37/2009

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Wywiady

Polityka żyje awanturą, my – życzliwością i dobrocią

Polska stała się krajem par excellence wyznaniowym. W którym jednocześnie problem praw i równości płci – pod każdym względem – jest całkowicie zakłamany Z prof. Wiktorem Osiatyńskim rozmawiają Jan Ordyński i Robert Walenciak – Panie profesorze, oto ostatnie pańskie wypowiedzi – mówi pan o narkotykach, o prawach kobiet. Czy te tematy stanowią clou współczesnej debaty? Czy są najistotniejsze i symptomatyczne dla problemów współczesnej Polski? – Nie są symptomatyczne dla problemów współczesnej Polski, ale stanowią ważną część moich zainteresowań. Ponieważ interesuję się prawami człowieka. – W Polsce to już démodé… – Prawa człowieka w systemie autorytarnym, totalitarnym dotyczyły wszystkich. W tym systemie każdy mógł stać się jego ofiarą, wobec tego obrońcy praw człowieka bronili potencjalnie każdego. Prawa człowieka w państwach autorytarnych to ważna rzecz! A w demokracji? W demokracji większość ludzi nie stanie się ofiarą systemu. Ofiarami systemu staną się niemal wyłącznie ci, którzy skoczą mu do oczu, a jeszcze bardziej ci, którzy są ignorowani jako nieważni, trwale zmarginalizowani i pozbawieni praw. Niby równość, niby demokracja… – I z tego powodu w demokracji prawa człowieka mało interesują szeroką publiczność? – Z tego powodu w demokracji tak naprawdę walka o prawa człowieka jest walką

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Muzeum nadal w Otwocku Wielkim

Minister Sawicki zmienił decyzję wojewody przyznającą odbudowany pałac byłym właścicielom W majowym „Przeglądzie” (nr 18/2009) w artykule „Co zwrócił wojewoda” pisaliśmy o pałacu w Otwocku Wielkim, który został przez wojewodę mazowieckiego przyznany dawnym właścicielom tej wspaniałej rezydencji. Dziś sytuacja zmieniła się, bo oto Marek Sawicki, minister rolnictwa, jako reprezentant skarbu państwa podjął decyzję o uchyleniu decyzji wojewody. Uczynił to na wniosek ministra kultury, który zdecydował się wystąpić z odwołaniem. Na biurko szefa resortu rolnictwa trafiło pismo szefa resortu kultury, dba on bowiem o interesy zarządzanej przez siebie placówki – Muzeum Narodowego, a właśnie w pałacu w Otwocku Wielkim mieści się oddział MN – Muzeum Wnętrz. Choć postanowienie ministra rolnictwa nie zamyka sprawy, nie jest ostatecznym rozwiązaniem kwestii reprywatyzacji tego obiektu, na jakiś czas usunęło widmo przeprowadzki. Muzeum Narodowe ma poważne problemy lokalowe i miejsce w otwockim pałacu wypełnia część tej luki. Nikt nie mówi o przeprowadzce – Na terenie zespołu pałacowego w Otwocku Wielkim jest nie tylko Muzeum Wnętrz, lecz także magazyny muzealne, magazyn mebli, dwie pracownie mebli i pracownia konserwacji tkanin – mówi kurator Muzeum Wnętrz, Mirosław Budzyński. – Nie słyszałem – dodaje – by centrala miała jakieś plany

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Nie tańczę na wszystkich weselach

