07/2000

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Felietony

Mieszkanie dla Kasi – narty dla posła

Po studiach pracowałem w MSZ. Bylem więc, jakie określa ”życzliwa” mi prasa, PR-owskim dyplomatą. W tamtych latach oznaczało to nic innego, jak możliwość wyjazdów do pracy w polskich placówkach dyplomatycznych i z pewnością cztery lata wygodniejszego życia, niż miała większość ludzi mieszkających w Polsce . W latach 1986-90 bylem pierwszym sekretarzem ambasady polskiej w Wiedniu. Był to okres, zwłaszcza pierwsze jego lata, kiedy wielu Polaków wyjeżdżała na Zachód, może nie za chlebem, jak kiedyś do Ameryki, ale za . szynką do niego. Wielu z towarem, wielu, by szukać pracy. Pamiętam dobrze negatywny stosunek Austriaków do naszych obywateli. Zaczynało się wszystko od ogromnej kolejki na granicy czechosłowacko-austriackiej oczywiście, oddzielnej dla samochodów z polską rejestracją – i skrupulatnej kontroli celnej. Zawracanym z granicy, ze zbyt dużą ilość papierosów, za zły stan techniczny samochodu, zbyt małą ilość pieniędzy na pobyt itp. wstemplowywano do paszportów, jak nazywali Polacy, ”misia”. Z ”misiem” nie wjechało się do Austrii przez żadne z przejść. Ci, co przyjechali szukać pracy, zbierali się przy kościele polskim na Rennwegu. Na drzwiach wejściowych na plebanii ksiądz rektor Mazurek musiał wywiesić kartkę, że kościół polski nie pośredniczy w znalezieniu pracy. Miał tylu „wiernych”, co przyjechali do Austrii pracować, że nie nadążał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Gra o Exbud

Czy Michał Sołowow przejmie czołową firmę budowlaną? Oficjalnie Michał Sołowow przyznaje się do posiadania 10,35% akcji. Jednak różne źródła podają. że poprzez zaprzyjaźnione osoby w swoich rękach skupia już 37,5%. Jeżeli tak jest w rzeczywistości, to jego wejście do Rady Nadzorczej wydaje się przesądzone. Według analityków, gdyby zdobył władzę w spółce, to wyprowadzając z holdingu atrakcyjne aktywy i sprzedając pozostałe zyskałby 300 mln zł. – Odzyskałbym dla Exbudu – prostuje Michał Sołowow. 37-letni Sołowow jest właścicielem kontrolnych pakietów akcji Echa Investment, Miteksu i Cersanitu. Należą do niego dwa lokalne kieleckie dzienniki: ”Echo Dnia” i ”Słowo Ludu”, a także tygodnik „Przekrój”. Sołowow nie ukrywa, że chce mieć wpływ na zarządzanie Exbudem. Twierdzi, że jego strategia spółki nie będzie się zasadniczo różniła od prezentowanej przez obecny zarząd. Zdaniem Sołowowa, Exbud powinien stworzyć trzy grupy spółek. W pierwszej znalazłoby się budownictwo ogólne, w drugiej drogowe, w trzeciej specjalistyczne. Firm tych nie powinno się w żaden sposób łączyć, gdyż obniżyłoby to ich efektywność. Proponuje, by wyłączyć Exbud-Budownictwo i powołać odrębną spółkę. Należy też   sprzedać wszystko, co nie przynosi dochodu, czyli spółki znajdujące się poza głównym profilem działalności, a także

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Krążąc wokół roli

Chciałabym grać dużo i dobrze, bo jestem maksymalistką. Marzenia jednak są dalekie od rzeczywistości Rozmowa z Beatą Ścibakówną – W serialu ”Tygrysy Europy” stworzyła pani ogromnie wiarygodną i zabawną postać luksusowej kobietki ze sfer biznesowych. – Duża w tym zasługa reżysera, Jerzego Gruzy który zaufał moim komediowym predyspozycjom i obsadził mnie w tej roli. – Czy Gruza pochwalił panią? – On rzadko chwali aktorów, ale myślę, że był zadowolony. – A jak pracowało się z Januszem Rewińskim? – Granie z panem Januszem to wielka przyjemność, ponieważ wszystko odbywa się bez stresów i bez konfliktów. Pan Janusz (choć przeszliśmy na ty, do końca mówił do mnie: ”Pani Beato”, więc ja też nazywam go ”Panem Januszem”) był zawsze przygotowany, miał niesamowitą inwencję i mnóstwo pomysłów. Zwykle ubarwiał swój tekst, co dodawało koloru nie tylko jego postaci, ale całemu wątkowi Nowaków. – ”Tygrysy Europy” zapewne przyniosły pani sporą popularność? – Tak. Ludzie chyba identyfikują mnie z tą rolą, bo czasami, gdy robię zakupy na targu, panie, które doskonale wiedzą, kim jestem, ustępują mi miejsca i mówią: ”Pani prezesowo, pani bez kolejki”. To miłe i choć nie utożsamiam się z Nowakową, odczuwam radość, że zostałam przez widzów zaakceptowana… – To nie pierwsza komediowa rola w pani karierze? – Nie.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

