47/2002

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Zarobić na tankowaniu

Ponad 3 mln kierowców bierze udział w programie VITAY prowadzonym na stacjach paliwowych PKN ORLEN Nieodłącznym elementem konkurencji i wolnego rynku są pomysły na to, jak skutecznie zachęcić nas do kupowania wyrobów określonego producenta. Nie inaczej jest i na rynku paliw, gdzie kilka koncernów stosuje rozmaite sposoby przyciągania klientów. Tu najskuteczniej poradził sobie Polski Koncern Naftowy ORLEN. Już ponad 3 mln kierowców posiada kartę VITAY, dzięki której, tankując na stacjach PKN ORLEN, można zbierać punkty i zamieniać je na rozmaite nagrody. Granica 3 mln kart została przekroczona w listopadzie. Osoby mające karty z numerem trzymilionowym i dwoma kolejnymi spotkały się w Warszawie na uroczystości zorganizowanej przez ORLEN z okazji rozpoczęcia czwartego miliona wydanych kart. Kartę z numerem 3.000.000 otrzymała na stacji benzynowej w Nowym Tomyślu pani Barbara Szajek z woj. wielkopolskiego. – Postanowiłam skorzystać z programu VITAY, zatankowałam na stacji PKN ORLEN, no i od razu okazało się, że była to bardzo trafna decyzja – powiedziała pani Barbara. Karta nr 3.000.001 trafiła w ręce pana Andrzeja Wójtowicza z Lubelskiego. Na uroczystość do Warszawy przyjechał z żoną i dwiema córkami. Po raz pierwszy w życiu coś wygrał, więc fakt ten ma dla nich wymiar rodzinnego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Ciekawa analogia historyczna

Zapiski polityczne Robotnicy śląscy demonstrujący niezwykle tłumnie w Katowicach przeciw dalszemu reformowaniu górnictwa, a także hutnictwa i wszystkiego, co może wymagać ograniczanie zatrudnienia, sami sobie zgotowali ten los. Ongiś wszak na wezwanie zbuntowanych przeciw tzw. komunie stoczniowców poparli czynnie tajony długo bunt wszelkiej maści intelektualistów oraz inteligentów przeciw dalszemu istnieniu systemu dławiącego wolność myśli i słowa – czym przyczynili się wydatnie do dzieła zburzenia systemu zwanego socjalistycznym, który tymże robotnikom zgotował na kilkadziesiąt lat najlepszy los w historii tej klasy społecznej. Manifestacja śląska żądała tego, co było istotą upadłego systemu politycznego – mianowicie totalnej ingerencji państwa w gospodarkę i sferę socjalną ich życia. Zresztą podobnie czy nawet identycznie zachowywali się demonstranci w innych regionach. Państwo wedle nich jest odpowiedzialne za los swoich obywateli, musi nad nimi czuwać i otaczać ich opieką. Nie potępiam takiego zachowania, gdyż do tego sprowadza się – jeśli go zwulgaryzować na użytek publicystyczny – program odbudowywanej częściowo przeze mnie Unii Pracy. Kłopot polega na tym, że radykalnie zmieniła się w kraju sytuacja. Obecnie przypomina ona położenie społeczne i polityczne państwa niemieckiego z okresu dochodzenia do władzy Adolfa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Sojusz do zadań globalnych

NATO poszerzone o nowych członków ma być silniejsze niż dotąd i sprawniejsze w działaniu Głównym zadaniem NATO wydaje się dzisiaj nie starcie tysięcy czołgów na rosyjskich stepach i równinach Europy Środkowej, ale konieczność walki niewielkich i mobilnych jednostek specjalnych na innych kontynentach. W Sojuszu nie przyjmuje się już do wiadomości tego, że cokolwiek może jeszcze nam grozić ze Wschodu. W każdym razie nie ze strony Rosji. Właśnie z tego powodu ci z Polaków, którzy noszą w sobie nadal antyrosyjskie fobie i traktują polskie członkostwo w Pakcie Północnoatlantyckim jako zabezpieczenie naszego kraju przed (rzekomym) ekspansjonizmem Moskwy, na ubiegłotygodniowym szczycie NATO w Pradze zostaliby potraktowani niczym… dinozaury. Condolezza Rice, doradczyni prezydenta ds. międzynarodowych, mówiła: „Koniec zimnej wojny oznacza koniec groźby konfrontacji armii walczących o Europę Środkową. Członkowie NATO stoją dziś przed wspólnymi zagrożeniami ze strony terrorystów i państw, które ich sponsorują”. Niektórzy z natowskich ekspertów byli nawet bardziej dosadni. „O mitycznym (dzisiaj – przyp. MG) ataku rosyjskim na kraje Sojuszu nikt już nie myśli, bo to pomysł z gatunku kompletnego political fiction. Władimir Putin znakomicie współpracuje z George’em W. Bushem. Na progu XXI wieku w praktyce Rosjanie są (poprzez m.in. Radę NATO-Rosja – przyp. MG) 20. członkiem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Pod przewodem Leppera