Dyrektorem polskich teatrów operowych jestem od 40 lat i w moim zawodzie nie uznaje się pojęcia emerytury Ze Sławomirem Pietrasem rozmawia Bronisław Tumiłowicz – Był pan dyrektorem wszystkich największych oper polskich, ale pańskie nazwisko znane jest także społecznościom mniejszych, prowincjonalnych ośrodków, np. Wałbrzycha, Czeladzi, Kalisza, Sanoka i wielu innych. I stało się tak, mimo że nie jest pan popularnym celebrytem telewizyjnym. Czyżby uważał pan, że prowincja jest bardziej wartościowa i chłonna od metropolii? – Zalecałbym większą ostrożność w odniesieniu do terminu prowincja. Ze swojego otoczenia znam wielu ludzi związanych z kulturą, którzy nadużywają terminu prowincja i demonstrują przez to rodzaj kompleksu. W istocie mnóstwo zjawisk w polskiej kulturze powstało poza Warszawą, a z drugiej strony zdarza się obserwować w stolicy działania, myślenie i tworzenie o zabarwieniu wybitnie prowincjonalnym, i to w najbardziej negatywnym znaczeniu. Proponowałbym zatem zamianę terminów. Zamiast mówić o prowincjonalności kultury polskiej, używać określeń stołeczność i pozastołeczność. Pominąć pejoratywny odcień terminu prowincjonalizm, za wyjątkiem zjawisk zdecydowanie negatywnych dotyczących terytorium naszej ojczyzny. – Mówi to pan jako dyrektor na emeryturze? – Skądże. Dyrektorem polskich teatrów operowych jestem od 40 lat i w moim zawodzie nie uznaje się pojęcia emerytury. Od niedługiego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Maribor: pogrzeb epoki Beenhakkera

Odwrót pana Leo zaczął się w marcu 2008 r., od fatalnej porażki z USA. Drużyna wtedy po zawodach ostro poszła w tango Miały być dwa zwycięstwa, a była totalna klapa. Najpierw w Chorzowie z Irlandią Północną tylko remis 1:1, a cztery dni później w Mariborze kompromitujące 0:3 ze Słowenią. Koniec marzeń o starcie w finałach mistrzostw świata RPA 2010, choć matematycznie biało-czerwoni mają jeszcze szansę na grę w meczach barażowych (14 i 18 listopada). Przy odpowiednio wysokim pokonaniu 10 października Czechów w Pradze i 14 października Słowaków w Chorzowie oraz niesamowicie szczęśliwych wynikach innych meczów grupowych… Wasilewski nie zainspirował Tak naprawdę jednak snucie jakichkolwiek nadziei to po prostu przedłużanie agonii, więc dajmy sobie spokój. Reprezentacja Polski, jako autorska drużyna Leo Beenhakkera, już umarła. Pogrzeb odbył się w Mariborze. Po chorzowskim etapie blamażu, remisie z Irlandią Północną, kapitan Michał Żewłakow stwierdził, że biało-czerwoni nie tworzyli zespołu. Po klęsce ze Słowenią legendarny Włodzimierz Lubański zauważył, że nasi piłkarze grali tak, jakby mieli już kompletnie dość holenderskiego selekcjonera i za wszelką cenę chcieli go zwolnić. Fakt, wyglądało, że Beenhakker zupełnie stracił kontakt z zespołem. Biało-czerwonych nie porwało do boju nawet koszmarne złamanie nogi przez ich najbardziej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Krwawy atak na cysterny

Po akcji w Afganistanie Bundeswehra znalazła się w ogniu krytyki Atak z powietrza na uprowadzone przez talibów samochody cysterny spowodował kilkadziesiąt ofiar. Jak opowiadali potem żołnierze Bundes- wehry, po nalocie pojazdy zmieniły się w dymiące wraki, a w powietrzu unosił się zapach spalonego mięsa. Bomby zrzuciły amerykańskie samoloty F-15 na wezwanie niemieckiego pułkownika. Według niezależnej afgańskiej organizacji broniącej praw człowieka Afghanistan Rights Monitor (ARM), w akcji tej zginęło kilkunastu uzbrojonych ludzi (czyli talibów) oraz od 60 do 70 osób cywilnych, okolicznych mieszkańców, którzy zgromadzili się przy cysternach, aby zdobyć darmowe paliwo. Amerykański dziennik „Washington Post” pisał o 125 ofiarach. Gubernator prowincji Kunduz, Mohammad Omar, stwierdził, że śmierć poniosły 54 osoby, w tym sześciu cywilów. Do szpitali trafili liczni ranni. Komisarz EU do spraw zagranicznych, Benita Ferrero-Waldner, mówiła o wielkiej tragedii. Szefowie dyplomacji Wielkiej Brytanii i Francji, David Miliband oraz Bernard Kouchner, zażądali szczegółowego dochodzenia. Ten ostatni określił atak jako poważny błąd. „Nie jesteśmy w Afganistanie, aby zdobywać, ale żeby pomagać i wspierać demokrację”, pouczał minister spraw zagranicznych Luksemburga, Jean Asselborn. Prezydent Afganistanu Hamid Karzaj nie krył gniewu. W wywiadzie dla francuskiego dziennika „Le

