33/2003

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Felietony

Mój Robol jako klasa

Kuchnia polska Latem jedni jadą na urlopy, drudzy starają się pozostać w Warszawie, ponieważ stolica w lecie staje się nieco sympatyczniejszym miastem, jeszcze inni zajmują się remontowaniem swoich domów i mieszkań. Przez lekkomyślność znalazłem się w tej ostatniej grupie. Ponieważ jednak nie ma sytuacji życiowej z której nie wynikałyby żadne doświadczenia, pragnę podzielić się moim doświadczeniem remontowym, jakim jest Mój Robol, który z kilkoma kolegami remontował mój dom. Mój Robol nie jest dla mnie postacią całkowicie nową, a nawet przeciwnie, zajmowałem się nim ostatnio dość często, ale w wymiarze statystyczno-socjologicznym. A więc Mój Robol jako kategoria statystyczno-socjologiczna jest właśnie tym osobnikiem, o którym piszemy z trwogą, mówiąc o wzroście bezrobocia i narastających stale redukcjach zatrudnienia, jest on także tym, o którym mówimy jako o rosnącej grupie ludności żyjącej poniżej minimum socjalnego, a także tym wreszcie, który ze względu na swój poziom zawodowy i kulturalny niepokoi nas w nieuchronnej konfrontacji ze społeczeństwami Unii Europejskiej. Krótko mówiąc, Mój Robol jako kategoria statystyczno-socjologiczna jest bez wątpienia jednym z najważniejszych problemów Polski współczesnej, z którym trzeba coś rozsądnego zrobić. Doświadczeniem remontu jest jednak dla mnie spotkanie z Moim Robolem twarzą w twarz, jako żywym człowiekiem. Otóż odpowiada on niemal idealnie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Polska zielna

Pachną, smakują, bogacą. W Unii mogą być naszym hitem, lepszym od wódki i oscypka Henryk Grobelak martwi się. Wszystko słońcem wypalone. Gdzie on znajdzie dorodne zioła, żeby 15 sierpnia ozdobić jasnogórski obraz. A zbierać będzie tylko z synem Adamem, żadnych innych pomocników nie potrzebuje. Wyłącznie jego ręka znajdzie najzgrabniejsze kłącza. – Zioła to magia – zapewnia Wojciech Prus-Wiśniewski, który ma prywatne muzeum etnograficzne w Górze Kalwarii. Widzi zioła też religijnie, ale bardziej historycznie. Góra Kalwaria nie będzie konkurować z Zebrzydowską, jednak stąd także wyruszają pielgrzymki. Jego dom i okolica są też przystankiem dla wędrujących na Jasną Górę. Odpoczną i pójdą, a on ułoży wiązankę z dziurawca, mięty, szałwi i piołunu. Taką samą, jaką zbiera się w okolicy od setek lat. Inaczej zioła widzą botanicy z poznańskiego Instytutu Roślin i Przetworów Zielarskich. Pracownica z 30-letnim stażem nie pamięta takiego ich rozkwitu. Botanicy tłumaczą, że wydłuża się okres wegetacyjny. Kiedyś sezon zaczynał się w okolicach św. Jana, teraz bywa, że w kwietniu już są kwiaty. Polska jest naprawdę zielna. Potwierdza to dr Jerzy Jambor, przewodniczący Polskiego Komitetu Zielarstwa, absolutnie zakochany w dziurawcu, który jak zaznacza, jest jedyną rośliną o działaniu antydepresyjnym. Zielarz z Gdańska,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Prezes wybrał śmierć

