głód.

Dlatego choć kryzys ryżowy, wywołany wprowadzonym przez Indie 21 lipca zakazem eksportu ryżu odmian innych niż basmati (o długich ziarnach, uznawany za najszlachetniejszy, po polsku zwany ryżem siewnym), ma głównie podłoże polityczne i gospodarcze, trzeba go analizować w związku ze zmianami klimatu w tej części świata – bo to one są praprzyczyną wszystkich procesów, które do zakazu doprowadziły.

Tło jest dość oczywiste, to wycofanie się Rosjan z umowy dotyczącej umożliwienia Ukrainie eksportu zbóż i ziaren przez Morze Czarne i Turcję do krajów azjatyckich, afrykańskich i arabskich. Ten ruch momentalnie wywołał chaos na giełdach żywnościowych i podwyżkę cen zwłaszcza kukurydzy i pszenicy, dwóch flagowych produktów eksportowych Ukrainy. W obliczu niedostępności produktów z Europy wielu odbiorców zwróciło się do alternatywnych eksporterów, przede wszystkim do Indii, skąd eksportuje się rocznie 22 mln ton ryżu. Co trzecie ziarno wysyłane w świat należy właśnie do grupy non-basmati, nieszlachetnej, której teraz już sprzedawać nie można. Wcześniej indyjski ryż docierał dosłownie wszędzie, stacja Al-Dżazira doliczyła się 140 krajów, które miały z rządem w New Delhi umowy na zakup ryżu. I to umowy niemałe, bo w ubiegłym roku wpływy z eksportu przyniosły indyjskiemu budżetowi 9,66 mld dol. przychodu.

Międzynarodowi handlarze, najczęściej pracujący dla firm obracających całym wachlarzem produktów spożywczych i surowców naturalnych, czuli pismo nosem, więc ryż zaczęli skupować już w czerwcu, co spowodowało wzrost cen o 35% w skali globalnej. Na rynku indyjskim podniosły się one o 11,5% rok do roku, po części z powodu inflacji, ale też ze względu na coraz większy popyt z zagranicy. Dlatego rząd premiera Narendry Modiego postanowił sprzedaż na zewnątrz wstrzymać. Nie ze strachu przed brakiem ryżu dla własnych obywateli, ale z powodów czysto koniunkturalnych. „The Guardian” i Al-Dżazira wyliczają, że rocznie krajowy sektor rolniczy produkuje 135 mln ton, co z nadwyżką zaspokaja potrzeby rynku wewnętrznego, wynoszące 105 mln ton. Nawet jeśli doliczyć do tego wspomniane 22 mln ton wysyłane w świat, zostaje jeszcze całkiem przyzwoity zapas. Mimo to Modi woli dmuchać na zimne i więcej ryżu zostawić w kraju, żeby zbić ceny. I być przygotowanym na skutki tego, co lada moment przyniesie klimat.

Kapryśny monsun

Teoretycznie, zgodnie z kalendarzem meteorologicznym z wcześniejszych, stabilniejszych czasów, pomiędzy czerwcem a końcówką września na subkontynencie powinna trwać pora monsunowa z bardzo intensywnymi opadami. Jednak z powodu zjawiska znanego jako El Niño, odnoszącego się do anormalnie wysokich temperatur powierzchniowych wód Oceanu Spokojnego, opadów w Indiach jest – i będzie – znacznie mniej. Według bieżących danych indyjskiego Narodowego Instytutu Meteorologicznego (IMD) w sierpniu spadnie ogółem 90-94% tego, co normalnie. Już teraz deficyt względem średniej z ostatnich pięciu dekad wynosi 2%, do końca miesiąca na pewno wzrośnie. Co więcej, zamiast opadów ciągłych, ale umiarkowanych, są rzadsze, ale gwałtowniejsze.