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Czy powinno się prowadzić badania IQ wśród dzieci?

pro Prof. Maria Jarosz, socjologia dzieci Wydaje mi się, że powinno się badać IQ m.in. po to, aby wyłapywać najzdolniejsze, niezależnie od tego, z jakiego środowiska pochodzą. Warto pomóc najlepszym, jeśli są z uboższych rodzin. Badania, które prowadziłam po wojnie, pokazały, że w połowie lat 60. zmieniła się otwartość edukacji. Dziś wykształcenie zależy od tego, z jakiego środowiska dziecko pochodzi. Rodzą się nam całe zbiorowości dzieci wykluczonych, „źle urodzonych”. kontra Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Moim zdaniem nie, bo rozwój dziecka, jego osobowości, przebiega nierównomiernie. Naznaczanie dziecka jakimś ilorazem inteligencji byłoby krzywdzące dla jego rozwoju i psychiki. Jestem egalitarystą i uważam, że nie ma najmniejszego powodu, byśmy różnicowali społeczeństwo i wprowadzali daleko idące podziały w życie szkoły. Ona powinna dobrze wychowywać i kształcić, a nie już na pierwszym etapie życia stygmatyzować dzieci.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Śmierć i honor

W niektórych regionach Albanii wciąż obowiązują XV-wieczne zasady zemsty krwi. Od lat 90. z tego powodu zabito prawie dziesięć tysięcy osób W niektórych regionach Albanii wciąż obowiązują zasady spisanego w XV w. prawa zwyczajowego, które dopuszcza m.in. zemstę krwi (gjakmarrje). Z tego powodu setki dzieci nie uczęszczają do szkół i siedzą zamknięte w domach. 18-latek Kristian Luli od sześciu lat nie wyszedł z domu, ponieważ za progiem czeka na niego śmierć. Miał bowiem to nieszczęście, że jego ojciec kogoś zabił i mimo iż odbywa za to karę 20 lat pozbawienia wolności, wszyscy męscy członkowie rodziny zabójcy, którzy są wystarczająco dorośli, mogą zostać zabici przez któregoś z członków rodziny zamordowanego. Kristian również. W podobnej sytuacji znajduje się w Albanii wiele dzieci. Wszystko przez albański kodeks honorowy Kanun, który daje prawo do wendety. Bezpieczni tylko w domach Kanun istnieje już 2 tys. lat, lecz jako zbiór praw pierwszy spisał go w XV w. Leka Dukagjin, bohater walk z Turkami i przywódca jednego z najbardziej wpływowych wtedy klanów. Kanun regulował wszystkie aspekty życia od kołyski aż po grób, m.in. małżeństwo, stosunek do religii, własność, gościnność oraz karanie przestępców. W przypadku zabójstwa dopuszczona była zemsta krwi na mordercy. Jeżeli nie istniała możliwość

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Czy rząd ma rację, chcąc przyśpieszyć prywatyzację?

Prof. Aldona Kamela-Sowińska, b. minister skarbu Tak. Rację ma rząd, który chce przyśpieszyć prywatyzację, gdyż każdy dzień zwłoki to mniejszy pieniądz. Na początku naszej transformacji osiągało się z prywatyzacji bardzo duże przychody. Dziś są one coraz mniejsze. Nikt już po ten majątek specjalnie się nie kwapi i im szybciej się go sprzeda, tym większe pieniądze się otrzyma. Nie ma żadnej gwarancji, że za jakiś czas wartość tego majątku miałaby wzrosnąć. Poza tym dzisiaj największym dobrem jest pieniądz. Zamiast więc sięgać do kieszeni podatników, nas wszystkich, lepiej sprzedać majątek. Podnosząc podatki, można zmniejszyć popyt wewnętrzny, który decyduje o koniunkturze gospodarczej, sprzedając majątek, nie pogarszamy naszych możliwości nabywczych. Prof. Witold Orłowski, b. doradca ekonomiczny prezydenta Rząd nie bardzo ma wyjście, wiele osób zwraca uwagę, że nie jest dobrze. Z drugiej strony wiadomo, że jeśli rząd musi coś sprzedać, to dostanie dosyć niskie ceny. Wszyscy jednak wiedzą, że ostatnie parę lat zostało zmarnowane, reforma finansów się odwlekała i grozi nam teraz przekroczenie progów ostrożnościowych, gdy chodzi o dług publiczny. Gdyby do tego doszło, to może nie byłaby jeszcze ostateczna katastrofa, ale trzeba by szybko podnosić podatki i zapychać dziurę budżetową. Jednym ze sposobów uniknięcia tego jest prywatyzacja.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Bank zawsze wygra

