47/2002

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Sport

Małysz Show

Czy polski „Batman” znów poleci najdalej? Za kilka dni w fińskim Kuusamo rozpoczyna się rywalizacja w Pucharze Świata skoczków narciarskich. Przed Adamem Małyszem stoi niepowtarzalna okazja zapisania się w annałach skoków, bowiem jako pierwszy w historii może zdobyć po raz trzeci to trofeum. Czy jego nazwisko znowu będzie na ustach całego świata? O krok od historii Trenerzy zapewniają, że szczyt formy przyjdzie na pierwsze konkursy PŚ. – Trudno prorokować, wszystko okaże się, kiedy rozpoczną się zawody i prawdziwe skakanie – mówi Piotr Fijas, drugi trener kadry skoczków. Wyniki uzyskiwane na treningu nie zawsze mają przełożenie na zawodach. To zupełnie dwie różne sprawy. Faktem jest jednak, że forma Adama jest dobra, a przygotowania przebiegały bez najmniejszych kłopotów. To, co sobie założyliśmy, zostało zrealizowane, i mam nadzieję, że wszystko zaprocentuje. Niewiadomą jest również forma głównych rywali Małysza. – To także istotna sprawa. Trudno przecież przewidzieć dyspozycję konkurentów – dodaje trener. Najważniejsze jednak, że Małysz jest zdrowy, a w kolanie, o które drżała cała Polska, nie ma najmniejszego śladu po kontuzji. – Adam zrealizował pełen plan treningowy i nie dzieje się nic niepokojącego – zapewnia Fijas. Tegoroczne przygotowania obok

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

W czyje ręce lubelska Polfa?

W umowie prywatyzacyjnej pracownikom zagwarantowano 4,5 roku zatrudnienia. Związkowcom – 7 lat – Czy wreszcie wyjaśnią nam, kto właściwie kupuje Polfę? – słyszę w drodze do biurowca, bo idę razem z panią, która od 30 lat przekracza bramę zakładu. – Ja chcę mieć pewność, że nie będę stała pod bramą, czekając, aż jakiś biznesmen ogłosi upadłość firmy. – Kto panią wpuścił do zakładu? – denerwuje się na mój widok Ewa Grzeszyk-Kozakow, przewodnicząca Związku Zawodowego Inżynierów i Techników w fabryce. – Chciałam rozmawiać na temat prywatyzacji zakładu i konfliktu na tym tle pomiędzy związkami – mówię. – A skąd pani wie, że jest konflikt? – dopytuje się przewodnicząca. – Przeczytałam w korytarzu, na tablicy ogłoszeń – informuję. – Jakim prawem czyta pani ogłoszenia na tablicy w biurowcu? Kto panią tu przysłał? Od Mariusza Jakubowskiego, przewodniczącego Związku Zawodowego Chemików Polfa Lublin SA, dowiaduję się, że on też mnie nie zapraszał. Dopiero po dłuższych negocjacjach umawiam się z działaczami na rozmowę. Podobną niechęć do rozmowy z dziennikarzem wykazuje prezes Polfy, Tadeusz Duszyński, który zasłaniając się dobrem zakładu, stwierdził, że ma ciche porozumienie z dziennikarzami, by przed sprzedaniem Polfy nic o niej nie pisać. Bo rozgłos może tylko zaszkodzić firmie.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Jeszcze parę zdań o nieszczęsnej budowie ambasady RP w Berlinie. Wystąpienie pokontrolne NIK pokazuje, jak to się stało, że MSZ wydało ponad 16,6 mln zł na realizację inwestycji, a za tę kwotę ma na razie dokumentację projektową. I nic więcej. Jak zatem mogło to się stać? Najwyższa Izba Kontroli w swym wystąpieniu podała nazwiska osób odpowiedzialnych za taki stan rzeczy. Dodajmy do tego jeszcze jedno: w sprawie budynku ambasady panował gigantyczny bałagan i bezhołowie. A w takiej atmosferze może zdarzyć się wszystko. Np. MSZ ogłosiło, za pośrednictwem SARP, konkurs na projekt nowej ambasady. W tzw. Warunkach Konkursu ministerstwo określiło swoje preferencje. Konkurs wygrała spółka Architekci, jej wynagrodzenie określono na sumę 2,5 mln euro. A potem, jak ustaliła NIK, „w zawartej z tą spółką Umowie Nr BA/01/99 wynagrodzenie to zostało podwyższone o 44% do około 3,6 mln euro, co stanowiło 16% szacunkowych kosztów inwestycji, tj. ponad dwukrotnie więcej niż wskazana w Warunkach Konkursu stawka 7%”. Dlaczego tak się stało? No cóż, spółka Architekci po prostu wykorzystała szansę – bo w Warunkach Konkursu była mowa o innym budynku, niż ostatecznie został zamówiony. Najpierw budynek ambasady miał mieć 7,3 tys. m kw. Potem, w roku