W tym roku monsun zaczął się 8 czerwca, tydzień wcześniej, niż powinien. Przetoczył się przez cały kraj w zaledwie 25 dni, aż o trzy tygodnie szybciej, niż zakładały prognozy. Pod koniec czerwca południe Indii nawiedziły bardzo intensywne burze, powodujące lokalne podtopienia, zniszczenia w infrastrukturze i części zbiorów. Wcześniej, w kwietniu, przez kraj przetoczyła się po raz kolejny śmiercionośna fala upałów. Temperatury w północnym stanie Uttar Pradesh dochodziły do 44 st. C, a IMD we współpracy z naukowcami z ONZ wyliczył, że z powodu działalności człowieka długie okresy upałów, podczas których przez tydzień lub dłużej na termometrach będzie co najmniej 30 st., są od teraz na subkontynencie aż 30 razy bardziej prawdopodobne niż w klimacie z pierwszej połowy XX w., przy znacznie niższych emisjach gazów cieplarnianych. Oficjalne dane mówią o prawie tysiącu przedwczesnych zgonów z powodu upałów tylko w tym roku, ale dane te niemal na pewno są zaniżone, nie uwzględniają niższych warstw społecznych, w zdecydowanej większości nieubezpieczonych i niekorzystających z oficjalnych instytucji medycznych. Realna liczba ofiar może według niektórych naukowców przekraczać 100 tys. I z roku na rok będzie ich przybywać, bo według badania ponad 50 klimatologów, którego wyniki w 2022 r. opublikował prestiżowy magazyn „The Lancet”, pomiędzy 2004 a 2021 r. liczba przedwczesnych zgonów wywołanych zbyt wysokimi temperaturami wzrosła w Indiach aż o 55%.

Upał zabija nie tylko ludzi, lecz w ogóle wszystko, co żyje. Zaburza wegetację roślin, wysusza rzeki, co w połączeniu z mniejszymi opadami powoduje spore problemy w produkcji żywności. Skoro więc zbiory ryżu przypadają w Indiach właśnie na wrzesień i październik, wiadomo, że będzie źle. A na pewno gorzej niż w poprzednich latach. Z perspektywy czysto ekonomicznej decyzja o wstrzymaniu eksportu ryżu wydaje się zatem jak najbardziej racjonalna.

Efekt domina

Problem jednak w tym, że światowy wolny rynek, zwłaszcza jeśli chodzi o handel żywnością, nie zachowuje się racjonalnie jako całość. Dlatego zasadna jest obawa, że ruch Indii wywoła efekt domina dla innych segmentów rynku i innych krajów, a w efekcie – globalny kryzys żywnościowy. Jak donosi Agencja Reutera, skutki ruletki cenowej zaczynają być odczuwane również w Wietnamie, Tajlandii i Pakistanie. To kolejni ważni producenci, odpowiadający łącznie za 30% światowego eksportu ryżu. Gdyby i ta trójka zdecydowała się na chociaż częściowe ograniczenia w handlu, najprawdopodobniej wzrosłyby ceny innych podstawowych komponentów żywnościowych, z soją na czele. To z kolei wywołałoby niekończącą się spiralę podwyżek, podobnych ruchów w duchu protekcjonizmu gospodarczego. A najbardziej stratni będą oczywiście najubożsi, o najmniej zróżnicowanej diecie i najbardziej ograniczonym dostępie do innych produktów spożywczych, skazani na przystosowanie się do wyższych cen.

Zmiany klimatyczne odbijają się nie tylko na ryżu. Widać to nawet w dowodach anegdotycznych, ale wiele mówiących. Na początku sierpnia indyjska część amerykańskiej sieci fast foodów Burger King zdecydowała się wycofać ze wszystkich oferowanych w menu potraw pomidory. Powód? Brak gwarancji stabilnych dostaw, niższa jakość produktów, które trafiają do restauracji, i rosnące koszty. Według wyliczeń magazynu „Time” cena kilograma pomidorów w Indiach pomiędzy czerwcem a lipcem tego roku wzrosła czterokrotnie (!). O ile jednak w burgerach da się jeszcze obejść bez pomidorów, o tyle ryż jest fundamentalnym składnikiem codziennej diety milionów ludzi w tej części świata oraz najbardziej subsydiowanym rodzajem żywności, najczęściej uwzględnianym w paczkach pomocowych dystrybuowanych wśród 800 mln najuboższych mieszkańców Indii. Ewentualne załamanie się produkcji byłoby więc pełnowymiarową katastrofą humanitarną, przekładającą się na wszystko – od polityki przez ruchy migracyjne, również do krajów europejskich.