Pan Andrzej Lepper wymyślił z niemałym trudem nadzwyczaj oryginalny, nowy i znakomity sposób funkcjonowania Polski. W ramach nieposłuszeństwa obywatelskiego winniśmy wszyscy zaprzestać płacenia za gaz, co oczywiście spowoduje, że Rosjanie przestaną go nam przesyłać. To samo będzie również dotyczyło benzyny, jako też innych pochodnych ropy naftowej, z którą również za przewodem Leppera przyjdzie się nam na zawsze rozstać. Nieposłuszeństwo obywatelskie obejmie również wszelkie opłaty pocztowe, kolejowe, szpitalne, farmakologiczne, przewozowe i w ogóle oszczędzimy w ten sposób masę pieniędzy. Jedyną słabszą stroną tego genialnego projektu wydaje mi się fakt, że przy okazji powszechnego nieposłuszeństwa, czyli niepłacenia za cokolwiek, zlikwidujemy zarazem ze wszystkimi konsekwencjami nasze państwo. Jasne jest bowiem, że skoro nikt nam nie zagraża, to żaden rodzaj uzbrojenia ani wojska nie jest nam potrzebny, podobnie jak zupełnie zbędna jest nasza obecność w Unii Europejskiej. Konsekwencje dogłębnie przemyślanego przez pana Leppera planu przywrócą nas wszystkich do od dawna, bo już z historii znanego stanu, kiedy to Polski jako państwa w ogóle nie było. Nie będziemy mieli nic i tym samym każdy, kto będzie chciał wchłonąć w swe granice jakiś kawał naszej byłej ojczyzny, zdoła to uczynić z łatwością.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Zemsta za Czerwoną oberżę

Czy zabójca z Szaflar pomylił się; czekał na kobietę, ale w ciemności strzelił do jej mężczyzny? – Jedźcie z Bogiem i na grobach świeczkę ode mnie zapalcie – pożegnał się z rodziną Stanisław L., wychodząc na dwa dni przed Wszystkimi Świętymi z domu w Szaflarach. Miał robotę u siostry mieszkającej w Łopusznej. Dla bezrobotnego liczył się każdy zarobiony grosz. – Zostań z Bogiem – odpowiedziała mu Katarzyna. – I uważaj na siebie. – Kamilki pilnuj – przykazał na odchodnym, całując córkę. Odszedł spiesznie, ani razu nie oglądając się za siebie. A wkrótce potem było już o nim w gazecie, że w wigilię Zaduszek, tuż przed północą, został raniony strzałami z broni palnej: pierwszy trafił w nogę, drugi wyżej, w brzuch. Przewieziony karetką do szpitala zmarł na stole operacyjnym. – Na Wszystkich Świętych leżał już w trumnie, żeby chociaż deszcz nad nim zapłakał, ale nie, na niebie nie było ani jednej chmurki, a słońce świeciło jak oszalałe – powie mi dwa tygodnie później Katarzyna Ś. I zawyje: – O Jezusie, czymże mój Staszek zawinił?! Śmierć idzie krok w krok Podobną tragedię przeżyła 11 i 10 lat temu: 9 września 1991 r. i 9 września 1992 r. W 1991 r. jej ówczesnego konkubenta, Adama Plewę,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Jesteśmy coraz szybsi