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Dziewica – to brzmi dumnie

Wśród amerykańskich nastolatków wstrzemięźliwość seksualna staje się modna „Zakazany owoc”, „Znam miłość, nie seks”, „Głaszcz swego psa, a nie partnera na randce”, „Dziewicze terytorium”, „Prezerwatywa nie chroni serca”, „No sex machine” – koszulki i żółte opaski z takimi napisami stają się coraz popularniejsze w szkołach średnich USA. Noszą je dziewczęta, ale coraz częściej także chłopcy. Z dumą przyznają się do swej niewinności. Wielkie napisy na billboardach w Baltimore głoszą: „DZIEWICA: naucz swe dzieciaki, że to nie jest brudne słowo”. Według dziennika „Orange County Register”, obecnie jednak napis powinien brzmieć: „DZIEWICA: dzieciaki uczą naród, że nie jest to brudne słowo”. Konserwatywne media mówią o „nowej rewolucji obyczajowej”. Prawdą jest, że szczyt aktywności seksualnej amerykańskiej młodzieży przypadł na przełom lat 80. i 90. Od tej pory aktywność ta stale spada. Akcję rozpoczął w 1993 r. Kościół baptystów w Nashville, propagując hasło: „Prawdziwa miłość poczeka”. Inicjatywę poparły inne organizacje. Ruch abstynencji seksualnej błyskawicznie zdobył popularność. „Dziewictwo stało się częścią młodzieżowej kontrkultury”, napisał dziennik „Washington Post”. Od Nowego Jorku po Hawaje w szkołach średnich zaczęły powstawać kluby dziewic, których członkowie głosili dumę ze swojej czystości. Młodzi ludzie składali pisemną obietnicę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Kościół traci młodzież

Młodzi odchodzą nie tyle od Boga, co od wzorca proponowanego przez kościelne instytucje – Zaledwie 50% Polaków wierzy w Boga osobowego – stwierdził ksiądz profesor Janusz Mariański na niedawnej sesji naukowej w Płocku. – Młodzież czeka na duchowy show – mówi ks. Krzysztof Pawlina, rektor Warszawskiego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie. Stwierdzenie to padło na spotkaniu w Centrum Kultury Civitas Christiana. – Odejście od instytucjonalnej formy religijności na rzecz osobistego kontaktu z Bogiem, poszukiwanie przygody duchowej i osobista decyzja o wierze – to zdaniem ks. Pawliny, główne cechy duchowości polskiej młodzieży. – Odrzucam Kościół z tym wszystkim, co do nas mówi. To osad, który wierzącemu człowiekowi jest zupełnie zbędny – tłumaczy Andrzej, student I roku Politechniki Warszawskiej. – Poprzez swój nierzadko nachalny marketing Kościół stara się przekonać nas, że ma monopol na dobro i prawdę. Dlaczego wszyscy, którzy wyłamują się z tego schematu, mają być od razu grzeszni – dodaje. – Polski Kościół działa w kolejności: Papież, Matka Boska i dopiero Bóg – ocenia Maria, studentka I roku nauk politycznych UW. – Obrazki zamiast wiary, przepych zamiast modlitwy – to mi nie odpowiada. Temat poruszyła „Rzeczpospolita”, ale dziś nikt nie chce rozmawiać

