Wszystko, co chcecie wiedzieć o kobietach, ale boicie się zapytać Woody’ego Allena
Wszystko, co chcecie wiedzieć o kobietach, ale boicie się zapytać Woody’ego Allena Najnowszy film Woody’ego Allena „Vicky Cristina Barcelona” poczeka wprawdzie na polską premierę, ale na świecie jest już o nim głośno. Nie tylko dlatego, że pewna grupa widzów oraz duża część świata filmowego zawsze czekają na „nowego Allena” (bo to ikona czegoś osobnego w kinie), ale przede wszystkim ze względu na – jak zapewniają ci, którym film udało się obejrzeć – prawdziwie udane spotkanie w ekranowej rzeczywistości dwóch znakomitych aktorek: Scarlett Johansson i Penélope Cruz. Ta pierwsza, okrzyknięta nową muzą reżysera, zagrała już w dwóch jego obrazach, z tą drugą spotkał się na planie po raz pierwszy. To znów film o poplątanych związkach międzyludzkich, ale też kolejna okazja, by sportretować kobiecy świat, o którym Woody Allen zawsze opowiada z pasją kogoś, kto jest pod jego urokiem, a zarazem wie, że nigdy go nie zgłębi. Archetypowa pełnia kobiecości Allen kocha kobiety, a one kochają jego – to frazes. Jednak z pewnością nie kocha twórcy „Zeliga” nasz prawicowy heros krytyki filmowej, Krzysztof Kłopotowski, który zdążył się już wypowiedzieć na temat „Vicky Cristina Barcelona”. Ale nawet on – choć drażni go starość Allena (czy drażni go własna?), nie lubi „cwanych i manipulatorskich słabeuszy z obsesją seksualną” (czy lubi siebie?), a geniusz reżysera sprowadza do umiejętnego wyrażenia przez niego „żydowskiej neurastenii w świecie” (czym różni się słowiańska neurastenia Kłopotowskiego od tej żydowskiej Allena?) – twierdzi, że allenowskie kobiety z jego najnowszego filmu (i, dopowiem, z innych) „składają się na archetypową pełnię kobiecości”. A więc – kobiety, które dostrzegają miłośnicy filmów sławnego nowojorczyka, a także jego zakłopotani adwersarze. „Lubię płeć słabą – stwierdził kiedyś Allen w jednym z wywiadów. – Powiem więcej: wolę płeć słabą od płci brzydkiej. I to nie tylko z powodów oczywistych dla każdego heteroseksualisty. Jeżeli spojrzy pan z dystansu na filmy, które zrobiłem, zauważy pan, że wszystko, co dobre, dzieje się właśnie za sprawą kobiet. No, prawie wszystko. Moje filmy stają się dużo bogatsze dzięki m.in. takim aktorkom, jak Diane Keaton, Judy Davis, Anjelica Huston, Meryl Streep, Jodie Foster czy Madonna. Poza tym zawsze uważałem, że – w ogólnym rozrachunku – kobiety są mniej uciążliwe niż mężczyźni, mniej agresywne, rozsądniejsze i – oczywiście – bardziej opiekuńcze. Sądzę, że gdyby panie rządziły światem, to byłby on spokojniejszy, mniej konfliktowy”. Nie wiadomo, czy w powyższej wyliczance reżyser z rozmysłem pominął Mię Farrow, jego byłą partnerkę – z którą rozstał się w atmosferze skandalu, wiążąc się z Soon-Yi Previn, adoptowaną córką aktorki oraz jej byłego partnera, André Previna, znanego dyrygenta i kompozytora – a zarazem swego czasu główną aktorską bohaterką jego filmów. Farrow była w związku z Allenem od 1980 r. przez 12 następnych lat i w tym czasie występowała głównie w jego obrazach. Stworzyła pamiętne kreacje w takich filmach jak „Seks nocy letniej”, „Danny Rose z Broadwayu”, „Purpurowa Róża z Kairu”, „Hanna i jej siostry”, „Zelig” czy „Dni radia”. Ich burzliwy związek zakończył się wzajemną wojenką, o której z lubością pisywały bulwarówki, a sławna aktorka w swej drapieżnej autobiografii nie zostawiła na wieloletnim kochanku suchej nitki, szczególnie eksponując jego rzekomy nieznośny charakter. Pół święta, pół dziwka W jednym z najznakomitszych filmów Woody’ego Allena, pachnącej Dostojewskim i Tołstojem „Miłości i śmierci” z 1976 r., jesteśmy świadkami znamiennej sceny. Borys (w tej genialnej roli sam reżyser) mówi Soni, granej przez jego ówczesną partnerkę, Diane Keaton, że jest niesamowicie skomplikowaną kobietą. Ona odpowiada mu bez namysłu: „Cóż, można powiedzieć, że jestem pół świętą, pół dziwką”, co Borys podsumowuje stwierdzeniem: „Liczyłem na tę połówkę, która musi jeść”. Cały Allen. Ale już w „Annie Hall”, także z udziałem Diane Keaton, pokazuje narodziny, rozkwit i śmierć wielkiej miłości, by ostatecznie skonstatować, że najwięcej emocji budzi pozór, który pielęgnujemy aż do samego końca związku; że bez niego – owego nakręcającego „obiektu częściowego” – nic nie jest w stanie się zdarzyć między kobietą i mężczyzną. O ile Mia Farrow wcielała się w filmach Allena w role delikatnych, nieco zagubionych kobiet, niezbyt szczęśliwych









