Pogrzebana animacja

Pogrzebana animacja

Polskie filmy rysunkowe odchodzą do lamusa Wielka kamienica przy Pabianickiej 34 w Łodzi wygląda poważnie i oficjalnie. Po wejściu do wielkiego holu stwierdzamy, że prąd został odcięty. Dopiero na piętrze, gdzie mieści się Animapol, jedna z niewielu prywatnych firm do niedawna produkujących filmy animowane, palą się żarówki. Powyżej w kilku pokojach można spotkać pracowników upadłego Se-Ma-Fora. Piękną perspektywę Kanoniczej w Krakowie zamyka bryła Wawelu. Nieopodal dawnego lokalu teatru Cricot 2 zamknięty na głucho parter innej kamieniczki. Studio Filmów Animowanych w Krakowie w likwidacji. Oficyna polskiego Hollywood na Puławskiej 61 w Warszawie. Zachowana zagracona hala zdjęciowa w piwnicy, w niej ukryta bezrobotna kamera 35, która sfilmowała setki najlepszych polskich filmów animowanych. Obok pokój, w którym 20 lat temu piszący zrobił swój debiut, a Piotr Dumała niedawno ukończył „Zbrodnię i karę”. Polski film animowany Ozdoba polskiej kinematografii na przestrzeni dziesiątków lat PRL-u przeżywa ciężkie czasy. Niepozorne, wydawałoby się, produkcje krótkich, najczęściej 10-minutowych filmów z pogranicza plastyki i profesjonalnej kinematografii w swoich najlepszych czasach stanowiły odrębną gałąź polskiego przemysłu filmowego. A także liczącą się w kraju i czasem bardziej na świecie dziedzinę osiągnięć polskiego kina. Na równi z fabułą i dokumentem reprezentowały Polskę na arenie międzynarodowej. Nazwano je Polską Szkołą Animacji. Powstały cztery państwowe studia filmowe, do których dołączyło studio Telewizji Polskiej. Rozwijały się wielkie rodzime talenty. Przybywało nazwisk, które przeszły do historii kina światowego. To dzięki animacji wielki eksperymentator polskiego kina, Zbigniew Rybczyński, zrobił „Tango”, za które dostał w 1982 r. Oscara i jest to także pierwszy Oskar dla polskiej produkcji filmowej. Polskie kino animowane w czasach swojej świetności wiąże ze sobą armię blisko 10 tys. ludzi. Współpracuje z nim plejada nazwisk polskiej kultury, literatów, malarzy, grafików, kompozytorów, doskonałych orkiestr i wybitnych aktorów. Powstają nowe zawody – animatora rysunków i lalek, dekoratora, projektanta opracowania plastycznego oraz reżysera i operatora filmu animowanego. Wielka przygoda polskiej animacji zaczyna się w 1947 r. w Wiśle, choć już w 1931 r. wyprodukowano pierwszy polski dźwiękowy film rysunkowy Jana Jarosza. Także przed wojną eksperymentowali z filmem Franciszka i Stefan Themersonowie, a cały szlak rozpoczął w Rosji Władysław Starewicz w 1912 r. W 1948 r. Studio Filmów Rysunkowych przeniesiono do Bielska. Studio Miniatur Filmowych w Warszawie powstaje jako jego filia, studio krakowskie jako filia studia warszawskiego. I właśnie w 1961 r. w Studiu Miniatur Filmowych w Warszawie zaczęto produkować polskie seriale rysunkowe. Polska animacja od początku tworzy przede wszystkim dla dzieci i dla telewizji, wtedy jedynej. Wydarzyło się także coś może ważniejszego. Powstała polska produkcja filmowa mogąca konkurować na rynkach światowych. Powstały polskie hity – hity eksportowe. Dziś w sądzie rozstrzyga się spory dotyczące tamtego kina i jego sukcesów. Niedawno przyznano, że Władysław Nehrebecki wymyślił postacie Bolka i Lolka oraz że tylko zlecił opracowanie ich wizerunku Alfredowi Ledwigowi i nieżyjącemu Leszkowi Lorkowi. Zainicjował przez to powstanie pierwszej polskiej serii dziecięcej, która dołączyła do światowej puli telewizyjnych produkcji globalnych. Wyświetloną ją w 88 krajach. Toczy się inny spór o to, kto ma czerpać tantiemy z istnienia „Reksia”. Patronem tej produkcji była telewizja – monopolista stawiający na rodzimą twórczość w kontekście importu pozycji enerdowskich, czeskich, i radzieckich. Dobroduszny Rumcajs ze Żwirkiem i Muchomorkiem, i Zającem „Nu pagadi!” walczyli o serce dziecięcej widowni z przygodami Błękitnego Rycerzyka, tajemniczego profesora Gąbki i dobrodusznego Wawelskiego Smoka czy rezolutnego Misia Kudłatka. Wykształcono całą kadrę nowej, wcale nie takiej małej gałęzi polskiego przemysłu filmowego. Sięgnięto po pełnometrażowe produkcje. „Przygody Bolka i Lolka”, opowieść o Wiklinowej Zatoce, potem sztandarowa seria pełnometrażowa Krzysztofa Gradowskiego o profesorze Ambrożym Kleksie. Sypały się laury zagraniczne, Film Polski eksportował serie telewizyjne i pozycje pełnometrażowe. Tanio po japońsku Kinematografia animowana mogła już świadczyć w ograniczonym stopniu usługi zagraniczne, wchodziła w koprodukcje i tworzyła pierwsze reklamówki na raczkującym rynku telewizyjnym i kinowym. Polskie kino animowane wytworzyło swój niezależny

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 47/2002

Kategorie: Kultura
Tagi: Marek Fałat