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Zarobić na tankowaniu

Ponad 3 mln kierowców bierze udział w programie VITAY prowadzonym na stacjach paliwowych PKN ORLEN Nieodłącznym elementem konkurencji i wolnego rynku są pomysły na to, jak skutecznie zachęcić nas do kupowania wyrobów określonego producenta. Nie inaczej jest i na rynku paliw, gdzie kilka koncernów stosuje rozmaite sposoby przyciągania klientów. Tu najskuteczniej poradził sobie Polski Koncern Naftowy ORLEN. Już ponad 3 mln kierowców posiada kartę VITAY, dzięki której, tankując na stacjach PKN ORLEN, można zbierać punkty i zamieniać je na rozmaite nagrody. Granica 3 mln kart została przekroczona w listopadzie. Osoby mające karty z numerem trzymilionowym i dwoma kolejnymi spotkały się w Warszawie na uroczystości zorganizowanej przez ORLEN z okazji rozpoczęcia czwartego miliona wydanych kart. Kartę z numerem 3.000.000 otrzymała na stacji benzynowej w Nowym Tomyślu pani Barbara Szajek z woj. wielkopolskiego. – Postanowiłam skorzystać z programu VITAY, zatankowałam na stacji PKN ORLEN, no i od razu okazało się, że była to bardzo trafna decyzja – powiedziała pani Barbara. Karta nr 3.000.001 trafiła w ręce pana Andrzeja Wójtowicza z Lubelskiego. Na uroczystość do Warszawy przyjechał z żoną i dwiema córkami. Po raz pierwszy w życiu coś wygrał, więc fakt ten ma dla nich wymiar rodzinnego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Ciekawa analogia historyczna

Zapiski polityczne Robotnicy śląscy demonstrujący niezwykle tłumnie w Katowicach przeciw dalszemu reformowaniu górnictwa, a także hutnictwa i wszystkiego, co może wymagać ograniczanie zatrudnienia, sami sobie zgotowali ten los. Ongiś wszak na wezwanie zbuntowanych przeciw tzw. komunie stoczniowców poparli czynnie tajony długo bunt wszelkiej maści intelektualistów oraz inteligentów przeciw dalszemu istnieniu systemu dławiącego wolność myśli i słowa – czym przyczynili się wydatnie do dzieła zburzenia systemu zwanego socjalistycznym, który tymże robotnikom zgotował na kilkadziesiąt lat najlepszy los w historii tej klasy społecznej. Manifestacja śląska żądała tego, co było istotą upadłego systemu politycznego – mianowicie totalnej ingerencji państwa w gospodarkę i sferę socjalną ich życia. Zresztą podobnie czy nawet identycznie zachowywali się demonstranci w innych regionach. Państwo wedle nich jest odpowiedzialne za los swoich obywateli, musi nad nimi czuwać i otaczać ich opieką. Nie potępiam takiego zachowania, gdyż do tego sprowadza się – jeśli go zwulgaryzować na użytek publicystyczny – program odbudowywanej częściowo przeze mnie Unii Pracy. Kłopot polega na tym, że radykalnie zmieniła się w kraju sytuacja. Obecnie przypomina ona położenie społeczne i polityczne państwa niemieckiego z okresu dochodzenia do władzy Adolfa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Sojusz do zadań globalnych