Nasza poczta potrafi sprostać wyśrubowanym normom zachodnioeuropejskim Rozmowa z Leszkiem Kwiatkiem, dyrektorem generalnym Poczty Polskiej – Kiedy ostatnio wysłał pan jakiś list? – W zeszłym tygodniu. Wiem, że doszedł na czas – i z pewnością nie dlatego, że wysłał go dyrektor poczty. Nasze przesyłki docierają do odbiorców terminowo, choć oczywiście nie mam prawa być do końca zadowolony. Poprawiliśmy jednak jakość usług, rozszerzyliśmy ich dostępność. Nasza nowa usługa – przesyłka priorytetowa – to przełom w działalności Poczty Polskiej. Narzuciliśmy sobie takie normy czasowe, jakie obowiązują w Unii. Pokazaliśmy, że potrafimy sprostać wyśrubowanym wymaganiom europejskim, przed którymi przez wiele lat nasza poczta trochę się broniła, nie wiedząc, czy im podoła. Okazuje się, że podoła. Poczta Polska daje gwarancję, że w kraju przesyłki priorytetowe są doręczane w ciągu jednego dnia, w Europie – w trzy dni, zaś w reszcie świata – w ciągu sześciu dni (oczywiście bez wliczania dni wolnych od pracy. List wysłany z Polski w piątek raczej nie dojdzie na Nową Gwineę w środę). – Na czym polega wspomniane przez pana rozszerzenie dostępności? – Wciąż otwieramy nowe placówki, modernizujemy i wydłużamy ich czas pracy. Widać to zwłaszcza w Warszawie, gdzie tylko w tym roku otworzyliśmy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Made in Poland w kosmosie

Polscy naukowcy przyczynili się do powstania nowego satelity Integral Piotr Orleański, mgr inż. elektronik, miał 17 października br. trzy poranne godziny nerwów. Aby zdążyć na godz. 5 na spotkanie z autorami projektu Integral, szukał na długo przed świtem taksówki w zaspanym Darmstad. Gdy już dotarł na miejsce, zaczął wpatrywać się w wielki telebim, na którym nadawano bezpośrednią transmisję ze startu rosyjskiej rakiety Proton. Gospodarze podawali śniadanie, a on mimowolnie wspominał listopadowy dzień 1996 r., kiedy efekt kilku lat jego pracy wynoszony na orbitę Marsa przez taką samą rakietę Proton po kilku minutach wpadł do oceanu, i tyle o nim słyszano. Teraz w napięciu śledził kolejne odłączanie się czterech stopni rakiety i jej wznoszenie się poza strefę ziemskiego przyciągania. Tym razem rakieta odpalona z kosmodromu Bajkonur dokładnie o godz. 6.42 czasu środkowoeuropejskiego spisała się bez zarzutu, i z powodzeniem umieściła na orbicie największego satelitę Ziemi, jakiego kiedykolwiek zdołała wyekspediować Europejska Agencja Kosmiczna (ESA). Odprężenie przyszło jednak dopiero pod koniec transmisji, kiedy zarządzający dyrektor generalny ESA, Antonio Rodota, ogłosił zebranym, że satelita samodzielnie otworzył baterie słoneczne i jego urządzenia pokładowe zaczęły pracować. Teraz dopiero stało się jasne, że sześć lat pracy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Kto z kim i dlaczego

Kuchnia polska Wiemy już mniej więcej wszystko, co wynika z wyborów samorządowych. A więc to, że Polacy – całkiem niesłusznie – nie bardzo wierzą w tę formę demokracji, o czym świadczy niska frekwencja wyborcza. A także że nie bardzo jeszcze umiemy odróżniać politykę samorządową od polityki parlamentarnej i partyjnej, o czym świadczą zarówno dosyć słabe wyniki lokalnych, ponadpartyjnych komitetów wyborczych, jak i brak klarownych programów samorządowych ze strony partii politycznych, które wybory te potraktowały jako sparing przed referendum unijnym i wyborami 2005 r. Wiemy już wreszcie całkiem dokładnie, że w wyborach tych, mierzonych miarą partyjną, mniej lub bardziej straciły partie środka, z SLD włącznie, a zyskały partie skrajne: Samoobrona i Liga Polskich Rodzin. Z tą wiedzą wchodzimy w akt drugi, którym jest tworzenie lokalnych koalicji w samorządach, radach i sejmikach. I tutaj właśnie rysuje się kilka ciekawych pytań, o których warto porozmawiać. Dramatyzmu owemu drugiemu aktowi przydał demonstracyjny gest Tadeusza Mazowieckiego, założyciela Unii Wolności i pierwszego niekomunistycznego premiera Polski, który opuścił swą partię właśnie z racji zawieranych przez nią sojuszy powyborczych – a to z koalicją SLD-UP, z której list kandydowali, jak się okazało, także unici, a to wręcz z Samoobroną. Jesteśmy narodem sentymentalnym, odejście