Szef koncernu Huyndai padł ofiarą politycznego skandalu „Przepraszam, że byłem tak głupim człowiekiem, że popełniłem tak głupi czyn”, napisał w liście pożegnalnym Czung Mong Hun, szef konglomeratu Hyundai, największej grupy przemysłowej Korei Południowej. Jeszcze położył na biurku zegarek i okulary. Zaraz potem stanął w otwartym oknie na 12. piętrze wieżowca w centrum Seulu i skoczył. Była północ, nikt nie widział, jak się zabija jeden z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi w kraju. 4 sierpnia o godzinie 5.55 pracownik Hyundaia sprzątający parking przy wieżowcu będącym siedzibą firmy spostrzegł ciało wsparte o pojemnik na śmieci. Myślał, że to jakiś pijak odsypia alkoholową biesiadę, postanowił więc go przepędzić. Jun zadrżał ze zgrozy, kiedy spojrzał w martwą, zakrwawioną twarz swego szefa. Samobójstwo 54-letniego prezesa Hyundai Group zaszokowało społeczeństwo Korei Południowej. Kursy akcji koncernu spadły. Publicyści wyrażają obawy, że tragiczny koniec prezesa Mong Huna może poważnie zaszkodzić kontaktom Seulu z komunistyczną Północą. Czung Mong Hun przypuszczalnie zapłacił życiem za swoiście pojmowany patriotyzm, za wierne wypełnianie politycznego testamentu ojca, Czung Dżu Junga, za to, że zbytnio zaufał politykom. Dżu Jung pochodził z Asan w dzisiejszej Korei Pólnocnej. Stamtąd

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Woodstock niepokornych

Chcą w Żarach być sobą, ale zrobią wszystko, co Owsiak powie Kolejna ekipa już stanęła na żółtym piasku 140-hektarowego lotniska. Oblepiona bagażami wstążka tłumu wciąż ciągnie od stacji kolejowej. Nie widać końca. Zanim IX Przystanek muzyki i miłości rozkręcił się na dobre, zrobiła się zadyma z TVN. – Niech nam dadzą spokój! To my powiemy całej Polsce… – chrypi ze sceny Jurek Owsiak, guru tego miejsca. – Dzwońcie uspokoić rodziców! – Pier-do-lić ko-me-rcję! – odkrzykuje Owsiakowi tłum nakręconych gardeł. Zaczyna się „fura niespodzianek”. Już złapali kilku dilerów. – Ludzie! – ryczy Jurek. – Najprostsze słowo: za-u-fa-nie! Dilerom nie ma przebacz! Nie ma prze-bacz. Pod sceną ciała pogujące w jednostajnym rytmie zbiły się w bryłę. Trans. Ktoś wskakuje mi na barki, ktoś już zdążył zaliczyć glebę. Nieważne, irokez czy łysy, wyrozumiała, lepiąca się od potu brać, robi ścianę, żeby podnieść zwłoki. Czarny jak ziemia typ z napisem „Punk not dead” na plecach układa ciało pod sceną. Szczypiący kurz unosi się w rytm skaczących. Muzyka na Woodstock musi przede wszystkim regulować emocje. Jak poleci ostry czad w stylu „będzie się działo”, to koniecznie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Oaza tolerancji

TELEDLIRKA Nasz kraj, według historyków, był kiedyś oazą tolerancji. I znów nią jest. Politycy są tolerancyjni, latami tolerują kolegów oszustów, złodziei i zwykłych bandziorów na stanowiskach. Miłosierni premierzy, tolerancyjni ministrowie namaszczają prezesów, namaszczeni sami też bardzo tolerancyjni zatrudniają swoje żony, konkubiny i szwagrów. Prezydenci miast naobiecywali, że ho ho, jak tylko ich wybierzemy, to zrobią zaraz porządek. Jednak siedzą cicho, bo są tolerancyjni i tolerują syf w mieście. Sądy też są tolerancyjne, wzywają sto razy przestępców dużych i małych, a ci z kolei, odznaczając się dużą tolerancją, olewają wezwania. Wymiar sprawiedliwości ma wiele pobłażania dla swych sądzonych, pije z nimi na grillach czy też bawi się na wytwornych przyjęciach. Wielkie zdziwienie budzi fakt, że prawo jazdy trzeba kupić, co rusz odkrywa się, że w jakimś miejscu istnieje system pobierania opłat, zorganizowany lepiej niż ten, który wprowadza Prokom. Naprawdę w Poznaniu tak się dzieje? – dziwi się Warszawa jakby spadła z księżyca. Dziwi się też tygodnik amerykański, że u nas doradcą biskupów jest były ubek. Nie mogą się nadziwić redaktorzy: jak to, przecież wiedzieli abp Zimoń i bp Libera, wiedzieli i nic nie powiedzieli? Dlaczego? Bo są miłosierni, zgodnie z wymogami katolickiej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Konsul zaprasza na rozmowę

Po raz kolejny Amerykanie zaostrzyli procedury wizowe Od 1 sierpnia Stany Zjednoczone wprowadziły na całym świecie, w tym również w Polsce, nowe, ostrzejsze procedury rozpatrywania wniosków wizowych. Osoby ubiegające się o wizę nieimigracyjną będą musiały umówić się telefonicznie i przyjść na rozmowę w konsulacie, chociaż do tej pory wiele z nich mogło uzyskać wizę na podstawie wniosku wysłanego pocztą. Zdaniem przedstawicieli amerykańskich władz, bezpośrednia rozmowa z konsulem pozwoli lepiej się zorientować, czy dana osoba kwalifikuje się do otrzymania wizy. Dodatkowym wytłumaczeniem wprowadzenia kolejnych zaostrzeń są obawy przed terroryzmem i napływem nielegalnych imigrantów. Strona polska wyraziła z tego powodu niezadowolenie. Czy można się dziwić? Miało być lepiej – jest gorzej Już od ponad półtora roku zabiegamy o to, aby Amerykanie znieśli obowiązek wizowy i objęli nas programem Wiza Waver. Uregulowaniem spraw wizowych zajęła się polsko-amerykańska grupa robocza, która w lutym br. zebrała się w Warszawie. Chociaż rozmowy nie przyniosły konkretnych decyzji, po 30-letniej przerwie w dwustronnych kontaktach był to ważny krok ku lepszemu. Ustalono, że na jesieni odbędzie się druga tura rozmów. W takiej sytuacji zaostrzenie procedur wizowych przyjęto w Polsce z dużym niezadowoleniem. – Jeśli Polska ma być bliskim

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Jak się pozbyć Mikołaja

Dlaczego Chruszczow zlecił zbadanie sprawy zabójstwa carskiej rodziny Aleksandr Nikołajewicz Jakowlew, wieloletni funkcjonariusz aparatu partyjnego KPZR, z wykształcenia historyk, w czasach Nikity Chruszczowa zastępca szefa wydziału propagandy KC, później przez wiele lat ambasador radziecki w Kanadzie za Michaiła Gorbaczowa wrócił do działalności politycznej w kraju, awansował na członka politbiura i stał się jedną z kluczowych postaci pierestrojki. Po upadku ZSRR coraz wyraźniej wyrzekając się dawnych poglądów, stanął w szeregu zagorzałych krytyków radzieckiej przeszłości. Przed kilkoma laty ogłosił obszerny tom wspomnień „Z odmętu pamięci”. Z tego właśnie tomu publikujemy relację o podjętej w 1964 r. na polecenie Chruszczowa próbie ustalenia okoliczności rozstrzelania rodziny carskiej w nocy z 16 na 17 lipca 1918 r. w Jekaterynburgu (późniejszym Swierdłowsku) na Uralu. Zginęli wówczas od kul czekistów: cesarz Mikołaj II, jego żona Aleksandra, syn Aleksy, cztery córki – Maria, Olga, Tatiana i Anastazja, przyboczny lekarz, dr Jewgienij Botkin, i troje służby. Przebieg dramatu był wielokrotnie opisywany, m.in. szczegółowo na podstawie źródeł w pracy Richarda Pipesa „Rewolucja rosyjska” (wydanie polskie PWN, 1994). Relacja Jakowlewa ma wartość źródłową z dwóch powodów. Przeprowadził on i zapisał na taśmie magnetofonowej dziesięciogodzinną rozmowę z dwoma żyjącymi jeszcze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przegląd poleca

Gdy Bałtyk jest zatłoczony…

Gdzie jeszcze można wyjechać na długi weekend Nad Bałtykiem tłok. Tłumy turystów na plażach, promenadach, w restauracjach. W biurach zakwaterowań i informacjach turystycznych wszystkich miejscowości nie ma większych szans na wynajęcie pokoju w pierwszej połowie sierpnia. W Ustce i Łebie wykupiono noclegi zarówno po 60 zł za dobę, jak i te najtańsze, po 20 zł. Zajęte są pokoje w willach i te w blokach. Jeszcze na początku sierpnia mnóstwo turystów, którzy przyjechali w ciemno, błąkało się po Wybrzeżu w poszukiwaniu jakiejkolwiek kwatery. Taka sama sytuacja panuje w woj. zachodniopomorskim i na Mierzei Wiślanej – najwcześniej znajdziemy zakwaterowanie po 17 sierpnia. Ponieważ nad polskim morzem w połowie sierpnia znalezienie wolnego miejsca w ostatniej chwili jest właściwie niemożliwe, prezentujemy inne oferty spędzenia drugiego już w tym roku długiego weekendu. Jeziora i Pieniny Tutaj panuje nieco lepsza sytuacja. Najpopularniejsze miejsca są równie oblężone jak kurorty nadmorskie, jednak w okolicach i mniejszych miejscowościach można znaleźć wolne pokoje po przystępnych cenach. Polecamy portale www.mazury.com.pl i www.agro.pl. Zwłaszcza ten drugi jest nieocenionym źródłem informacji o tanich noclegach w pięknych miejscach. Doba kosztuje na ogół 25 zł od osoby, całodniowe wyżywienie 30 zł (śniadanie -10 zł, obiad -15, kolacja -10). W większości miejsc gospodarze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Przełamując fale

– Jesteśmy tacy sami jak wy, zdrowi – mówią niepełnosprawni uczestnicy wokalnego festiwalu w Ciechocinku. – Tyle tylko, że mamy pewne kłopoty fizyczne Ania Szklarz z niewielkiej miejscowości Wężyska w województwie lubuskim od urodzenia cierpi na zanik nerwów wzroku. 24-letnia dziś dziewczyna na jedno oko nie widzi wcale, drugie pozwala jej dostrzec zaledwie kontury przedmiotów i ludzi. Mimo rozbieganych oczu jej ładna buzia z miejsca budzi sympatię. Ale nie zawsze i nie wszędzie. – Jeszcze kilka lat temu czułam się jak nikomu niepotrzebny śmieć – wspomina Ania. – Za każdym razem kiedy obrzucano mnie epitetami typu „ślepot” czy „pijany zezun”, pragnęłam zapaść się pod ziemię. Miałam żal do rodziców, że się urodziłam. Nienawidziłam innych, zwłaszcza rówieśników, bo byli zdrowi i dobrze wyglądali. To były podłe czasy. Aż wreszcie znalazłam swoją pasję – śpiew i granie na klawiszach. Wkrótce przekonałam się, że jestem w tym dobra. Bardzo dobra. Odzyskałam wiarę w siebie. Dojrzałam. Dziś, gdy ktoś nie szczędzi mi przykrych określeń, ignoruję to. A wyjątkowo upierdliwym mam ochotę wrzasnąć prosto w twarz – zaśpiewaj tak jak ja! Na scenie z gwiazdami Od 28 lipca do 3 sierpnia w Ciechocinku trwał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Bij warszawiaka

Polacy nie lubią warszawiaków, ale zazdroszczą im pracy i pieniędzy Anna, jej mąż Piotr, ich kolega Marek z żoną i synem oraz trzecia zaprzyjaźniona rodzina – wszyscy z Warszawy – od lat spędzają urlopy w ośrodku Grafik nad jeziorem Gim w Nowej Kaletce na Mazurach. Tegoroczne wakacje będą długo wspominać jako horror. 5 lipca nad ranem Piotr, Anna i Marek zostali pobici przez sześciu wyrostków z Olsztyna. Piotr, mocno skopany po całym ciele, miał opuchniętą głowę i złamany obojczyk. Markowi pękło od uderzenia butem żebro. Sponiewierana Anna przez kilka godzin nie mogła wyjść z szoku. Szybka interwencja policjantów z letniego posterunku w pobliskim ośrodku Kłobuk zapobiegła większej tragedii. Napastnicy po krótkim zatrzymaniu wyszli na wolność. Czy poniosą karę? Jolanta Wiszniewska, rzecznik miejskiego komendanta policji w Olsztynie, mówi, że wszystko zależy od kwalifikacji zdarzenia. Jeśli zostanie uznane za bójkę, a nie napad, to akt oskarżenia może objąć także któregoś z warszawiaków. – Jaka bójka? – denerwuje się Marek. – Kolega o trzeciej nad ranem poszedł zwrócić młodym uwagę, by tak nie hałasowali. A ta dzicz dopadła go przed kempingiem. Obudzony hałasem pobiegłem Piotrowi na pomoc, lecz po ciosie straciłem przytomność. Sześć dni leżałem w szpitalu. Gdyby nie syn, który mnie obronił, pewnie by mnie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.