NATO poszerzone o nowych członków ma być silniejsze niż dotąd i sprawniejsze w działaniu Głównym zadaniem NATO wydaje się dzisiaj nie starcie tysięcy czołgów na rosyjskich stepach i równinach Europy Środkowej, ale konieczność walki niewielkich i mobilnych jednostek specjalnych na innych kontynentach. W Sojuszu nie przyjmuje się już do wiadomości tego, że cokolwiek może jeszcze nam grozić ze Wschodu. W każdym razie nie ze strony Rosji. Właśnie z tego powodu ci z Polaków, którzy noszą w sobie nadal antyrosyjskie fobie i traktują polskie członkostwo w Pakcie Północnoatlantyckim jako zabezpieczenie naszego kraju przed (rzekomym) ekspansjonizmem Moskwy, na ubiegłotygodniowym szczycie NATO w Pradze zostaliby potraktowani niczym… dinozaury. Condolezza Rice, doradczyni prezydenta ds. międzynarodowych, mówiła: „Koniec zimnej wojny oznacza koniec groźby konfrontacji armii walczących o Europę Środkową. Członkowie NATO stoją dziś przed wspólnymi zagrożeniami ze strony terrorystów i państw, które ich sponsorują”. Niektórzy z natowskich ekspertów byli nawet bardziej dosadni. „O mitycznym (dzisiaj – przyp. MG) ataku rosyjskim na kraje Sojuszu nikt już nie myśli, bo to pomysł z gatunku kompletnego political fiction. Władimir Putin znakomicie współpracuje z George’em W. Bushem. Na progu XXI wieku w praktyce Rosjanie są (poprzez m.in. Radę NATO-Rosja – przyp. MG) 20. członkiem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Pod przewodem Leppera

Pan Andrzej Lepper wymyślił z niemałym trudem nadzwyczaj oryginalny, nowy i znakomity sposób funkcjonowania Polski. W ramach nieposłuszeństwa obywatelskiego winniśmy wszyscy zaprzestać płacenia za gaz, co oczywiście spowoduje, że Rosjanie przestaną go nam przesyłać. To samo będzie również dotyczyło benzyny, jako też innych pochodnych ropy naftowej, z którą również za przewodem Leppera przyjdzie się nam na zawsze rozstać. Nieposłuszeństwo obywatelskie obejmie również wszelkie opłaty pocztowe, kolejowe, szpitalne, farmakologiczne, przewozowe i w ogóle oszczędzimy w ten sposób masę pieniędzy. Jedyną słabszą stroną tego genialnego projektu wydaje mi się fakt, że przy okazji powszechnego nieposłuszeństwa, czyli niepłacenia za cokolwiek, zlikwidujemy zarazem ze wszystkimi konsekwencjami nasze państwo. Jasne jest bowiem, że skoro nikt nam nie zagraża, to żaden rodzaj uzbrojenia ani wojska nie jest nam potrzebny, podobnie jak zupełnie zbędna jest nasza obecność w Unii Europejskiej. Konsekwencje dogłębnie przemyślanego przez pana Leppera planu przywrócą nas wszystkich do od dawna, bo już z historii znanego stanu, kiedy to Polski jako państwa w ogóle nie było. Nie będziemy mieli nic i tym samym każdy, kto będzie chciał wchłonąć w swe granice jakiś kawał naszej byłej ojczyzny, zdoła to uczynić z łatwością.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Zemsta za Czerwoną oberżę

Czy zabójca z Szaflar pomylił się; czekał na kobietę, ale w ciemności strzelił do jej mężczyzny? – Jedźcie z Bogiem i na grobach świeczkę ode mnie zapalcie – pożegnał się z rodziną Stanisław L., wychodząc na dwa dni przed Wszystkimi Świętymi z domu w Szaflarach. Miał robotę u siostry mieszkającej w Łopusznej. Dla bezrobotnego liczył się każdy zarobiony grosz. – Zostań z Bogiem – odpowiedziała mu Katarzyna. – I uważaj na siebie. – Kamilki pilnuj – przykazał na odchodnym, całując córkę. Odszedł spiesznie, ani razu nie oglądając się za siebie. A wkrótce potem było już o nim w gazecie, że w wigilię Zaduszek, tuż przed północą, został raniony strzałami z broni palnej: pierwszy trafił w nogę, drugi wyżej, w brzuch. Przewieziony karetką do szpitala zmarł na stole operacyjnym. – Na Wszystkich Świętych leżał już w trumnie, żeby chociaż deszcz nad nim zapłakał, ale nie, na niebie nie było ani jednej chmurki, a słońce świeciło jak oszalałe – powie mi dwa tygodnie później Katarzyna Ś. I zawyje: – O Jezusie, czymże mój Staszek zawinił?! Śmierć idzie krok w krok Podobną tragedię przeżyła 11 i 10 lat temu: 9 września 1991 r. i 9 września 1992 r. W 1991 r. jej ówczesnego konkubenta, Adama Plewę,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.