To tylko jeden z wielu powodów, dla których utrzymanie bezpieczeństwa żywnościowego w krajach rozwijających się leży tak naprawdę w interesie wszystkich na planecie. Są powody moralne, ale też pragmatyczne. Znów skupmy się na Indiach, największej przecież demokracji świata. W tym roku odbędą się tam wybory do legislatur w aż dziewięciu stanach, a w przyszłym roku kraj wybierze nowy parlament i być może nowy rząd oraz premiera. Przy coraz większej polaryzacji społecznej, rozpalającym się po raz kolejny konflikcie o Kaszmir i sporach na tle etnicznym oraz religijnym głód może pogorszyć sytuację i zdestabilizować kraj. To nie żadna fikcja polityczna, przecież wojna domowa w Syrii, matka wszystkich wojen XXI w., która wlała paliwo do baku Putina i europejskich populistów, była też pierwszą w historii wojną klimatyczną.

Gigantyczna susza z pierwszych lat obecnego tysiąclecia zmusiła setki tysięcy ludzi do migracji wewnętrznej, przeniesienia się do miast, co z kolei nasiliło konflikty religijne i w efekcie wywołało exodus 14 mln mieszkańców od 2014 r. Gdyby chociaż ułamek tych napięć pojawił się na subkontynencie – trudno wyobrazić sobie konsekwencje dla Indii, regionu i tak naprawdę całego świata.

Ryż a wybory

A problem pojawia się nie tylko tam. Zakaz eksportu pierwotnego i wtórnego ryżu wprowadziły już Zjednoczone Emiraty Arabskie. Tu sytuacja jest nieco inna, choć źródło ma podobne – Emiraty importują 90% wszystkich produktów żywnościowych, większe wahania rynkowe są tu więc szczególnie mocno odczuwalne. Takie kroki rozważają też inne kraje Zatoki Perskiej, bo ceny żywności w regionie rosną nieprzerwanie od września 2022 r. W skali globalnej trend protekcjonizmu gospodarczego przyjmuje już niepokojące rozmiary. Jak wynika z opublikowanych w lutym danych Banku Światowego, w ciągu roku od rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę na świecie wprowadzono 101 nowych ograniczeń w międzynarodowym handlu żywnością, które naruszą zasady Światowej Organizacji Handlu (WTO). Łącznie obejmują one 11% całego światowego handlu produktami spożywczymi, podczas gdy całkowite zakazy objęły aż 3,8%. Innymi słowy, co 25. produkt rolniczy lub hodowlany, wcześniej przeznaczony na eksport, zostaje dzisiaj w kraju pochodzenia. Po wprowadzeniu ograniczeń przez Indie odsetek ten będzie jeszcze wyższy.

Do tej wyliczanki dodać trzeba kilkunastoprocentowy wzrost cen praktycznie wszystkich produktów podstawowych. I coraz częściej mowa tu niekoniecznie o odległych z punktu widzenia bogatych Europejczyków problemach, takich jak handel pszenicą pomiędzy Ukrainą i Egiptem czy eksport indyjskiego ryżu do Malezji. Jeszcze nie tak dawno klienci brytyjskich supermarketów narzekali, że nie mogą swobodnie kupować pomidorów, bo ich eksport mocno zmniejszyły Hiszpania i Maroko.

Na razie rząd w New Delhi zapowiada, że ograniczenia są tymczasowe, mają zostać zniesione 30 listopada. Czy tak się stanie, nie wiadomo – po drodze trzeba będzie ocenić skutki anomalii w monsunach, mniejszych zbiorów oraz wspomnianych wyborów stanowych, akurat w indyjskiej polityce często kończących się sensacjami.

Narendra Modi będzie się ubiegał o trzecią kadencję, na którą, przynajmniej na razie, ma całkiem spore szanse – raczej więc nie pozwoli, żeby kryzys ryżowy zastopował jego marsz po polityczny sukces. Trudno się spodziewać, by przejmował się konsekwencjami dla mieszkańców innych krajów. Al-Dżazira wymienia tu przede wszystkim państwa Bliskiego Wschodu i Afryki Zachodniej, gdzie ryż odpowiada za nawet połowę wszystkich wydatków na jedzenie, oraz Bangladesz i Nepal, najbardziej zależne od indyjskiego eksportu. Do tego dochodzą Malezja i Indonezja, których sektory rolnicze również tracą z powodu negatywnych skutków El Niño.

Jeśli ta spirala naprawdę się nakręci, głód stanie się realną perspektywą dla ponad miliarda ludzi jeszcze od niego wolnych. I do tego kryzysu właśnie się zbliżamy, ziarno po ziarnie.

m.mazzini@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Shutterstock

Wydanie: 2023, 34/2023

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy