21/2009

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Na dno

Stocznię w Gdyni sprzedano za cenę jednego porządnego statku. Szczecińską jeszcze taniej O tym, że polskie stocznie pójdą na dno, pisałem w roku 2002. Dziś tamte artykuły mógłbym oferować redakcjom jako najbardziej aktualne. Już 4 marca 2002 r., gdy 5,5 tys. pracowników Stoczni Szczecińskiej SA przymusowo zostało wysłanych na „wczasy pod gruszą”, było po wszystkim. Zarządowi Szczecina zabrakło w kasie pieniędzy, a banki nie chciały wyłożyć 40 mln dol. na dalsze kredytowanie produkcji kadłubów. Ludzie pod sztandarami „Solidarności” wyszli na ulice, zapłonęły stosy opon, zawyły syreny, wznoszono okrzyki: „Złodzieje!”. Padła branża, która pod koniec XX w. dawała rocznie 5% polskiego eksportu i oferowała pracę kilkudziesięciu tysiącom pracowników. Dziś, gdy lekko podniecony min. Grad zapewnia dziennikarzy: „Stocznia w Gdyni ma nowego właściciela. To sukces! Mamy gwarancje inwestora, że znów będą produkowane statki”, wolno uśmiechnąć się z politowaniem. Siedem lat temu ministrowie Jacek Piechota i Wiesław Kaczmarek także dowodzili, że „Rząd ma plan” i „Damy radę!”. A dziennikarze, opozycyjni politycy i związkowcy – tak jak dziś – przekonywali, iż wszystko to lawina przekrętów i katastrofa. Rząd Leszka Millera nie miał żadnego realnego planu. Poza jednym – pompowaniem pieniędzy w upadłe

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Wejść tam, skąd ucieka PO

Z SLD wszyscy mają kłopot. Politycy, analitycy, media, a przede wszystkim sami wyborcy. No bo jak z tą partią jest? Niedawno obchodziła 10-lecie. A to po 1989 r. samo w sobie jest już osiągnięciem, bo nikt, poza PSL, nie może się pochwalić takim stażem. Kolejne partie, nawet gdy osiągały sukcesy, jak chociażby AWS, rozpadały się w momentach porażek i kryzysów wewnętrznych. Wiatry wywiewały elektorat i partie przechodziły do historii. Partie tak, ale ich liderzy i działacze, nie. Zmieniali szyldy i pod nowymi nazwami znowu zaczynali wspinaczkę. Jak wańka-wstańka. Przykłady PO i PiS pokazują, że ten wariant można ćwiczyć prawie w nieskończoność, bo wyborcy dość szybko tracą cierpliwość do kolejnych władz, ale też szybko zapominają o swoich pretensjach. Przykładem polityka, który wystąpi pod każdym szyldem, byle jego było na górze, jest Richard Henry Francis Czarnecki. Człowiek, który może o sobie powiedzieć: „sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało”. Jeszcze niedawno radował się publicznie z tego, że Państwowa Komisja Wyborcza zarejestrowała w wyborach do Parlamentu Europejskiego Różę Thun-Woźniakowską jako Różę Marię Gräfin von Thun und Hohenstein. Teraz, gdy komisja podała jego londyńskie imiona, Czarnecki dostał od losu nauczkę. Choć znacznie lepszą byłoby skreślenie go przez wyborców. Nawet

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Co z tą Szajbą?

Naśmiewając się ze stereotypów, Klata sam zdaje się wpadać w pułapkę strupieszałego wzorca „Szajba” Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk w reżyserii Jana Klaty, zrealizowana we wrocławskim Teatrze Polskim, najlepszy spektakl zakończonego właśnie w Gdyni R@portu, czyli festiwalu polskich sztuk współczesnych, nie dostała grand prix. Przedstawienie oblegane i gorąco oklaskiwane przez widzów, nagrodzone przez dziennikarzy, dostało od jury zaledwie nagrodę drugiej kategorii. Grand prix w ogóle nie było, a pierwszą nagrodę przyznano nieudanemu, moralizatorskiemu spektaklowi Pawła Passiniego „Wszystkie rodzaje śmierci”. Dlaczego? Może tak się objawił lęk przed oczyszczającym śmiechem. Tytuł „Szajba” trafnie oddaje stan umysłu konstruktora świata przedstawionego. Wszystko tu jest zmiksowane: polskie mity, współczesne lęki (z terroryzmem na czele), stereotypowe wyobrażenia o szczęściu i patriotyzmie, papka medialna i wyolbrzymiona głupota polityków, a wreszcie odwrócone stereotypy o wybaczaniu (tu Niemcy wybaczają Polakom przypisywane Żydom „winy” w nacjonalistyczno-faszystowskim sosie) i odkłamywaniu historii (podczas wojny milion Niemców miało jakoby ukrywać się w polskich domach, ponieważ protestowali przeciwko okupacji Polski). Humor rodem z „Ubu króla”, sporo dowcipu grubego a sprośnego, poszatkowany z Monty Pythonem, paradoksalny, przeczyszczający, a więc uwalniający od brzemienia rozmaitych liczmanów. Oto Polsce, w której rządzi dożywotni Premier Mister Ble,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Zrzucanie paprotek

Domy kultury zrywają ze stereotypami Wieczorki taneczne dla seniorów, przyszarzałe firanki, paprotki w oknach i zmęczeni instruktorzy przy wejściu czy nowoczesne, tętniące życiem centra kultury, pełne nowych projektów i korzystające z najnowszych technologii? Jak dziś wyglądają domy kultury – organizacje istniejące w Polsce od kilkudziesięciu lat, prowadzące działalność w każdej niemal gminie? Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę” przez kilka miesięcy prowadziło kompleksowe badanie w 13 losowo wybranych domach kultury na Mazowszu. Młodzi działacze, animatorzy kultury, zainspirowani własnymi kontaktami z lokalnymi organizacjami, zaangażowali socjologów i studentów, aby poznać i zrozumieć działania, cele i sposoby funkcjonowania tych placówek, a następnie przygotowali obszerny raport, który może stać się punktem wyjścia do szerokiej dyskusji o domach kultury. Dlaczego w niektórych gminach do domów kultury przychodzą tłumy, a w innych od lat nie dzieje się nic nowego i lokalna społeczność nie pamięta nawet o istnieniu takiego ośrodka? „Paprotki, lamperie, wszechwładni stróżowie, znudzeni pracownicy, rutyna – to wszystko sprawiało, że pojawiło się pytanie, czy to nie wielka szkoda, że miejsca, które powinny tętnić życiem, tak często świecą pustkami?”, zastanowili się animatorzy i wzięli sprawę w swoje ręce. Tradycja czy innowacja? Raport składa się z dwóch części. Pierwsza

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Wciąż daleko do Europy – rozmowa z Jolantą Szymanek-Deresz

Jesteśmy jedynym państwem Unii, które nie przyjęło Karty praw podstawowych. I nikomu na szczytach naszej władzy to nie przeszkadza – Nasze pierwsze pięciolecie w Unii Europejskiej należy chyba uznać za udane? – Zdecydowanie tak, wejście do Unii było jedyną możliwą drogą dla Polski. Korzyści są ewidentne, choć na razie jeszcze nieodczuwalne przez wszystkich obywateli. Ubolewam jednak nad tym, że pewne standardy europejskie nie mogą jak dotychczas zakorzenić się w naszym kraju. W dalszym ciągu, jeśli chodzi o sferę wolności i praw obywatelskich, jesteśmy daleko w tyle za państwami „starej” Unii. W Polsce panuje dramatyczna nietolerancja, ksenofobia, homofobia, wrogość (niejednokrotnie podsycana przez ludzi będących u władzy). Nie bez powodu Parlament Europejski w jednej ze swych rezolucji uznał Polskę za kraj ogarnięty takimi przywarami. – Kto jest za to szczególnie odpowiedzialny? – W największej mierze rządy PiS, zwłaszcza że nastąpił wtedy drastyczny kontrast w porównaniu z rządami lewicy, więc odczuliśmy to w spotęgowanej dawce. PO wizerunkowo chce się prezentować inaczej, ale w rzeczywistości jest ugrupowaniem liberalnym tylko w sferze ekonomicznej, natomiast w sferze światopoglądowej nie ustępuje konserwatyzmem Prawu i Sprawiedliwości. Nie dość, że za mało zaczerpnęliśmy z Unii, to stworzyliśmy wręcz bariery chroniące nas przed jej standardami. Cóż, podłoże nie bardzo sprzyja, rządzą partie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Łysa kampania

Spór o ukrywaną łysinę kandydata Jacka Kurskiego najlepiej obrazuje tegoroczną kampanię wyborczą do Parlamentu Europejskiego. Nieważne, co w głowie, ważniejsze, co na głowie. Nieważne, co kandydat ma do zaproponowania, do powiedzenia, ważniejsze, co w kampanii fikuśnego pokaże. Dwa tygodnie temu zadzwonił do mnie dziennikarz z „Metra”, pytając, czym zaszokuję potencjalnych wyborców podczas tej kampanii wyborczej. Złośliwym spotem, ulotką z gwoździem, pachnącym plakatem? Kiedy zapowiedziałem, że zamierzam prowadzić merytoryczną kampanię, podyskutować o przyszłości Unii Europejskiej, o Partnerstwie Wschodnim, zaprezentować swoje kompetencje zdobyte w czasie dziesięcioletniej pracy w Sejmie RP, Radzie Europy i Parlamencie Europejskim – wywołałem szok medialny. Merytoryczna kampania dziś nie uchodzi. Merytoryczna, programowa kampania wydaje się bezużyteczna, bo najważniejsze siły polityczne w naszym kraju używają wyborów do Parlamentu Europejskiego w innych celach niż wyłonienie najlepszej reprezentacji poselskiej. Dla Platformy Obywatelskiej eurowybory to próba generalna przed ważniejszymi, przyśpieszonymi przecież wyborami do Sejmu. PO na eurowybory stworzyła listę kandydatów przypominającą Front Jedności Narodu. Ale w tym pozornym szaleństwie jest metoda. To gra na 50-procentowy wynik wyborczy, czyli samodzielne rządy. Jeśli eksperyment z listą wyborcza od Hübner do Krzaklewskiego zostanie przez wyborców kupiony, zaakceptowany, to na podobnych zasadach fachowcy od marketingu politycznego z PO skroją listy do Sejmu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Młodociane tacierzyństwo

Młodzi ojcowie w wielu przypadkach pochodzą z przeciętnych rodzin, a „wpadka” zdarzyła się większości ze stałą dziewczyną Pamiętamy zapewne ubiegłoroczny skandal związany z 14-letnią ciężarną Agatą, której odmawiano wykonania aborcji i którą potępiono w pewnych środowiskach. Dziewczyna wbrew sobie mogła zostać jedną z młodocianych matek. Do ciąży zwykle trzeba dwojga, pozostaje zatem jeszcze ojciec – często młodociany. Rodzicielstwo nastolatków całkowicie odmienia ich życie, wpływa nie tylko na losy dziewczynek matek, ale i chłopców ojców. Jacy są polscy młodociani ojcowie, jak wygląda ich życie, samopoczucie, tacierzyństwo? Bycie świadomym ojcem staje się codziennością wielu mężczyzn, tacierzyństwo jest modne. Tatusiowie poza obowiązkami korzystają w Polsce również z praw, np. do urlopu i zwolnień lekarskich. Jest też część polskich ojców, którzy stali się nimi przypadkowo, jako nastolatki, dzieci na utrzymaniu rodziców. Kiedy chłopiec staje się ojcem, świat mu się zawala, podobnie jak dziewczynce mamie. Młodociane ojcostwo ma jednak różne oblicza, nie tylko patologiczne, jak wielu chciałoby się upierać. Nastoletni tatusiowie są obecni we wszystkich środowiskach – na wsi w Podlaskiem i w aglomeracji śląskiej czy w stolicy, w pełnych rodzinach i w rozbitych. Ani wykształceni, ani prości rodzice nie uchronili swoich synów przed wczesnym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Infostrada u każdego wójta

Do 2013 r. polskie samorządy mogą dostać z Unii Europejskiej 5-6 mld zł na infrastrukturę informatyczną Wielkie pieniądze budżet państwa przeznaczał i nadal przeznacza na to, by szerokopasmowy internet połączył wszystkie placówki administracji terenowej od ministerstwa do sołtysa. Pomaga mu w tym 16 regionalnych funduszy europejskich. W samym województwie mazowieckim na ten cel pójdzie 580 mln zł. Przewiduje się, że do 2013 r. Unia Europejska może zasilić polskie jednostki samorządu terytorialnego funduszami w wysokości około 5-6 mld zł na infrastrukturę informatyczną, co stanowi 2,2% ogółu środków na realizację projektów rozwojowych jednostek samorządu terytorialnego. Za te pieniądze będzie realizowana większość ogłaszanych zamówień, które przyczyniają się do skoku cywilizacyjnego. Aby do tego doszło, potrzebne są bezprzewodowe sieci, do niedawna obecne tylko w dużych miastach, bezprzewodowy monitoring oraz całkowicie zinformatyzowany e-urząd dostępny dla większości obywateli. W każdym urzędzie, w którym załatwia się takie podstawowe sprawy jak meldunek, dowód osobisty, skargę itp., należy przedłożyć pismo lub wypełniony formularz papierowy. Oczywiście wszystko jest opatrzone naszymi danymi osobowymi i podpisem. W celu usprawnienia załatwiania spraw w urzędzie, bez konieczności jego odwiedzania, wymyślono bezpieczny podpis elektroniczny, który zastępuje identyfikację i podpis. Obecnie sprawa podpisu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Biznes z Turkiem

TUSKON – światowy szczyt biznesowy w Stambule Nie od dziś wiadomo, że Turcja jest mostem między Azją a resztą świata, coraz częściej przekonują się o tym politycy oraz przedsiębiorcy. Jedni i drudzy (z przewagą ludzi biznesu) przyjadą wkrótce do Stambułu na jeden z najważniejszych w 2009 r. szczytów gospodarczych, nazwany mostem handlowym, a zorganizowany przez Turecką Konfederację Przedsiębiorców i Przemysłowców TUSKON. Nie wiadomo, czy na tym spotkaniu zjawi się premier Tusk, na pewno będą jednak przedsiębiorcy z Polski. O szczycie biznesowym nad Bosforem mówi Sebahattin Öner, dyrektor przedstawicielstwa TUSKON w Polsce. – Kto i po co przyjedzie do Stambułu? – Niemal cały świat – po to, żeby planować i robić interesy, a także rozmawiać o tym, jak lepiej i skuteczniej współpracować, by oprzeć się kryzysowi światowemu. Tegoroczny szczyt potrwa od 1 do 7 czerwca. Udział w tym wydarzeniu zapowiedziało ponad 2 tys. biznesmenów ze 150 państw całego świata. Stronę turecką reprezentować będzie prawie 3 tys. przedsiębiorców, a także przedstawiciele administracji z naszym ministrem handlu. Będzie to prawdziwy most handlowy między Turcją a światem. – Jakie branże będą dominować? – Na szczycie TUSKON zjawią się przedstawiciele wszystkich dziedzin gospodarki, nie ma żadnych ograniczeń, można rozmawiać na temat wszelkich

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.