Oprocentowanie wkładów spadło, w dodatku poszły w górę bankowe opłaty i prowizje Nie ma innych instytucji, które z taką skutecznością jak banki potrafią skubać nasze portfele. Gdy w drugiej połowie ubiegłego roku z obawy o swoje oszczędności zaczęliśmy wycofywać wkłady, banki podniosły ich oprocentowanie. Podziałało – ta, jak ją określa Komisja Nadzoru Finansowego, „wojna depozytowa”, sprawiła, że w ciągu 12 miesięcy (czerwiec 2008-czerwiec 2009) lokaty gospodarstw domowych wzrosły aż o 9,4%. Kiedy pieniądze zostały już ściągnięte, banki szybko obniżyły oprocentowanie, natomiast podniosły opłaty i prowizje. W ten prosty sposób odbijają sobie zyski utracone w wyniku wypłaty większych odsetek klientom. I tak nas złupią Dzieje się to wszystko w majestacie prawa, bo żaden bank w Polsce nie gwarantuje swoim klientom niezmienności opłat, prowizji i oprocentowania. A skoro nie gwarantuje, to znaczy, że może je zmieniać tak, jak mu się podoba. W 2009 r. rosną więc marże, opłaty za prowadzenie rachunków, za wypłaty z obcych bankomatów, przelewy, karty płatnicze i kredytowe, za wysyłanie wyciągów, pism i monitów. Część tych obciążeń jest w ogóle bezprawna. Jak mówi Izabela Dąbrowska, prawniczka Federacji Konsumentów, która specjalizuje się w usługach finansowych, banki nie mogą pobierać od klientów opłat za kierowaną do nich korespondencję firmową,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Wodzu, prowadź! Między hańbą a honorem

Totalną kompromitacją było zachowanie marszałka Rydza-Śmigłego, który opuścił swoich żołnierzy i uciekł do Rumunii Rozpoczęta 1 września 1939 r. wojna była wojną obronną, prowadzoną przez Polaków w myśl zasady, że chociaż są w ojczyźnie rachunki krzywd, to należy odłożyć je na później i stawiać bagnet na broń. Żołnierze i oficerowie Wojska Polskiego odznaczyli się bohaterstwem i swoim zachowaniem dali świadectwo odmienianemu ostatnio przez wszystkie przypadki słowu honor. Trudno powiedzieć, czy w II RP obowiązywała zasada negatywnej selekcji, jednak im wyżej w hierarchii wojskowej, tym tego honoru było mniej. Totalną kompromitacją było postępowanie naczelnego wodza, marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, który opuścił swoich żołnierzy i uciekł do Rumunii. Jego zachowanie – uwzględniając polską tradycję – bardziej wypełniało konotację słowa hańba. Jednak kampania wrześniowa nie była tylko bankructwem Rydza-Śmigłego. Niezależnie od bohaterstwa żołnierzy, klęska wrześniowa była politycznym bankructwem sanacji. Mocarstwowe ambicje Bankructwem państwa, które miało mocarstwowe pretensje i kolonialne ambicje. Teza, że Polska jest – a przynajmniej powinna być – mocarstwem, przed wojną uwodziła umysły tak znakomite jak Jerzy Giedroyc. Sanacyjna „Gazeta Polska” pisała wprost: „Polska żąda kolonii”. Co ciekawe, uzasadnienie tych żądań było typowo polskie – jednym z głównych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.