Wyborczy korkociąg

Wyborczy korkociąg

Wybory na Ukrainie, które w założeniu miały ustabilizować i uspokoić sytuację polityczną, mogą doprowadzić do jeszcze większego chaosu i zacieklejszej „wojny na górze” Zaraz po rozpisaniu na Ukrainie przedterminowych wyborów parlamentarnych mówiono, że ich głównym efektem będą kolejne przedterminowe wybory. Potwierdzają to wyniki elekcji – żadna z partii nie może rządzić samodzielnie, a jak pokazują ostatnie lata, wszelkie koalicje – łącznie z pomarańczową – okazują się nietrwałe. Nie wiadomo, kiedy powstanie nowy rząd, bo brak konstytucyjnych uregulowań w tej sprawie. Gdyby nie doszło do zawiązania koalicji, kolejne wybory – zgodnie z konstytucją – mogłoby się odbyć dopiero za rok. Przez ten czas rządziłby obecny rząd Wiktora Janukowycza. Gdyby taka sytuacja nie odpowiadała deputowanym Bloku Julii Tymoszenko i złożyliby oni mandaty, to – znowu zgodnie z konstytucją – parlament zostałby zdelegalizowany. To samo stałoby się, gdyby podobny gest wykonali deputowani Bloku Julii Tymoszenko lub Partii Regionów w proteście przeciwko powstaniu nowego rządu. Nawet jeśli ten scenariusz się nie sprawdzi i powstanie nowy rząd koalicyjny, będzie on słaby i nietrwały. Opozycja postara się pozbawić go wypróbowanymi wielokrotnie sposobami większości parlamentarnej (socjalista Ołeksandr Moroz po opuszczeniu koalicji pomarańczowych został przewodniczącym Rady Najwyższej). W rezerwie są jeszcze tak chętnie pokazywane przez telewizje bójki parlamentarzystów, blokady trybuny Rady Najwyższej oraz Majdan. A także Rosja, która z właściwą sobie delikatnością potrafi dolać oliwy do ognia ogłaszając na parę godzin przed wyborami cennik na gaz w zależności od tego, kto będzie stał na czele rządu w Kijowie. Wybory, które w założeniu miały ustabilizować i uspokoić sytuację polityczną na Ukrainie, mogą doprowadzić do jeszcze większego chaosu i jeszcze zacieklejszej „wojny na górze”. Tym bardziej że budowa nowej większości parlamentarnej i nowego rządu jest podporządkowana wyborom prezydenckim 2009 r., do których główne partie przywiązują większe znaczenie. Prezydent Wiktor Juszczenko proponuje wielką koalicję, by osłabić zarówno Janukowycza, jak i Tymoszenko oraz umocnić własną pozycję jako mediatora, rozjemcy, sędziego i głównego gwaranta spokoju na Ukrainie. Kreując się na jedynego sprawiedliwego, tłumaczył: „Mamy jeden cel: z wyborów Ukraina powinna wyjść jedna. Nie ma miejsca na dwie Ukrainy. Apeluję do sił politycznych, by nie kierowały się własnymi ambicjami, lecz działały na rzecz konsolidacji społeczeństwa”. Dla Janukowycza i Tymoszenko wielka koalicja wydaje się nie do przyjęcia. Ich partie wyznaczają dziś główną oś sporu politycznego. Potrzebują siebie jako przeciwników, a nie sojuszników. To, że Janukowycz poparł pomysł Juszczenki, wynika nie z chęci wejścia w koalicję z Tymoszenko, lecz gry na czas. Jako lider zwycięskiej partii może teraz przejąć inicjatywę w prowadzeniu rozmów w sprawie tworzenia nowego rządu, a jednocześnie pozostawać na stanowisku premiera. Tymoszenko może się czuć po raz kolejny zdradzona przez Juszczenkę za to, że nie zdecydował się na budowę pomarańczowej koalicji. Oświadczyła, że nie ułoży się z Partią Regionów. Pozostanie w opozycji, co będzie „znacznie uczciwsze i pożyteczniejsze dla kraju niż rola politycznej osłony mafii” (ukraińskiego odpowiednika układu). Umacniając wizerunek partii protestu, partii zmian, BjuTy (od skrótu Blok Julii Tymoszenko nawiązującego do urody „naszej Julki”) mógłby liczyć na nowych zwolenników. Na wybory parlamentarne na Ukrainie najlepiej spojrzeć z perspektywy przyszłej batalii prezydenckiej. Spośród trojga głównych na dziś pretendentów: Wiktora Juszczenki, Wiktora Janukowycza i Julii Tymoszenko największe powody do zadowolenia ma ta ostatnia. Jej partia nie tylko z wyborów na wybory poprawia wynik, ale także zyskuje zwolenników na wschodzie i południu Ukrainy. Choć Blok BjuTy przegrał z Partią Regionów Wiktora Janukowycza, to jednak zachował największą dynamikę wzrostu. BjuTy pojawił się po raz pierwszy na listach wyborczych w 2002 r. gdy prezydentem był Leonid Kuczma. Mimo blokady w dostępie do mediów BjuTy uzyskał 7,26% głosów. Sukces BjuTy, podobnie jak innej kwestionującej system polityczny kraju siły – Socjalistycznej Partii Ukrainy (jej lider Ołeksandr Moroz przekonywał, że Kuczma wyrządził Ukrainie więcej szkód niż Hitler) – odczytywano wówczas podobnie jak dobre wyniki PiS, Samoobrony i LPR w wyborach 2001 r. w Polsce – jako przejaw radykalizacji nastrojów społecznych, pragnienia gwałtownych zmian – także systemowych. Ukraina została wyjątkowo

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 41/2007

Kategorie: Świat