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Rolnictwo

Tradycyjnie i bez konserwantów

Przed świętami Bożego Narodzenia ubojnia w Górze Ropczyckiej ledwo nadąża z produkcją swojskiej kiełbasy Z pozoru pomysł wydawał się samobójstwem finansowym – w najgorszym dla rolnictwa 1999 r. 12 odważnych przejęło państwowe gospodarstwo i z ruiny buduje małe, niezależne, ale dochodowe imperium. Właśnie do 1999 r. w Górze Ropczyckiej wegetowało państwowe przedsiębiorstwo rolne. Na 430 ha uprawiano niemal wszystko, podobnie było z hodowlą. W 1995 r. gospodarstwo przejął Oddział Terenowy Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa w Rzeszowie. Kiedy przed trzema laty zdecydowano, że obiekty produkcyjne znajdujące się w zasobach AWRSP należy prywatyzować, chętnych do przejęcia nie było. Produkcja rolna miała opinię nie tylko niedochodowej, ale wręcz deficytowej, kaprysy pogody mogły zrujnować plantatorów, choroby zwierząt skazać hodowcę na bankructwo, a import taniej żywności mocno ograniczał rynki zbytu. W Górze Ropczyckiej 33 pracowników żyło z dnia na dzień, czekając na cud inwestycyjny, który nie następował. Dziś już nikt nie pamięta, czy inicjatywa wyszła od pracowników, czy z Oddziału Terenowego AWRSP w Rzeszowie. Na forum pracowniczym padł pomysł – stwórzmy spółkę pracowniczą, wydzierżawimy, spróbujemy, może się uda. Początkowy i powszechny entuzjazm gasł, kiedy okazało się, że każdy ze wspólników musiałby wnieść 10 tys. zł udziału, bo wartość interesu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Pogrzebana animacja

Polskie filmy rysunkowe odchodzą do lamusa Wielka kamienica przy Pabianickiej 34 w Łodzi wygląda poważnie i oficjalnie. Po wejściu do wielkiego holu stwierdzamy, że prąd został odcięty. Dopiero na piętrze, gdzie mieści się Animapol, jedna z niewielu prywatnych firm do niedawna produkujących filmy animowane, palą się żarówki. Powyżej w kilku pokojach można spotkać pracowników upadłego Se-Ma-Fora. Piękną perspektywę Kanoniczej w Krakowie zamyka bryła Wawelu. Nieopodal dawnego lokalu teatru Cricot 2 zamknięty na głucho parter innej kamieniczki. Studio Filmów Animowanych w Krakowie w likwidacji. Oficyna polskiego Hollywood na Puławskiej 61 w Warszawie. Zachowana zagracona hala zdjęciowa w piwnicy, w niej ukryta bezrobotna kamera 35, która sfilmowała setki najlepszych polskich filmów animowanych. Obok pokój, w którym 20 lat temu piszący zrobił swój debiut, a Piotr Dumała niedawno ukończył „Zbrodnię i karę”. Polski film animowany Ozdoba polskiej kinematografii na przestrzeni dziesiątków lat PRL-u przeżywa ciężkie czasy. Niepozorne, wydawałoby się, produkcje krótkich, najczęściej 10-minutowych filmów z pogranicza plastyki i profesjonalnej kinematografii w swoich najlepszych czasach stanowiły odrębną gałąź polskiego przemysłu filmowego. A także liczącą się w kraju i czasem bardziej na świecie dziedzinę osiągnięć polskiego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.