997 jest zmęczony

Na Michała Fajbusiewicza dwa razy wydano wyrok. Egzekucja miała nastąpić, jeśli jego program wejdzie na antenę Kim był? W kolejności kelnerem, kaowcem na Wybrzeżu. „lajkarzem” facetem, który łazi za turystami, namawiając na zdjęcia. Z mediami zetknął się w łódzkiej przednim czesankowej Tam trafiła mu się posada starszego samodzielnego referenta do spraw obsługi radiowęzła Tuż przed przyjściem do telewizji pracował jako opiekun taneczny. Kim jest? Pedagogiem, który ani godziny nie przepracował w zawodne, autorem dokumentów niepublikowanych: o najsłynniejszym polskim mordercy, Leszku Pękalskim (nakręconych 21 kaset leży na półce i ”czeka na lepsze czasy”), narkomanach (współpraca Marka Kotańskiego) i publikowanych: m.in. cyklu o modzie oraz swojej chluby – filmie o Janie Karskim. Pomysłodawcą programów ”Stan krytyczny”, ”Dajcie znak życia” (kiedy w Jedynce pojawił się ”Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…”, sprawą zajęła się Komisja Etyczna TVP, w Dwójce leżała jego propozycja). Kto dziś o nich pamięta? kiwa głową. Popularność zdobył jako prowadzący „997”. Michał Fajbusiewicz. Dla znajomych ”Fajbus”, dla telewidzów i policji ”agent 997”. Jako telewizyjny spec od spraw kryminalnych stał się bohaterem 10 prac magisterskich. EKSPERYMENT Na miejsce, gdzie ekipa redaktora Fajbusiewicza w składzie: on,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Gdy myślę Andrzej…

Lech Falandysz dla „Przeglądu” O Andrzeju już powiedziano tyle dobrych rzeczy i zrobiło to tylu wielkich ludzi od prawicy do lewicy, nawet dwaj niezbyt pogodzeni ze sobą prezydenci Rzeczpospolitej wystąpili. Ja wolałbym raczej prywatnie, jako kolega, a raczej przyjaciel Andrzeja. Mam taką refleksję, że Andrzej był ze mną zawsze w tak bardzo dobrych fragmentach mojego życia, bo pamiętam go jeszcze z czasów wesołej, studenckiej młodości. Już wtedy był autorytetem dla nas, nawet przy kielichu czy szklance wina. W latach 70. był w czynnej opozycji, a ja i mnie podobni wcale nie. I znów się wszyscy zeszliśmy przy pierwszej ”Solidarności”. Ta dawna kompania już się trochę postarzała, ale znowu byliśmy wszyscy razem. Andrzej już wtedy znał prezydenta Wałęsę, ja zaś byłem jednym z 10 milionów ówczesnych ludzi spod znaku „S”. Następny fragment życia to nasza służba u prezydenta Wałęsy, do której trafiłem dzięki Andrzejowi. Co ciekawe, nam się tam dobrze jakoś pracowało, choć każdy miał co innego do roboty. Andrzej zajmował się piękniejszą stroną Urzędu Prezydenta, ja może mniej piękną. No i wyszło na to, że on przy tej pięknej stronie pozostał, bo w końcu objął stanowisko ministra kultury i dziedzictwa narodowego, do którego wyjątkowo dobrze pasował z racji wykształcenia, erudycji,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Apetyt na WSiP

Prywatyzacja za pasem, zarząd się cieszy, pracownicy się boją Zapowiadana od dawna prywatyzacja WSiP-u Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych budzi gorące emocje. WSiP, będące jednoosobową spółką skarbu państwa, zostały wycenione na 120 – 200 mln zł. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, skarb państwa zamierza sprzedać do 80 ”o akcji wydawnictwa. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że kupnem akcji interesuje się kilku inwestorów, m.in. francuskie oficyny Hachette i Havas, holenderski Wolters Kluwer, firma medialna Pearson, bank Paribas oraz Agora, wydawca ”Gazety Wyborczej”. Szef WSiP-u, Rafał Grupiński, zapytany, czy nie obawia się, że sprywatyzowane wydawnictwo straci swoją tożsamość, odpowiada: Jestem przekonany, że nie. Postawiliśmy warunek, że wydawnictwo ma zachować branżowość i tożsamość kulturalną. Jednak o tym, jak się potoczą losy WSiP, ostatecznie zadecyduje ich nowy Właściciel. Mam nadzieję, że prywatyzacja spółki umocni jej pozycję na rynku. Za to pracownicy WSiP-u boją się prywatyzacji. Dla nas wiąże się to z redukcją zatrudnienia, zmniejszeniem nakładów, likwidacją Wielu działów. Im bliżej prywatyzacji, tym większa panika ogarnia ludzi mówi jeden z redaktorów WSiP-u. TAJEMNICZE KIEROWNICTWO WSiP są potentatem na rynku podręczników szkolnych. Do niedawna były monopolistą, obecnie mają ponad

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przegląd poleca

Mężczyzna na walentynki

Atmosfera Dnia Zakochanych sprzyja często zaskakującym refleksjom na temat naszych wła­snych obiektów uczuć. Uważniej im się przyglądamy. Rezultat – poziom miłości idzie w górę albo opada. Ale w tych dniach przesyconych uczuciem możemy inaczej spojrzeć także na osoby publicz­ne. I stąd pomysł naszej zabawy. W burzliwej re­dakcyjnej dyskusji przygotowaliśmy listę panów, którzy – naszym zdaniem – są właśnie takimi “walentynkowymi facetami”. Z różnych powodów fa­scynują kobiety. Reprezentują różne dziedziny. Na liście, do której ciągle kogoś próbowano dopisać, i którą w końcu trzeba było zamknąć w sejfie, ostatecznie znaleźli się: Jerzy Buzek, Paweł Deląg, Marian Krzaklewski, Aleksander Kwaśniewski, Mateusz Kusznierewicz, Bogusław Linda, Tomasz Lis, Leszek Miller, Jerzy Owsiak, Andrzej “Piasek” Piaseczny, Tomasz Stockinger, Michał Żebrowski.   Tę mieszankę wy­buchową Panów przedstawiliśmy Paniom, które czujnie obserwują i ko­mentują naszą męską rze­czywistość. W Jury zasiadły: Hanna Bakuła – malar­ka, Krystyna Kofta – pisarka, Edyta Olszówka – aktorka, Agata Passent – dziennikarka i Grażyna Olbrych – redaktor naczelna miesięcznika “Cosmopolitan”. Poprosiliśmy, by zastanowiły się, który z bohate­rów życia publicznego mógłby znaleźć w jednej z kategorii: Czarodziej, Kochanek, Kumpel,   Oto decyzja

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Jeszcze można coś zrobić

Przez wiele lat profesor zbierał pieniądze na sale do przeszczepów szpiku. Dopiął swego Obserwują się dyskretnie. Ale nikt nie pyta zrazu o zdrowie. Są rozmo­wy o podróży, o zostawionych w do­mu dzieciach, niżu za oknem, który pogarsza samopoczucie. I nagle w środku tych usypiających czujność uwag, pada pytanie, które przyspiesza bicie serca. – A kiedy była transplantacją? – O, to już 14 lat temu – odpowiada Elżbieta T. Promienny uśmiech męż­czyzny, który stoi obok. On miał przeszczep szpiku niedawno, więc ta­ka wiadomość to jak gwarancja dłu­giego życia. 13-letni Jacek, “przeszczepek” sprzed ośmiu lat, nie reaguje na te sło­wa. On nie czuje się zagrożony. Jest zdrowy, może już nawet nie pamięta, ile było z nim problemów (nikt w Pol­sce nie chciał zrobić mu transplanta­cji, dopiero profesor zaryzykował). Chłopiec przyjechał do Warszawy na otwarcie sali transplantacyjnej w V klinice szpitala MON przy ulicy Szaserów, kierowanej przez prof. dr. Kazimierza Sułka, bo tak chcieli jego rodzice, wdzięczni profesorowi za da­rowanie synowi życia. Już się przywitali z lekarzami na progu kliniki, przebili przez tłum go­ści, obejrzeli przez szybę to cudo techniki medycznej – sale do trans­plantacji i dobili do grupy przeszczepieńców. – Kochani – Elżbietą T. mówi tak do osób, poznanych przed kwadransem. –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.